Pod znakiem zapytania stanął plan zawieszenia neonowych napisów „Szacun na dzielni” i „Szacun na mieście” na wiadukcie kolejowym nad Drogą Męczenników Majdanka. – To kojarzy się z rynsztokowym językiem – protestuje grupa dzielnicowych radnych.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Wjeżdżających na Bronowice witałby napis „Szacun na dzielni”, wyjeżdżających żegnałby „Szacun na mieście”. Pomysł na takie neony zrodził się w głowie Szymona Pietrasiewicza z Centrum Kultury. – Kolej, do której należy wiadukt wstępnie się zgodziła – mówi Pietrasiewicz. W rozmowach uczestniczą władze miasta. – Dyrektor z Polskich Linii Kolejowych powiedział, że jeśli miasto to poprze i zarekomenduje, to kolej jest w stanie się zgodzić – mówi Krzysztof Komorski, zastępca prezydenta Lublina.
Neony oburzyły za to sześciu członków Rady Dzielnicy Bronowice. Napisali do prezydenta oficjalny protest: „jesteśmy zdania, że forma tych napisów może wzbudzić pejoratywne konotacje kojarzące się z językiem wulgarnym, niewybrednym, wręcz rynsztokowym”. Pod listem podpisali się dzielnicowi radni: Danuta Bochniarz, Waldemar Czapczyński, Mariusz Grądzielewski, Hubert Obrusiewicz, Andrzej Szyszko i Grażyna Tutka.
Autorzy listu stwierdzają dalej (pisownia oryginalna), że: „Tego typu treści powinny wykazywać się z jednej strony poprawnością wyrazu gdyż będzie ona wizytówką Dzielnicy jak i całego Naszego Miasta. Dlatego wydajemy Naszą negatywną opinię o tej inwestycji licząc na zdrowy rozsądek decydentów, którzy przemyślą obrazoburczy jej charakter”.
Cytowany list nie jest oficjalnym stanowiskiem Rady Dzielnicy Bronowice, która liczy piętnastu członków. To właśnie stanowisko całej rady będzie decydujące dla sprawy neonów. – Projekt zostanie zrealizowany, jeśli uzyska oficjalne poparcie rady dzielnicy – przyznaje Komorski. Dodaje, że jeśli większość dzielnicowych radnych z Bronowic opowie się przeciw instalacji, to neonów na wiadukcie nie będzie.
– Udam się do rady dzielnicy i będę ją przekonywał – zapowiada Pietrasiewicz. – Wyjaśnię radnym, że niekoniecznie prawidłowo zrozumiany został ten projekt. Inną kwestią jest to, że możemy dojść do takich absurdów, że każda sztuka, np. instalacje festiwalu Open City, będzie musiała być zaakceptowana przez radę dzielnicy.