Kołtuneria w słowniku Doroszewskiego to zacofanie, ciemnota, ograniczenie i małostkowość. W Słowniku Języka Polskiego PWN to pogardliwe określenie grupy ludzi o wstecznych i nietolerancyjnych poglądach. Wkrótce może pojawić się jednak jeszcze jedna definicja: Kołtunerii Artystycznej – miejsca ze wszech miar wyjątkowego, do którego ciągną ludzie z całej Polski.
– Nietolerancji i zacofania w nas nie ma. Wręcz przeciwnie. Jest ogromna otwartość, ale tak, przyznaję: nie raz rozczesywałyśmy kołtuna. Takiego najprawdziwszego. Ale nazwa mojej firmy nie pochodzi od niego, tylko od potocznego określenia włosów oraz ich zaplatania czy kręcenia – śmieje się Marlena Królik, szefowa Kołtunerii Artystycznej.
Kołtuneria działa od kilku miesięcy przy ul. Ułanów w Lublinie. Wcześniej przez pięć lat funkcjonowała przy ul. Niecałej i już wtedy zdobyła rzeszę klientów.
– Można was nazwać zakładem fryzjerskim? – pytam.
– Tak, funkcjonujemy w PKD.
Nie można do nas jednak przyjść żeby się ostrzyc, zrobić trwałą czy pomalować włosy. My się takimi rzeczami nie zajmujemy. Jesteśmy miejscem alternatywnym, do którego przychodzą nietuzinkowi ludzie żeby zrobić sobie wyjątkowe włosy.
Ale klasyczne fryzjerstwo jest ważne. Kiedy zajęłam się takimi fryzurami uznałam, że musi iść za tym wykształcenie. Z zawodu jestem fryzjerką. Dzięki temu potrafię nadawać fryzurom odpowiedni kształt. Potrafię doradzić, jak dbać o włosy i jak pielęgnować nowy wizerunek. Wiem, jak włosy rosną i jak ich nie zniszczyć, a doprowadzić do regeneracji.
Marlena Królik przypuszcza, że Kołtuneria Artystyczna jest jedyną w Lublinie i prawdopodobnie jedną z dwóch w naszym województwie, profesjonalną pracownią zajmującą się fryzurami alternatywnymi.
– Specjalizujemy się w dredach, ale tak naprawdę robimy wszystkie fryzury z użyciem włosów syntetycznych oraz formami plecionymi. Robimy więc wszystko od warkoczyków afrykańskich po afroloki.
Być jak Magda Gessler
Warkoczyki łatwo sobie wyobrazić. A czym są afroloki? Wszyscy to wiedzą, chociaż nie zdają sobie z tego sprawy. Wystarczy przypomnieć sobie fryzurę Magdy Gessler: dużo, obficie, zakręcenie.
– Część z tych fryzur została zaczerpnięta z kultury afrykańskiej i afroamerykańskiej, ale wbrew pozorom i nazwom, nie wszystkie – mówi pani Marlena. – Na przykład dredy mają historię ogólnoświatową. Są znane zarówno w Indiach jak i nawet w Polsce. Chociaż u nas z nieco gorszej strony. Była bowiem przypadłość zwana kołtunem.
A nawet kołtunem polskim – z łaciny plica polonica – o którym mówiło się już w XVI wieku. Był to pęk sklejonych włosów powstający w wyniku braku higieny, często w ogóle wody, mydła, czy też grzebienia. Jego tworzeniu sprzyjało też ciągłe noszenie nakrycia głowy. Początkowo wierzono, że za jego powstanie odpowiadają czarownice, a powoduje on m.in. łamanie w kościach i obrzydzenie do jedzenia. Traktowany był więc jak choroba, ale zwyczajne jego wycięcie, jak wierzono, było bardzo ryzykowne. Groziło ślepotą, głuchotą, pomieszaniem zmysłów, krwotokami, a nawet śmiercią od konwulsji. Istniał też przesąd mówiący o tym, że kołtuna nie można się pozbyć póki sam nie odpadnie. Znane są też przypadki wykorzystania go w różnego rodzaju rytuałach pogańskich. Kołtuny przetrwały do XIX w., a zakończyło je m.in. rozpoczęcie w Małopolsce spisywania osób z takimi fryzurami i rozpuszczenie plotki, że zostaną oni opodatkowani.
