Magdalena Wójcik, naczelna pielęgniarka w SPSK1 w Lublinie, odniosła się do zarzutów stawianych jej anonimowo przez pielęgniarki.
Pielęgniarki mają dosyć przełożonej. "Nie jesteśmy w stanie wytrzymać dalszych upokorzeń"
– Zarzuty o zastraszanie i upokarzanie nie miały nigdy miejsca. Poza tym bardzo sporadycznie miewam kontakt z pielęgniarkami/położnymi, bezpośrednio współpracuję z pielęgniarkami oddziałowymi – podkreśla w e-mailowej odpowiedzi na nasze pytania Magdalena Wójcik i zaprzecza, że pielęgniarek brakuje.
– Dowodem jest dokument przedstawiający minimalne normy zatrudnienia pielęgniarek i położnych w SPSK Nr 1 w Lublinie zaopiniowany pozytywnie przez OIPIP (Okręgową Izbę Pielęgniarek i Położnych – red.) w Lublinie. W oddziałach szpitalnych jest zatrudnionych o 20 pielęgniarek więcej niż wskazują normy.
Naczelna pielęgniarka zaprzecza też, że inwigiluje pracowników. – Jeśli ktoś uznaje za inwigilację dokonywanie kontroli pracy w poszczególnych oddziałach, to nie zgadzam się z taką interpretacją. Nadzór nad personelem pielęgniarsko-położniczym wynika z mojego zakresu obowiązków i jest zgodny z Kodeksem Pracy – zaznacza Wójcik. – Na terenie szpitala funkcjonuje siedem organizacji związkowych (w tym trzy zrzeszające wyłącznie pielęgniarki i położne), a do tej pory nigdy nie było żadnych zastrzeżeń odnośnie mojej pracy.
Dyrekcja szpitala początkowo była przeciwna, by naczelna pielęgniarka wypowiadała się dla mediów, ale po tekście „Bunt pielęgniarek ze Staszica”, który ukazał się we wtorkowym wydaniu Dziennika Wschodniego, zgodziła się na jej komentarz.
Po tej publikacji z naszą redakcją skontaktowały się podwładne pani Wójcik. – Podpisuję się pod wszystkimi zarzutami wobec naczelnej pielęgniarki, które znalazły się w anonimowym liście do dyrektora szpitala. Zastraszanie i upokarzanie pracowników, szukanie na nich „haków” i inwigilowanie są na porządku dziennym – mówi nam jedna z pielęgniarek, która pracuje w SPSK1 w Lublinie.
– Część pielęgniarek odeszła, część za chwilę odejdzie, bo ludzie przestają tu wytrzymywać. Braki kadrowe są coraz większe – dodaje inna. – Bałyśmy się reagować. Wybór anonimowej formy listu uznałyśmy za najbardziej bezpieczną, bo pielęgniarka naczelna zaznaczała wielokrotnie, że ma poparcie dyrekcji.
– To najgorsza przełożona, jaką kiedykolwiek miałyśmy, do której nie można zwrócić się z żadnym problemem, bo nigdy nie pomogła, a wręcz mogła zaszkodzić. Przez współpracę z nią niektórzy pracownicy musieli korzystać z pomocy psychiatry – powiedziała nam pielęgniarka, która pracowała w szpitalu przez 30 lat, a w ubiegłym roku zwolniła się na własną prośbę. – Kibicuję pozostałym koleżankom i cieszę się, że wreszcie zdobyły się na jakiś krok – dodała.