Świecący napis „I LOVE LUBLIN” pozostanie już na stałe na pl. Litewskim – zapowiada Urząd Miasta, ale nie wszystkim się to podoba. Lubelska fundacja Lux Poloniae chce zastąpić anglojęzyczny napis „naszym narodowym słownictwem” i wolałaby widzieć litery układające się w słowa „KOCHAM LUBLIN”.
Przestrzenne litery układające się w napis „I LOVE LUBLIN” (gdzie słowo „love” zastąpione jest sercem) pojawiły się na pl. Litewskim przy okazji ubiegłorocznej edycji festiwalu Carnaval Sztukmistrzów. Ratusz zamówił taką konstrukcję, aby na jej tle mogli się fotografować turyści i mieszkańcy. Umieszczone w internecie zdjęcia miały budować pozytywny wizerunek miasta. I rzeczywiście: na popularnych portalach społecznościowych nietrudno znaleźć takie fotografie.
– Napis świetlny I love Lublin pozostanie na placu Litewskim na stałe – zapowiedziała w piątek Monika Głazik z biura prasowego w lubelskim Ratuszu. Dzień później zareagowała na to lubelska fundacja Lux Poloniae.
– Szczerze jesteśmy zaskoczeni decyzją lokalnych władz – czytamy we wpisie opublikowanym na portalu Facebook przez fundację, która zwraca uwagę na to, że pl. Litewski to szczególne miejsce, historyczne centrum miasta, a napis stoi tuż obok pomnika Unii Lubelskiej. – Zastanawia nas takie podejście do własnej kultury, narodowego języka, szacunku wobec własnych, narodowych wartości. Jako fundacja o szczególnej misji zwrócimy się do władz lokalnych z propozycją uwzględnienia, aby obco brzmiące litery i dziwacznie wyglądające w miejscu historycznym symbole zastąpić naszym, narodowym słownictwem – czytamy we wspomnianym wpisie. – Proponujemy, aby napis wprost wyrażał to, co czują mieszkańcy, żeby można było pełną piersią zakrzyknąć: Kocham Lublin!
Pod wpisem fundacji pojawiło się wiele komentarzy. – Jeśli liczymy na zagranicznych turystów to powinno zostać tak jak jest – twierdził jeden z komentujących, którzy przekonywali, że polski napis byłby nieatrakcyjny dla cudzoziemców. – To międzynarodowy znak – podkreślał jeden z internautów. – Takie napisy są w Seulu, Bejrucie czy też w Kuala Lumpur. „Kocham Lublin” byłoby nieczytelne i niezrozumiałe – przekonywał. Pojawiły się też przytyki pod adresem samej fundacji Lux Poloniae: – Zacznijcie Państwo od zmiany obco brzmiącej nazwy własnej – radził jeden z użytkowników Facebooka.
W internetową dyskusję włączyła się nawet Bogna Bender-Motyka, która na co dzień kieruje Muzeum Wsi Lubelskiej. – Napis jest kiczowaty, pretensjonalny i bardzo prowincjonalny. Podobnych napisów widziałam co niemiara w miastach byłego związku radzieckiego – skomentowała Bender-Motyka. – Takie serduszka są już wszędzie i to jest nudne – twierdziła inna uczestniczka dyskusji.
Większość komentujących broniła napisu. – Rozumiemy, że młodzi ludzie nie w widzą w napisie niczego nagannego, ale społeczność to także ludzie starsi. To na ich inicjatywę odpowiedzieliśmy – wyjaśniała potem fundacja. – Nasza odpowiedź oraz ewentualne pismo do władz miasta nie oznaczają likwidacji napisu. Może jest to czas na debatę społeczną w tym względzie?
Na likwidację napisu raczej się nie zanosi, choćby dlatego, że kosztował niemało. Miasto zapłaciło za niego 103 tys. zł.