Prawdziwe polowanie na drogowych piratów urządzili policjanci na ulicach Lublina. W dwa dni zrobili 411 zdjęć kierowcom przekraczającym dozwoloną prędkość.
W miniony weekend było inaczej. – Ściągnęliśmy do miasta dodatkowe fotoradary, żeby mieć ich jak najwięcej – przyznaje Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. – Mniej więcej co dwie godziny urządzenia były przenoszone z miejsca na miejsce – dodaje. Nie było w Lublinie masztu, który przynajmniej przez tyle czasu nie byłby uzbrojony w aparat do robienia bardzo kosztownych dla kierowców zdjęć.
Polowanie zaczęło się w piątek wieczorem, zakończyło w niedzielę późną nocą. W tym czasie fotoradary zrobiły piratom 411 zdjęć. Gdzie padł rekord prędkości, policja jeszcze nie wie. Mundurowi będą teraz przeglądać wszystkie zdjęcia ze skrzynek, ustalać dane kierowców i szykować im pamiątkowe fotki.
– Myślę, że niektórym kierowcom potrzeba takiej terapii szokowej, bo to co się dzieje na ulicach to horror – mówi pani Beata, która prawo jazdy ma od niedawna, jeździ rzadko i przepisowo. – Mam dość, jak na mnie trąbią, gdy jadę 50 km/h.
Najwięcej piratów złapał fotoradar ustawiony przy al. Warszawskiej. Tam aparat instalowano dwa razy, kierowców pilnował w sumie przez cztery godziny. I w tym czasie zrobił 208 zdjęć. Łatwo policzyć, że średnio co minutę i dziewięć sekund na Warszawskiej wpadał jakiś pirat. To jedna z bardziej ruchliwych ulic Lublina, droga wylotowa w kierunku stolicy. Maszt stoi przy skrzyżowaniu z ul. Główną, w miejscu, gdzie wielu kierowców zanadto się rozpędza. "Drugie miejsce” zajął maszt stojący przy al. Andersa na Kalinowszczyźnie.
– Kierowcy, gdy tylko jest okazja, rozwijają dużą prędkość, ale ich wrażenie czasem jest złudne. Bo nie zawsze tam, gdzie da się szybko jechać, w rzeczywistości jest bezpiecznie. Choćby dlatego, że są przejścia dla pieszych – mówi Laszczka-Rusek.