A już w XX wieku kościół w wydawnictwie „Medycyna pastoralna” pisał: „Jedynym pewnym środkiem na zwalczenie tego zabobonu jest postęp cywilizacyjny ludu naszego, a lekarstwem na kołtuny są nożyce i mydło oraz utrzymywanie w czystości włosów i należyte higieniczne pielęgnowanie skóry głowy”.
– Ale kołtuny zdarzają się też teraz, w XXI wieku. Zajmujemy się ratowaniem także takich przypadków. Niedawno miałyśmy panią, która z przyczyn chorobowych przez kilka miesięcy nie myła i nie czesała włosów. Efekt był opłakany. Kilkanaście salonów w Polsce odmówiło jej ratowania fryzury. Doradzano radykalne zgolenie. Pani dowiedziała się, chyba pocztą pantoflową, że warto spróbować u nas. Dałyśmy radę chociaż rozczesywanie zajęło 23 godziny. Oczywiście, nie ciągłej pracy tylko podzielonej na trzy dni. – opowiada właścicielka Kołtunerii Artystycznej. – Była też pani z podkarpacia, u której powstanie kołtuna było spowodowane nieprawidłowo przeprowadzonym zabiegiem rozjaśniania w salonie fryzjerskim. W jej przypadku też dałyśmy radę.
Prawie jak u terapeuty
Fama rozchodzi się szybko i daleko. Nikogo nie dziwią już telefony od mieszkańców Wejcherowa czy Zakopanego chcących zapisać się na wizytę. Przyjeżdżają i spędzają w Kołtunerii Artystycznej długie godziny. Bo na siedzenie trzeba się przygotować. Na przykład zrobienie warkoczyków to ok. 6 godzin intensywnej pracy. Można w tym czasie pić kawę, bawić się telefonem, oglądać filmy, czytać książkę. Jest wiele osób, które siedząc na fotelu jednocześnie zdalnie pracują. Ale większość klientek woli rozmawiać.
– Może zabrzmi to dziwnie, ale spełniamy w pewnym sensie rolę terapeutyczną. Bardzo dużo naszych klientek śmieje się, że ja to powinnam pójść na jakąś psychologię, bo czasami schodząc z fotela mówią, że czują się jak po wizycie u terapeuty. Dzieje się tak ponieważ w ciągu tych godzin, które u nas spędzają, panie bardzo często się otwierają. Mówią o tym co leży im na sercu. Opowiadają o rozwodach, problemach z dziećmi, chorobach... Słuchamy. Chcemy dać przestrzeń klientce na to, żeby wyrzuciła z siebie problemy i zaczęła od początku. Wizyta w naszym salonie jest często świeżym startem z nową fryzurą i naprawdę jest to swego rodzaju ceremoniał. Może ciężko w to uwierzyć, ale zmiana tak prozaicznej części nas jaką są włosy może stanowić pod wieloma względami nowe narodziny duchowe.
Na chorobę ci inna fryzura?!
Dlaczego chcemy robić sobie alternatywne fryzury? – pytam.
– Na przykład warkoczyki to idealna fryzura na zawody sportowe, czy na wesela i inne imprezy. Fryzury zaplatane największą popularnością cieszą się jednak w sezonie wakacyjnym. Wtedy zaplatamy od rana do nocy. Dziewczyny chcą pięknie wyglądać na plaży, a nie myśleć o tym, jak wyglądać będzie ich fryzura na zdjęciach. Rodzice wysyłający dzieci na kolonie boją się zaniedbań higienicznych i wolą by dzieci pojechały z warkoczykami. Zresztą warkocze afrykańskie to chyba dziś najbardziej popularna fryzura. Nie ma dnia żeby ktoś nas o nią nie pytał. Są też panie, którym zależy żeby całkowicie ukryć swój kolor włosów, np. po nieudanym malowaniu. One także decydują się na warkoczyki – odpowiada pani Marlena. – No i są również mężczyźni. Oni też robią sobie warkoczyki.
