Lubelscy parlamentarzyści chętnie kupowali elektronikę, m.in. smartfony, laptopy, kamery, czy aparaty cyfrowe. Ale najpokaźniejsze pozycje to wynagrodzenia pracowników, koszty najmu czy paliwo. Na co i ile wydawali nasi posłowie w ramach otrzymywanego z Kancelarii Sejmu ryczałtu na prowadzenie biur poselskich?
W ostatnich latach wysokość ryczałtu wzrastała kilkukrotnie. Do końca czerwca ubiegłego roku wynosiła 15,2 tys. zł miesięcznie, a od 1 lipca – 17,2 tys. zł. Po tegorocznej podwyżce parlamentarzyści co miesiąc mogą wydać na prowadzenie biur już 19 tys. zł. Sprawdziliśmy, co wpisali w swoich rozliczeniach za ubiegły rok.
Wynagrodzenia, wynajem, kilometrówki…
Główne wydatki są związane z kosztami pracowniczymi. Najwięcej na etaty dla swoich pracowników w 2021 roku wydali: wicepremier i minister finansów Jacek Sasin (ok. 137 tys. zł) – formalnie poseł z okręgu chełmskiego – i Dariusz Stefaniuk (123 tys. zł). 130 tys. zł na pensje wyłożył ich partyjny kolega Marcin Duszek, ale on część pracowników zatrudnił na umowę-zlecenie.
Kto w ubiegłym roku płacił najmniej? Z oświadczeń wynika, że najniższe kwoty na wynagrodzenia przeznaczyli Anna Dąbrowska-Banaszek, Jan Kanthak, Sławomir Skwarek (wszyscy PiS), Krzysztof Grabczuk (Koalicja Obywatelska) i Jarosław Sachajko (Kukiz’15). Każde z nich wydało na ten cel mniej niż 60 tys. zł.
Dąbrowska-Banaszek ponosi za to największe koszty wynajmu pomieszczeń. Parlamentarzystka prowadzi główne biuro w Chełmie oraz filię w Radzyniu Podlaskim, a z tytułu najmu zapłaciła blisko 47,5 tys. zł. To zdecydowanie więcej od posłów, którzy mają nawet po kilka filii.
Wybrańcy narodu część ryczałtu mogą przeznaczyć także na korzystanie z prywatnych samochodów w celach służbowych. W tym przypadku sumy powyżej 30 tys. zł w skali roku są na porządku dziennym.
Dziewięcioro z 27 lubelskich parlamentarzystów wydało co do grosza maksymalną możliwą kwotę na tzw. kilometrówkę: 35 tys. 103 zł i 60 gr.
Ani złotówki na paliwo nie przeznaczyli wspomniany Jacek Sasin oraz minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. Oni jednak jako członkowie rządu mają do dyspozycji służbowe auta z kierowcą.
Ale byli też tacy, którzy pieniądze z Kancelarii Sejmu wykorzystywali do służbowych przejazdów taksówkami. Najwięcej – prawie 1,9 tys. zł – wydał na to Jan Kanthak. Ponadto wiceminister aktywów państwowych w swoim rozliczeniu wpisał też m.in. 2,4 tys. zł na całoroczny bilet parkingowy.
Lubelscy posłowie - wydatki
Posłowie oszczędzają za to na zamawianiu ekspertyz, opinii i tłumaczeń. Takie wydatki w swoich rozliczeniach wykazało tylko siedmioro posłów z naszego regionu. Pod tym względem brylowali politycy PiS: Sławomir Zawiślak (24,6 tys. zł), Przemysław Czarnek (prawie 22,4 tys. zł), Beata Strzałka (9,8 tys. zł) i Artur Soboń (6,7 tys. zł). Tuż za nimi uplasował się Jacek Czerniak z Nowej Lewicy. – Takie opinie są potrzebne w pracy poselskiej od strony merytorycznej. Dają nam fachową wiedzę, którą możemy wykorzystywać chociażby podczas rozmów z wyborcami na różne tematy – mówi nam Czerniak, choć najwyraźniej tego zdania nie podziela wielu jego kolegów z sejmowych ław.
Co istotne większość lubelskich parlamentarzystów nie wydaje wszystkich pieniędzy, jakie mają do dyspozycji na dany rok. Zaoszczędzone środki mogą wykorzystać w kolejnym, a najwięcej oszczędności ma w tej chwili Jarosław Sachajko – ponad 90 tys. zł. „Na zero” wyszła natomiast Marta Wcisło z Koalicji Obywatelskiej. – Prowadzę cztery biura, zatrudniam kilkoro pracowników i prawnika. Uczestniczę w wielu wydarzeniach i uroczystościach, co też generuje koszty. Nie korzystam z taksówek czy bezpłatnych przejazdów komunikacją publiczną, a i tak wydatki, które poniosłam w ubiegłym roku, były wyższe niż te w rozliczeniu. Cześć z nich pokryłam z własnej kieszeni – mówi posłanka z Lublina.
Elektronika i nie tylko
Ponad 2 tys. zł na minusie w swoim oświadczeniu wykazał Sławomir Skwarek. Poseł PiS w ubiegłym roku kupił do swojego biura sporo elektroniki. Na liście zakupów znalazło się: pięć telefonów o łącznej wartości ponad 13 tys. zł, laptop za 3,4 tys. zł, aparat cyfrowy za 2,8 tys. zł i kamera go-pro za 2 tys. zł. Jakub Kulesza z Konfederacji wydał natomiast prawie 13 tys. zł na trzy smartfony i przenośny komputer.
Tego typu sprzęty formalnie są własnością Kancelarii Sejmu, znajdującą się na wyposażeniu danego biura. Po zakończeniu kadencji posłowie będą mieli jednak możliwość ich wykupu na podstawie wyceny dokonanej przez specjalnie powołaną komisję. To efekt zmiany w przepisach, która ma zapobiec fali tajemniczych „zaginięć” poselskiego sprzętu.
Co jeszcze znajdziemy wśród wydatków? Przemysław Czarnek w ubiegłym roku zamontował w swoim biurze monitoring za 4,3 tys. zł. Było to kilka dni po tym, jak budynek, w którym mieści się jego punkt spotkań z wyborcami, został obrzucony przez nieznanych sprawców jajkami i pojemnikami z farbą. – Było to związane nie tylko z tym incydentem, ale też falą hejtu w internecie pod moim adresem. Chodziło przede wszystkim o bezpieczeństwo moich pracowników, bo ja większość czasu spędzam w Warszawie – tłumaczy Czarnek.
W rozliczeniach znajdziemy też inne, mniej oczywiste zakupy. Jerzy Bielecki (PiS) do swojego biura kupił m.in. chłodziarkę, a jego partyjny kolega Kazimierz Choma – odkurzacz. Z kolei inny poseł partii rządzącej Sylwester Tułajew w zestawieniu swoich wydatków obok wartego 4 tys. zł aparatu wymienił m.in. parasol za 70 zł.