Cerkiew przy ulicy Ruskiej w Lublinie znika. W jej sąsiedztwie ustawiono właśnie kolejną tablicę reklamową, znacznie większą od pozostałych. Konserwator zabytków: nic nie mogę zrobić.
Landecka nie zamierza interweniować w tej sprawie. Przyznaje, że słanie protestów byłoby bezcelowe. Rezultat byłby ten sam, co w przypadku ekranu reklamowego. Olbrzym o powierzchni 250 mkw. wznoszony jest w pobliżu dworu Gorajskich (lub Chrzanowskich), najlepiej zachowanego tego typu budynku wczesnobarokowego w Lublinie. Po gruntownym remoncie swoją siedzibę znalazł tutaj Automobilklub Lubelski.
- Tam powinna być przeprowadzona analiza urbanistyczna - dodaje Landecka. - Tak duży obiekt ma znaczny wpływ na otoczenie. Nie można go traktować, jak zwykły billboard.
Miejscy urzędnicy są innego zdania. Uznali, że ekran nie wymaga pozwolenia na budowę. Stoi więc zgodnie z prawem. Tak też odpowiedzieli konserwatorowi.
Magistrat podparł się przy tym szeregiem wyroków sądowych, dotyczących podobnych spraw. Obie strony różnią się jednak w interpretacji. Konserwator stoi na przegranej pozycji. Obie reklamy - i te zasłaniające dworek, i te skrywające powoli cerkiew - są poza strefą ochrony. Prywatni właściciele terenu mogą więc
robić, co chcą.
- Skoro jest zapotrzebowanie, to my na to odpowiadamy - mówi Anna Bąk, której firma buduje ekran reklamowy. - Dziwię się, że to komuś przeszkadza. Przecież nasz obiekt stoi obok dworku, więc go nie zasłoni. Dziwię się protestom. W Lublinie są chyba poważniejsze problemy?
Prace przy budowie ekranu tymczasowo wstrzymano. Robotnicy wrócą jednak na budowę w najbliższych dniach i za dwa miesiące na olbrzymim stelażu zawisną reklamy.
Możliwe, że protestujący zwrócą się do nadzoru budowlanego z wnioskiem o zbadanie sprawy.