Rozmowa z Markiem Piotrowskim, 9-krotnym zdobywcą tytułu mistrza świata w kick-boxingu
- W ramach rewanżu. Kiedy ja potrzebowałem, ktoś mi pomógł. Można powiedzieć, że teraz łączę ogniwa. Dostałem zaproszenie, więc je przyjąłem. Staram się regularnie wspierać takie inicjatywy. Niedługo jadę na spartakiadę organizowaną przez jeden z klubów AA "Trzeźwość i zdrowie”. Regularnie wizytuję też więzienia.
•Odniosłeś wiele sukcesów. Ale to już przeszłość. Co przerwało twoją karierę?
- Przestałem dobrze funkcjonować. Zacząłem mieć problemy ze zdrowiem. Badania obiektywne, takie jak rezonans magnetyczny i badanie płynu z rdzenia kręgowego nie wykazały żadnej patologii. Nie chciałbym o tym rozmawiać.
•To może opowiesz, jak zaczęła się twoja przygoda ze sportem?
- W ósmej klasie szkoły podstawowej rozpocząłem trening karate kyokushin. Po jakimś czasie zdobyłem najpierw tytuł mistrza Polski juniorów, potem zostałem mistrzem wśród seniorów.
•Potem był kick-boxing?
- Zawsze zmierzałem do bardziej realnej konfrontacji umiejętności. W karate nie było takiej sposobności. Tam walka w kontakcie była bardzo ograniczona. Więc przerzuciłem się na kick-boxing. Akurat w tym czasie kadra Polski przygotowywała się do Mistrzostw Świata w Monachium. Dostałem się do kadry. Na mistrzostwach w 1987 roku odniosłem swoje pierwsze zwycięstwo, zdobyłem tytuł mistrza świata.
• Bardzo szybko zacząłeś odnosić sukcesy. To chyba talent.
- Nie miałem specjalnego talentu w takich kwestiach jak motoryka, szybkość itd. Miałem za to pasję, chęci i ten głód. Byłem bardzo pracowity. Świętej pamięci Bronisław Malinowski powiedział kiedyś, że mam talent do pracy.
•Co dało ci uprawianie sportu?
- Wszystko. Mam dzięki niemu siebie i swoją osobowość. Dał mi doświadczenie życiowe, euforię i radość. Ból, cierpienie i łzy. Cały czas moje życie przeplata się ze sportem. To jest nierozerwalne i nie da się tego odseparować.
Rozmawiał Piotr Stasiuk
Rozmowa nagrana w Lublinie 28 kwietnia 2008.