Chaos w Klinice Chorób Zakaźnych Akademii Medycznej przy ul. Biernackiego. Niektórzy pacjenci z żółtaczką typu C nie mogą dostać się do szpitala. Chociaż mieli wyznaczony termin. Zawieszono szkolenia studentów i kształcenie naukowe lekarzy.
Katedra i Klinika Chorób Zakaźnych jest jedynym, specjalistycznym ośrodkiem w regionie. Leczy najcięższe przypadki, np. żółtaczkę typu C i choroby tropikalne. Klinika podlega rektorowi lubelskiej Akademii Medycznej. Ale znajduje się w strukturach szpitala im. Jana Bożego w Lublinie. Szef kliniki jest na etacie akademii oraz szpitala. Problemy z leczeniem chorych wiążą się z odwołaniem prof. Romy Modrzewskiej z funkcji ordynatora przez dyrektora szpitala. Chociaż profesor przestała być ordynatorem kliniki, nadal pełni funkcję jej szefa z ramienia AM. - Z drzwi mojego gabinetu zdjęto wizytówkę - żali się pani profesor. - Nie mam tam wstępu. Mimo że jestem konsultantem wojewódzkim ds. zakaźnictwa. W klinice leczyłam chorych, uczyłam studentów, szkoliłam lekarzy. Teraz muszę nadzorować klinikę przez telefon. Moi lekarze dzwonią po porady. Boją się sami leczyć trudne przypadki żółtaczki typu C i wykonywać biopsje wątroby.
- Były komplikacje, ale już się unormowało - powiedział nam Piotr Cioczek, dyrektor szpitala. - Niech lekarze nie mówią, że nie potrafią robić biopsji. Przecież są doktorami z II stopniem specjalizacji. A zastój w leczeniu żółtaczki interferonem wynika z małego kontraktu z funduszem zdrowia. Mamy umowę na 70 chorych, a w kolejce czeka 100. Koszt leczenia jednego to 40-60 tys. zł.
Zdaniem profesor Modrzewskiej jej zwolnienie jest nieuzasadnione i wynika z osobistej niechęci dyrektora. - Nieprawda. Pani profesor jest w wieku emerytalnym, dlatego ją zwolniłem - zaprzecza Cioczek.
Prof. Andrzej Książek, rektor AM, stoi jednak za Modrzewską. - Konflikt ma charakter personalny - uważa. - A przy tym dezorganizuje nauczanie, paraliżuje działalność naukową. Zawieszono habilitacje. Lekarze nie mogą dostać zaliczeń ze stażu. Działania dyrektora uderzają także w pacjentów.