Zamiast zwykłych o tej porze roku upałów codziennie listopadowy deszcz, rosnące zainteresowanie kupnem folwarków i tłumy rządne oglądania egzekucji – tym żył Lublin w sierpniu 1918 roku
W sierpniu 1918 roku coraz więcej mieszkańców Lubelszczyzny zapadało na hiszpańską influenzę. Radzono, by unikać zakażenia powstrzymując się od podawania ręki i całowania się. Lekarze mieli nadzieję, że liczba zachorowań spadnie, gdy tylko przestanie padać. Za nasilenie objawów obwiniali deszcz, który 100 lat temu padał wyjątkowo obficie. Pogodę obwiniano też za coraz niższe dochody hodowców trzody. Jarmark na Kalinowszczyźnie z powodu deszczu odwiedziła mniejsza niż zwykle liczba kupców. Z tego powodu za świnie do karmienia płacono zamiast - jak wcześniej 1500 rubli - zaledwie 800-100 rubli. Staniały także świnie tuczone.
Majątki na sprzedaż
Redaktorzy „Ziemi Lubelskiej”, dziennika ukazującego się w latach 1906-1923, opisywali w sierpniu 1918 roku „obywatelski czyn” Marii Mazurkiewiczowej, która sprzedała swoją posesję Związkowi Włościańskiemu za cenę niższą, niż oferowali jej Żydzi.
Wskazywano też, że w ostatnich miesiącach bardzo nasilił się handel ziemią. „W okupacji niemieckiej” na lewym brzegu Wisły na sprzedaż zadeklarowano 31 majątków, a na prawym brzegu aż 61. Kupić można było między innymi folwark (70-morgów) leżący 3 wiorsty od miasta kolejką. - Szosa na miejscu - zachwalał właściciel w ogłoszeniu. - Duży pokład dobrego torfu, kamieniołom, duży dwór murowany, interes przemysłowy.
Popyt na ziemię był jednak i tak dwukrotnie większy od podaży.
Djablica na pożegnanie
W mieście kwitło życie kulturalne. Koniec sierpnia to koniec występów „znakomitej artystki” Wandy Siemaszkowej w Teatrze Wielkim. Na pożegnanie z lubelską widownią pokazano sztukę Schóneherera „Djablica” oraz Bolesława Gorczyńskiego „W noc lipcową”.
Zapowiadano natomiast „piękny utwór sceniczny Jana Lady >>Jak liście z drzew strącone<<, w którym ukaże się p. Klońska, artystka teatru Łódzkiego”, oraz >>Warszawianka<< z p. Zielińską w roli Marji”.
Lublinianie nie samą sztuką jednak żyli. 1 sierpnia „po gruntownym odremontowaniu i odświeżeniu” został ponownie otwarty przy ul. Foksal Zakład Restauracyjny 1-rzędu „Uniwesal”. Działał on „pod nowym zarządem”, a „pod względem jakości i doboru potraw, jako też obfitości różnego rodzaju napojów najlepszych gatunków oraz przystępnych cen” zadowolić miał wszelakie najwybredniejsze wymagania szanownych konsumentów.
Kabaret zaprasza
Obok zakładu istniał też hurtowy skład win, wódek i innych alkoholi sprzedawanych po „umiarkowanych cenach”.
Na smakołyki zapraszał też kabaret „Belle Vue” z Krakowskiego Przedmieścia 36. Oprócz pierwszorzędnych debiutów takich jak: królowa humoru Elwira, czy urocza Malinowska i „duet chłopców (nowoczesnych)” od godziny 12 do 3 po południu w restauracji wydawane były obiady, do których przygrywał znany duet artystyczny Wiertel i Karczewski, a bufet zaopatrzony był we „wszelkie nowalja”.
Egzekucje
- Od paru dni krążą po mieście pogłoski, że egzekucje kilku bandytów, skazanych przez Sąd Wojenny na powieszenie ma się odbyć publicznie - donosiła sto lat temu „Ziemia Lubelska”. - Na skutek tej wiadomości, żądna sensacji gawiedź zalegała tłumnie w dniach ostatnich ulice przylegające do Zamku, wyczekując chwili egzekucji.
Wypatrywano też egzekucji Trofima Teodowowicza Odnorozenko, szefa szajki bandytów, która niepokoiła Lubelszczyznę rabując i mordując. Mężczyźni, rosyjscy jeńcy wojenni po ucieczce z obozów w Niemczech ukrywali się w Królestwie i „jęli się bandytyzmu”.
