Nikt nie ma pewności dostaw gazu – przyznaje dyrektor Elektrociepłowni Wrotków, która właśnie buduje nową kotłownię gazową, żeby zrezygnować z węglowej. Jednocześnie zapewnia, że jeśli zabraknie gazu, to będzie mógł ogrzać miasto… węglem
Był arcybiskup z kropidłem i wystąpienia oficjeli. Tak wyglądało w piątek oficjalne rozpoczęcie budowy nowej części elektrociepłowni na Wrotkowie. Właściwie była to pokazówka, bo prawdziwa budowa już trwa.
– Jesteśmy na etapie budowy fundamentów pod obiekt, trwają prace prefabrykacyjne nad kotłami, palnikami i konstrukcją stalową kotłowni – raportuje Małgorzata Kozioł z zarządu Instalu Kraków. Ta spółka za blisko 80 mln zł ma wykonać nową kotłownię rezerwowo-szczytową w Elektrociepłowni Wrotków odpowiedzialnej za dwie trzecie ciepła w miejskiej sieci.
Nowa część ma się składać z czterech kotłów na gaz (zamkniętych w budynku) oraz pięciu kotłów mobilnych (te, w razie braku gazu, będzie można zasilić awaryjnie olejem opałowym).
Wszystko to ma zastąpić używaną dotychczas rezerwową kotłownię na węgiel. Uruchamia się ją w czasie zwiększonego zapotrzebowania na ciepło, czyli podczas silnych mrozów, gdy nie wystarcza podstawowe źródło ciepła, jakim jest blok na gaz. Nowe kotły rezerwowe mają być sprawniejsze i pewniejsze od starych, a spalając gaz nie będą emitować pyłów.
– Przepisy mówią, że do końca roku 2023 trzeba wycofać takie instalacje, jak nasze kotły węglowe, dlatego ta inwestycja ma miejsce – mówi Paweł Okapa, dyrektor Elektrociepłowni Lublin-Wrotków. Wynika to z prawa unijnego, które zdaniem ciepłowników nie pasuje do obecnej sytuacji w sektorze energetycznym.
A sytuacja jest trudna, bo EC Wrotków nie może być pewna ciągłości dostaw gazu, nawet dla swojego głównego bloku energetycznego.
– W chwili obecnej nikt nie ma pewności dostaw gazu – przyznaje dyrektor Okapa. Pytamy go wprost, czy w razie braku dostaw gazu, rezerwowe kotły węglowe „udźwigną” ogrzewanie miasta. – Jeżeli okaże się, że blok gazowo-parowy nie może pracować, będą pracowały kotły węglowe i w pełni zapewnią dostawy ciepła dla mieszkańców Lublina.
Budowa nowej kotłowni rezerwowo-szczytowej powinna się zakończyć nie we wrześniu przyszłego roku. Taki termin jest zapisany w umowie z krakowskim Instalem, jednak wiele wskazuje na to, że prace potrwają dłużej.
– Przypuszczamy, że może być jakieś opóźnienie liczone w miesiącach – przyznaje Przemysław Kołodziejak, prezes spółki PGE Energia Ciepła, która jest właścicielem lubelskiej elektrociepłowni. – Oficjalnie jeszcze nie mamy od wykonawcy informacji, że mogą być problemy z dotrzymaniem tego terminu, natomiast widzimy, co się dzieje.
Problemem jest przerwanie „łańcuchów dostaw” materiałów. – Okazuje się, że z Ukrainy czy Rosji pochodziła spora część stali wykorzystywanej do budowy stalowych konstrukcji obiektów, czy na produkcję rur, które są niezbędne w tego typu obiektach – mówi Kołodziejak – Przerwanie tych łańcuchów i zniszczenie stalowni na Ukrainie, które mieliśmy okazję oglądać w mediach, powoduje to, że wydłużają się dostawy.
Rezerwowe kotły na węgiel nie zostaną rozebrane zaraz po roku 2023. – To ogromna instalacja, jej zburzenie jest dosyć problematyczne. One po prostu przestaną palić – wyjaśnia Okapa. Wynika z tego, że kotły na węgiel będzie można włączyć nawet po roku 2023, jeśli zaistnieje taka potrzeba (wymuszona np. brakiem gazu), oczywiście pod warunkiem, że zmieni się prawo, na co zresztą liczą ciepłownicy.