Były senator Krzysztof Szydłowski stanie przed sądem. Prawdopodobnie już dziś prokuratura oskarży szefa lubelskiej Socjaldemokracji Polskiej o próbę przekupienia strażników miejskich. – Jeszcze nic o tym nie wiem, wiec nie będę tego komentował – powiedział nam wczoraj były senator.
Kłopoty byłego senatora zaczęły się w połowie stycznia tego roku. Lubelscy strażnicy miejscy zauważyli wtedy, że pojazd Szydłowskiego jest zaparkowany niedozwolonym miejscu. Według ich wersji znany polityk próbował zostawić w notatniku strażnika 50 zł. Fragment rozmowy z byłym senatorem nagrali na dyktafon w telefonie komórkowym. Potem poszli z nagraniem do prokuratora.
Szydłowski zaprzeczał ich relacji. Twierdził, że strażnicy wypisali mi mandat i na tym cała historia się skończyła. Uważał, że doniesienie było zemstą, bo przed dwoma laty miał już z nimi spięcie.
Przed miesiącem prokuratura zarzuciła już Szydłowskiemu, że chciał wręczyć strażnikom miejskim 50 zł. Miał to zrobić, aby nie prowadzili postępowania za wykroczenie.
– Uderzając we mnie, chcą osłabić Izabellę Sierakowską, moją kandydatkę na prezydenta Lublina, najpoważniejszego rywala kandydata PiS – mówił nam wówczas Szydłowski. Liczył, że prokuratura po wysłuchaniu jego wersji wydarzeń umorzy postępowanie.
Szydłowski wciąż jest aktywnym działaczem. Wierzy mu Marek Borowski, jego partyjny zwierzchnik. – Ufał dotąd racjom Szydłowskiego – przyznaje Arkadiusz Kasznia, rzecznik SdPl. – Ale jeśli będzie akt oskarżenia, to Borowski zechce się z nim zapoznać. Osobiście uważam, że polityk, na którym ciążą takie zarzuty, powinien zawiesić swą działalność aż do wyjaśnienia.
Kłopoty z prawem...
ma też inny z lubelskich parlamentarzystów poprzedniej kadencji, Stanisław Głębocki. Prokuratura oskarża byłego posła Samoobrony o sfałszowanie podpisu brata Teofila na dokumentach złożonych w Państwowej Komisji Wyborczej. Proces nie może się rozpocząć od kilku miesięcy. W tym tygodniu Głębocki przyszedł do sądu, ale nie stawili się jego obrońcy.