W środku lata lubelskie spółdzielnie mieszkaniowe każą nam siedzieć w domu, bo chcą się dowiedzieć, jak się zachowywaliśmy zimą. A jak kto nie będzie siedział, ten zapłaci karę...
Pani Anna z osiedla im. Z. Krasińskiego w Lublinie otrzymała zawiadomienie o terminie odczytu liczników centralnego ogrzewania. Zdziwiła się, bo na zawiadomieniu było napisane, że to już trzeci, i do tego płatny termin.
- Nie wiedziałam o dwóch poprzednich terminach - zapewnia pani Anna, mieszkanka bloku przy ul. Leonarda. - W administracji usłyszałam, że informacja o nich była wywieszona na tablicy ogłoszeń. Pewnie ktoś zerwał. Ale dlaczego dwa terminy były w ciągu jednego miesiąca? Przecież ktoś mógł wyjechać na wakacje. I teraz musi za to płacić karę.
Pani Anna musi teraz zapłacić 40 zł za odczyt podzielników (liczników mierzących zużycie ciepła w kaloryferach). - Jeżeli coś jest zagrożone karą, to takie ogłoszenie powinno być wywieszone w zamykanej gablocie - uważa nasza Czytelniczka. - Albo powinni przysłać do domu zawiadomienie o drugim, bezpłatnym terminie, a nie dopiero o płatnym.
- Czasami ludzie zrywają, ale to nie jest nasza wina - mówi Krystyna Pitucha, kierownik administracji osiedla im. Z. Krasińskiego. - Ustaliliśmy dwa terminy bezpłatne, bo każdemu może coś wypaść. Ale trzeci termin, zgodnie z umową z firmą ISTA, która sprawdza liczniki, jest płatny.
Po drugim terminie administracja wysłała lokatorom zawiadomienia do domu. Dlaczego nie po pierwszym?
- Bo to są pojedyncze przypadki. A wcześniej musielibyśmy wysłać za dużo zawiadomień - tłumaczy Pitucha. - Musimy szybko zrobić rozliczenie. Ale bez sprawdzenia liczników u wszystkich mieszkańców nie ma takiej możliwości. Dlatego, żeby dotrzeć do wszystkich, musimy ich trochę postraszyć. Kara jest po to, żeby mieszkańcy poważnie podeszli do problemu. Ale najczęściej odstępujemy od tego. Jeśli ktoś wyjechał, na pewno nie będzie płacił.
Zdaniem administracji największą karą dla mieszkańców jest nieodczytanie liczników. - Wtedy liczymy zużycie ciepła według stawek maksymalnych. Nie opłaca im się to - mówi Pitucha.
Podobne rozwiązanie stosują inne spółdzielnie.
- Dwa terminy są w ramach usługi standardowej. Trzeci jest indywidualny i dlatego płatny - wyjaśnia Witold Pawłowski, zastępca prezesa ds. eksploatacyjno-technicznych w Spółdzielni Mieszkaniowej "Kolejarz”. - To jest opłata dyscyplinująca, bo inaczej niektórzy mieszkańcy zwlekaliby do grudnia.