– Z mojej szkoły nie da się wyjść, bo drzwi są zamknięte na klucz i pilnowane przez ochroniarza i dyrektora – napisał do nas jeden z uczniów Państwowych Szkół Budownictwa i Geodezji w Lublinie. Na dowód przesłał zdjęcie kartki, która zawisła w szatni
„Uwaga uczniowie! Ze względu na bezpieczeństwo i ochronę zdrowia niemożliwe będzie opuszczanie budynku szkoły w trakcie zajęć lekcyjnych. Wyjście za pisemną zgodą wychowawcy lub dyżurującego wicedyrektora szkoły oraz po zakończeniu zajęć w danym dniu”. Napis tej treści pojawił się w szkole pod koniec stycznia.
– Zamykanie drzwi na klucz przed uczniami jest niezgodne z naszymi prawami – irytuje się proszący o anonimowość uczeń i dodaje, że podobna sytuacja miała miejsce także w ubiegłym roku. Po naszym artykule, dyrekcja wycofała się z tego pomysłu. Kartka po jakimś czasie jednak znów się pojawiła. Teraz po naszej kolejnej interwencji, znowu zniknęła z szatni.
– Powieszenie jej było pomysłem pani kierownik. Uważam, że niepotrzebnym, dlatego notatka została zdjęta – przyznaje dyrektorka Grażyna Kubuj-Bełz. Ale też dodaje, że szkoła nie wycofa się z ograniczeń zapisanych w regulaminie placówki. – Nasi uczniowie mają karty wejść i wyjść. Posługując się nimi mogą opuścić szkołę w każdej chwili. Nie zgadzamy się natomiast, by korzystając z jednej karty na przerwie wychodziła cała grupa uczniów. Jako nauczyciele jesteśmy za nich odpowiedzialni i musimy wiedzieć, gdzie uczeń jest zarówno w trakcie lekcji, jak i przerwy. Dlatego jeśli uczniowie nie mają karty i za jej pomocą nie zapiszą swojego wyjścia w systemie, muszą poinformować o tym wychowawcę lub wicedyrektora. Tak stanowi regulamin.
W szkole uczy się blisko tysiąc uczniów. Dyrektor zapewnia, że rozwiązanie jest akceptowane przez zdecydowaną większość z nich. Obowiązujące w szkole zasady nie podobają się jedynie pojedynczym uczniom.
– Nic na to jednak nie poradzimy. Muszą się dostosować. Szkoła ma zadanie nie tylko uczyć, ale i wychowywać. Uczniowie muszą nauczyć się funkcjonować w oparciu o ustalone reguły i procedury, bo te będą przecież ich dotyczyć także w dorosłym życiu – tłumaczy Kubuj-Bełz.