Przed Pałacem Kultury i Nauki tablice "Lublin popiera PiS i premiera”, a kilka kilometrów dalej hasła "Głosowałam na PiS, teraz się wstydzę” - na wielkie sobotnie manifestacje do Warszawy pojechało kilkuset mieszkańców naszego województwa.
Młodzieżówka zajmuje jeden autokar, pozostałe cztery - starsi sympatycy braci Kaczyńskich. Dużo miejsc jest wolnych. Wyjeżdżamy po godz. 8.
W młodzieżowym autokarze pogodnie: kombatanckie wspomnienia z niedawnego wiecu PiS w Gdańsku, żarciki z "Radia Maryja”, czyli pasażerów jadących w innych autokarach, rozważania dziewczyn, który z polityków przystojniejszy.
Plac przed Pałacem Kultury wypełnia się błyskawicznie. Większość to starsi ludzie, niektórzy z krzyżami i różańcami. To dla nich śpiewa ze sceny swoje szlagiery Andrzej Dąbrowski. Pełno biało-czerwonych flag (też z napisami Biłgoraj czy Frampol), plakatów PiS i haseł: "Polska i Sumienia” czy "Zyta odbierz koryta”. Z ekranów leci film ośmieszający liderów PO. Jednak gorzej mają reporterzy TVN. Ludzie zaczepiają przypadkowych kamerzystów, mężczyzna w czarnych okularach przez dwie godziny pokazuje dziennikarzom tekturę z napisem: "TVN łże”.
Żeby w sobotni ranek znaleźć się na ulicach Warszawy, Monika musiała poprosić tatę, by zajął się jej sklepem. - Zamiast na marszu, powinnam zostać w pracy, ale postanowiłam być tutaj - mówi. - Dlaczego? Bo zbyt często mówimy, że głosowanie w wyborach, czy pokazywanie własnych poglądów nic nie daje. Ja już mam dosyć marazmu i tego, że z naszego kraju śmieją się za granicą. Chcę zmian.
W niebieskich koszulkach, bluzach, chustach na głowach, z balonikami i flagami, marsz niebieskich rusza w południe. Na trasie marszu znalazł się Pałac Prezydenta i kościół św. Anny, do którego akurat wchodziła młoda para. - Gorzka wódka i chodźcie z nami! - skandowali maszerujący. Wśród nich pani Małgorzata, która z Lublina przyjechała z mężem Tomaszem i synami: czteroletnim Mateuszem i dwuletnim Adasiem. Wszyscy mieli na sobie koszulki z napisem: "Nie lubię kaczek”. - Nie należymy do żadnej partii i dlatego nie chcieliśmy jechać tu z żadną zorganizowaną grupą - mówi pan Tomasz. - Po prostu wsiedliśmy rano w samochód i tu się znaleźliśmy. Po to, żeby zaprotestować przeciwko temu, co się dzieje w naszym kraju. Nasi bliscy, przyjaciele, znajomi wyjeżdżają za granicę, my nie chcemy.
- A naszych chłopaków zabieramy wszędzie. Uczymy ich, że trzeba wyrażać swoje zdanie, a nie chować głowę w piasek - mówi pani Małgorzata. - A wiadomo, czym skorupka za młodu nasiąknie…