Wyrzucili nas z hotelu i nie mamy, gdzie się podziać – skarżą się mieszkańcy ul. Noworybnej. Ich dom się wali, ale mimo zarządzonej ewakuacji, musieli tam wrócić. Nie chcą przyjąć zastępczego mieszkania, które oferuje im magistrat.
Państwo Goluchowie mieszkali przy ul. Noworybnej 53 lata. W niedzielę ich kamienica zaczęła się osuwać. Nadzór budowlany kazał zamknąć budynek. Lokatorów przeniesiono do hotelu. Mieli tam zostać do wczoraj. Ratusz zapewniał, że w razie potrzeby zapewni im dłuższy pobyt. W tym czasie urzędnicy zabrali się za poszukiwanie zastępczych lokali.
– U nas jest 36 mkw. – mówi Stanisław Goluch. – Liczyliśmy, że dadzą nam coś podobnego. Do tej klitki przy Hutniczej się nie wciśniemy. Poza tym, mieszkanie jest do remontu. Pokazali nam jeszcze lokal przy Nowym Świecie. Okazało się, że i ten ma ledwie 17 mkw.
Kamienica przy ul. Noworybnej 4a jest oficjalnie wyłączona z użytkowania. Mimo to lokatorzy bez przeszkód wrócili do swojego mieszkania. Spakowali część dobytku i czekają na kolejne propozycje z Ratusza.
– Nic innego nie zaproponujemy – mówi Ewa Lipińska, dyrektor Wydziału Spraw Mieszkaniowych Urzędu Miasta. – O ile mi wiadomo, oferowane lokale miały ponad 20 mkw. powierzchni. Spełniają ustawowe wymogi dla mieszkań zastępczych. Lokatorzy wracają na Noworybną na własną odpowiedzialność. Nie możemy ich stamtąd usunąć siłą.
Państwo Goluchowie zapewniają, że chętnie wrócą do hotelu, by tam poczekać na zastępczy lokal. Skarżą się jednak, że miasto nie chce płacić za ich pobyt. To koszt od 100 do 200 zł za dobę.
– Hotel był opłacony do środy. Rodziny, które nie otrzymały od nas żadnych propozycji, mogą zostać dłużej – zapewnia Lipińska. – Pozostali powinni się przeprowadzić. W razie konieczności, możemy zapłacić za dodatkowe kilka dni, na załatwienie wszystkich formalności. Na takie rozwiązanie zgodziła się 5-osobowa rodzina, ewakuowana z sąsiedniej kamienicy przy ul. Rybnej 12. Tymczasowo skierowano ich do mieszkania o pow. 36 mkw. Przeprowadzą się za kilka dni i będą czekać na większy lokal. Goluchowie nie chcą przyjąć podobnej oferty. Boją się, że do końca życia utkną w 17-metrowym mieszkaniu.