Matka i jej dwóch synów zatruli się sromotnikami. Ich stan jest ciężki. – Byłem pewien, że jemy sos z gołąbków – mówił nam pan Stanisław z Wilkowic pod Izbicą.
Najpierw trafili do szpitala w Krasnymstawie. Tam lekarze stwierdzili zatrucie muchomorem sromotnikowym. W poniedziałek cała trójka została przewieziona do Lublina na toksykologię. Są przytomni.
– Ich stan można określić jako ciężki. Trudno w tej chwili mówić o rokowaniach – uważa Leszek Gnyp, zastępca ordynatora Oddziału Toksykologii w szpitalu im. Jana Bożego w Lublinie. Dodaje: Mają uszkodzone narządy. Trucizna zaatakowała przede wszystkim wątrobę starszego z braci.
Pacjenci twierdzą, że od lat chodzą na grzyby i nigdy się nie pomylili. Te, które zjedli w sobotę, znaleźli w lesie pod Izbicą.
– Pierwszy raz coś mnie podkusiło, żeby zebrać gołąbki – mówi pan Stanisław. – Nie przeszło mi przez myśl, że to mogą być muchomory. Teraz już wiem, że najlepiej zbierać sprawdzone gatunki, takie jak prawdziwki czy kozaki – dodaje pacjent.
Lekarze podkreślają, że to pierwszy przypadek tak poważnego zatrucia w tym roku. – Zwykle przypadają na końcówkę sierpnia i wrzesień. W tym sezonie nie ma wysypu grzybów, stąd mniej pacjentów – dodaje dr Gnyp.
Podkreśla, że pierwsze objawy zatrucia pojawiają się od 6 do 12 godzin po spożyciu. – Rokowania zależą od ilości zjedzonych grzybów, od stanu zdrowia, wieku pacjenta i szybkiej pomocy medycznej.
Pracownicy sanepidu przypominają, że każdy, kto chciałby upewnić się, że zebrał grzyby jadalne, może się z nami skonsultować. – Porad udzielamy bezpłatnie – informuje Barbara Radomska, kierownik Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej przy ul. Uniwersyteckiej w Lublinie. – Jak dotąd nie było wielu osób.
Co ciekawe, pierwszą ofiarą zatrucia grzybami, który trafił na lubelską toksykologię, był w ubiegłym tygodniu pacjent, który zjadł dużą porcję pieczarek i popił alkoholem. A taka mieszanka sprzyja wydzielaniu toksyn.