Czasami sobie myślę, że doprawdy nikt i nic nowego już nie jest w stanie wymyślić. Przynajmniej w dziedzinie propagandy. Otwieram radio i słyszę pieśń agitacyjną. Solista śpiewa patetycznie i radośnie: „dałeś mi, tato, farby, namaluj Europę”, oraz jak u wrót szczęśliwości długo trzeba było czekać, a teraz oto nadszedł ten radosny czas, kiedy je przekroczyliśmy.
A jeszcze tak niedawno niektórzy śpiewali nie mniej podniosłe słowa: „chcę się Ciebie nauczyć na pamięć, młodym sercem zrozumieć najprościej”. Tylko że ten hymn euforycznie wykonywali członkowie Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. Być może z przekonaniem, w każdym razie czuło się ten entuzjazm.
To, co dziś proponuje zespół produkujący się w radio, to jest po prostu jakaś mdła papka, usypianka, ideologia wykładana w sposób przedszkolny. Zastanawiam się – po co? Wszak już jesteśmy w unii i hit-agitka jest niepotrzebna. Kandydaci do europarlamentu wiszą na każdym płocie i ostatecznie każdy z nich pieje pochwalne hymny na swój temat i – miejmy nadzieję – na swój koszt.
No, powiedzmy, że ten song o konsystencji nie osłodzonego kisielu ma rozbudzić ducha patriotyzmu. Tylko – jakiego? Narodowego czy unijnego? Jeśli idzie o ten pierwszy – mamy swoją pieśń narodową, śpiewaną cienko, bez entuzjazmu, a nawet lekko fałszując. Natomiast utożsamiać się z federacją unijną na razie nikt nie ma zamiaru. A jeśli – prędzej wpadną w ucho słowa i melodia „mydełka fa” niż „mdlak” puszczany smętnie przez radio.
Tak czy owak byłam pewna, że czasy takiej propagandy minęły. I na razie tej wersji będę się trzymać.