Trzy osoby, które cztery lata temu w dziwnych okolicznościach wspierały finansowo kampanię PO na Lubelszczyźnie, zatrudniono w lubelskim ratuszu rządzonym przez Platformę.
Ujawniliśmy, że według radomskiej prokuratury, kampania Palikota była nielegalnie finansowana przez podstawione osoby, tzw. słupy. Krzysztof Łątka, bliski współpracownik posła, a teraz dyrektor w Urzędzie Miasta Lublin, miał w ten sposób przekazać 84 tys. zł (limit na osobę wynosił 21 tys. zł).
Wykroczenie się przedawniło. W umorzonym śledztwie okazało się, że na konto PO, ze wskazaniem na szefa lubelskiej PO, wpłaciło pieniądze dziesięć osób, których dochody nie pozwalały na takie darowizny.
W większości byli to studenci lub ludzie świeżo po studiach. Chodziło o wpłaty rzędu kilkunastu tysięcy złotych. Sprawdziliśmy, co robią teraz. Okazuje się, że trzy osoby pracują w Urzędzie Miasta w Lublinie. Posady dostali za prezydentury Adama Wasilewskiego (PO).
- To nie ma żadnego związku z wpłatami na wybory, wygraliśmy konkursy - stwierdza Maciej Zaporowski, kierownik referatu w departamencie podlegającym Łątce (wpłacił 12,5 tys. zł).
Podobnie mówi Agnieszka Parol-Górna z kancelarii prezydenta Wasilewskiego. - Wpłata absolutnie nie miała wpływu na moje zatrudnienie.
W magistracie pracuje również Agnieszka Oszust (kancelaria prezydenta). Wczoraj nie udało się nam do niej dodzwonić. W 2005 wpłaciła 10 tys. zł. "Z perspektywy czasu oceniam, że to była duża wpłata w stosunku do moich zarobków” - przyznała w prokuraturze.
- Prezydent nie miał wpływu na zatrudnienie tych osób. Zostały wybrane w konkursie po przejściu wszelkich procedur - mówi Iwona Blajerska, rzecznik lubelskiego magistratu.
Obecna poseł Magdalena Gąsior-Marek wpłaciła na kampanię Palikota 12,5 tys. zł, policjantom nie chciała powiedzieć, skąd je miała. W wyborach samorządowych 2006 r. znalazła się na liście kandydatów PO, zdobyła mandat. Później znalazła pracę we współrządzonym przez PO Urzędzie Marszałkowskim (teraz jest na urlopie bezpłatnym).
- Najwyraźniej mamy tutaj przysługę za przysługę, choć te osoby zapewne przeszły procedurę konkursową - komentuje Dariusz Sadowski, lubelski radny z Socjaldemokracji Polskiej. - To taki dziwny zbieg okoliczności: najpierw nie wiadomo, skąd mają pieniądze na wpłatę na kampanię wyborczą, a potem wygrywają w konkursach.
- Może być i tak, że Palikot i Łątka wynagradzają działaczy Platformy z publicznych pieniędzy - dodaje Piotr Kowalczyk, szef klubu radnych PiS. - I jeśli bierze w tym udział prezydent miasta Adam Wasilewski, to jest to rzecz niewyobrażalna. Zbadamy to.