- We wrześniu 1917 r. w lesie pod Radowcem Małym (gm. Konopnica) na rosyjskiego oficera, również jeńca, dwoma strzałami zabił go na miejscu, poczem obrabował go z gotówki w niestwierdzonej wysokości i z pary butów z cholewami - donosiła prasa. - Tenże bandyta następnie do spółki z 4-ma innymi, wtargnęli w nocy z 12 na 15 listopada 1917 r. z bronią w ręku do mieszkania Chaima Goldschmida w Malinowszczyźnie (gm. Bełżyce) i groźbą mordu, dusząc go za gardło i przyłożywszy mu sztylet do piersi, zmusili do spokojnego zachowania się, podczas gdy bandyci rabowali gotówkę w wysokości 282 rb. i różne przedmioty domowego użytku, jak prześcieradła, poszewki, koszule, ubrania, zegarki, futra, zarzutki.
Bagaż wykupiony i sprzedany
To nie jedyny „kryminał” rozgrzewający 100 lat temu opinię publiczną. Przed sądem stanąć musiał m.in. niejaki M. Palewski, któremu jego znajoma dała pieniądze na kupienie jej biletu kolejowego i wykupienie bagażu. Jak ustaliła później policja, mężczyzna bagaż wykupił, ale potem sprzedał nieznajomej osobie.
- W hotelu Handlowym w nocy z dn. 5 na 6 sierpnia zastała popełniona kradzież. Mianowicie jednemu z gości hotelowych wyciągnięto z pod poduszki, podczas snu, portfel z 19 rublami gotówki oraz papierami wartościowymi i wekslami na sumę 17 000 koron - czytamy w rubryce „Wiadomości z Lublina”. - W nocy z dn. 8 na 9 sierpnia wezwano Pogotowie na przedmieście Czechówki do prostytutki lat 58, którą znaleziono w pobliżu wodnego młyna z przebitą lewą piersią. Zeznała, że podczas kłótni ze znajomym otrzymała pchnięcie. Ranna została przewieziona do szpitala, a sprawcy wypadku poszukuje żandarmerja.
Stróże na dyżurze
Dochodziło do coraz większej liczby kradzieży. Podający się za emigranta z Rosji człowiek poprosił pewnego gospodarza o nocleg. W nocy, gdy cała rodzina spała zrabował kożuch i inne rzeczy, a rano dziękując za nocleg „oddalił się spokojnie”.
- Wobec coraz liczniejszych wypadków kradzieży komisarz rządowy p. Dworski wydał rozporządzenie, mocą którego Stróże domów obowiązani są do pełnienia służby przy pilnowaniu brani począwszy od zmierzchu do godz. 11 wieczór - informowała „Ziemia Lubelska”. - Stróże domów, w których kradzieże będą się powtarzać, zostaną usunięci od swych zajęć. Rozporządzenie zabrania właścicielom domów używania stróżów do posług domowych, które przeszkadzają im w pełnieniu obowiązku ochrony mienia lokatorów przed kradzieżą.
Nie brakowało też wypadków. 22 sierpnia wypadkowi uległ szeregowy straży ogniowej miejskiej Tomasz Szczółka. Gdy pękła linka podczas ćwiczeń gimnastycznych, upadł i złamał nogę. Pogotowie Ratunkowe musiało odwieść go do szpitala szarytek. Tego dnia interweniowało jeszcze trzy razy ale „po udzieleniu pomocy chorzy zostali pod opieką domową”.
100 robotników
Praca szukała ludzi. Wydział Pomocy Społecznej M. Lublina zawiadamiał, że do fabryki paszy sztucznej w Motyczu potrzeba 100 robotników. Ale pracy poszukiwał też niemiecki korespondent, buchalter, ewangelik władający językami niemieckimi, polskim, rosyjskim i żargonem. Posadę kasjerki w „pierwszorzędnej polskiej firmie w Lublinie” przyjąć chciała młoda kobieta mająca pieniądze na „złożenie żądanej kaucji”.
Zatrudnienia od zaraz poszukiwał też technik „Legjonista z praktyką przy budowie dróg komunikacyjnych i mostów żelaznych, drewnianych i betonowych, a także w budowie maszyn”.
Wykorzystałam wydania “Ziemi Lubelskiej” dostępne w Bibliotece Cyfrowej, na stronie internetowej polona.pl