Potrącała pieniądze z wypłat dla nauczycieli i udzielała fikcyjnych pożyczek. Była księgowa urzędu gminy w powiecie łukowskim odpowie za malwersacje finansowe. Według śledczych przywłaszczyła sobie ponad 220 tys. zł
Akt oskarżenia przeciwko Ewie K. właśnie trafił do Sądu Okręgowego w Lublinie. 56-latka była księgową w Urzędzie Gminy w Woli Mysłowskiej niedaleko Łukowa. Pracowała tam od lat 90. Z akt sprawy wynika, że cieszyła się dobrą opinią, a z biegiem lat powierzano jej kolejne obowiązki. Ewa K. rozliczała płace gminny urzędników i nauczycieli. Zajmowała się również księgowością Pracowniczej Kasy Zapomogowo Pożyczkowej.
Śledczy ustalili, że od 2007 r. kobieta wykorzystywała swoje stanowisko, by nielegalnie dorabiać do pensji. Miała to robić przez 6 lat. Gdy pracownicy urzędu zaczęli podejrzewać, że księgowa oszukuje, poinformowali o tym wójta. Ten powołał specjalną komisję, która wykryła cały szereg nieprawidłowości, w tym setki podejrzanych przelewów. O sprawie powiadomiono prokuraturę. Śledczy potwierdzili ustalenia urzędników.
Z opinii biegłego wynika, że kluczową rolę w przestępczej działalności odgrywała Pracownicza Kasa Zapomogowo Pożyczkowa. Od 2003 r. nie powoływano bowiem zarządu kasy. Tym samym nie było komisji skrutacyjnej, która powinna nadzorować jej finanse. – Ewa K. decydowała więc o wszystkim jednoosobowo – ocenił biegły.
Dzięki temu kobieta mogła fałszować dokumentację. Wpisywała pracownikom fikcyjne dodatki do pensji, np. wiejski czy mieszkaniowy. Zawyżone kwoty przelewała na rachunek pracownika w kasie zapomogowej jako spłatę pożyczki. Śledczy dowiedli jednak, że żadnych zobowiązań nie było, a księgowa wypłacała pieniądze z rachunku kasy. Jako jedyna w gminie miała takie uprawnienia.
Śledztwo dowiodło również, że Ewa K. zaniżała wkłady członkowskiego do kasy zapomogowej, potrącała pieniądze z wypłat dla nauczycieli i nagminnie udzielała fikcyjnych pożyczek z kasy. Kobieta miała w ten sposób przywłaszczyć sobie ponad 220 tys. zł.
Kiedy afera wyszła na jaw, Ewa K. nie przyznała się do winy. Podczas przesłuchania niczego nie wyjaśniała. Musiała pożegnać się z pracą, obecnie jest na rencie. Oskarżono ją o przywłaszczenie mienia, za co grozi do 5 lat więzienia. Kobieta musi się także liczyć z koniecznością zwrotu przywłaszczonych pieniędzy.