Na dredy i warkoczyki decydują się osoby, które chcą się trochę odróżniać. To ich ekspresja. Ich sposób wyrażenia siebie. Wyrażenia często artystycznego. To zresztą bardzo często osoby wykonujące różne artystyczne zajęcia. Z kolei afroloki wybiera się po to, żeby było naturalnie, ładnie, ale przede wszystkim wygodnie. Zresztą wszystkie te fryzury – jak zapewnia pani Marlena – są mega proste w utrzymaniu. Mycie, dokładne suszenie, a rano... nic. Wstaje się i jest pięknie.
Do Kołtunerii Artystycznej przychodzą często panie, które mają problemy ze swoimi włosami i w jakiś sposób starają się to ukryć.
– To osoby, które mają przeróżne problemy ze stanem włosów, np. przerzedzenia, łysienia plackowate lub androgenowe, włosy spalone po zabiegach fryzjerskich, lub po prostu nie są zadowolone z ich wyglądu. Powodów do tego może być wiele – opowiada Marlena Królik. – Bez względu na to z jakim problemem mamy do czynienia, efekt jest ten sam: kobiety są w złym stanie psychicznym i ciężko im funkcjonować. To też może wydawać się niektórym dziwne, bo przecież „to tylko włosy”. Naprawdę mogą one urosnąć do rangi problemu i spowodować dyskomfort wiążący się z pokazywaniem się innym.
Zyskać pewność siebie
Marlena Królik opowiada, że największą satysfakcję z pracy ma obserwując, jak zmieniają się jej klientki.
– Przychodzą szare myszki, które chowają się np. w grzecznych, nierzucających się w oczy ubraniach. Często są podłamane, bo mają za sobą różne ciężkie doświadczenia. Razem z nowymi włosami zmienia się ich podejście do świata. Nowe włosy dodają im dużo odwagi. Rośnie poczucie własnej wartości. One po prostu zaczynają czuć się przebojowo.
Przez 2-3 pierwsze dni z nową fryzurą można nie poznać się w lustrze, a potem...
– Widziałam już łzy szczęścia. Słyszałam zachwyty. Najbardziej cieszą mnie jednak wiadomości, w których klientki piszą, że zmieniło się ich życie, bo nabrały odwagi i pewności siebie – przyznaje właścicielka Kołtunerii Artystycznej. – To po prostu niesamowita transformacja, która dzieje się na naszych oczach.
Ale zdarzają się też osoby, które wychodzą zachwycone, a później wracają, bo chcą wrócić do poprzedniej fryzury. Tłumaczą, że im podoba się bardzo, ale „koleżanki skrytykowały”.
– I tego nie jestem już w stanie zrozumieć. Niech każdy wygląda jak chce. Jeśli fryzura sprawia, że czujemy się harmonijnie, a tym samym wspaniale to nikt nie powinien jej krytykować – słyszymy.
Moje, nie moje?
Może krytyka koleżanek wynika z tego, że alternatywne fryzury są z góry skazane na zdemaskowanie?
– Absolutnie nie. Jest w stanie pani stwierdzić, czy moje dredy są „moje”? Nie. To moje prawdziwe włosy. Gdyby były sztuczne, można byłoby to poznać jedynie dotykając ich. Podobnie z warkoczykami. W ich przypadku, gdy widzimy na ulicy kogoś z taką fryzurą, zwłaszcza gdy jest ona w jakichś nietypowych kolorach, to mózg podpowiada nam, że włosy są sztuczne. Ale nie zawsze tak się dzieje. Sama zaplatałam warkoczyki pani, której włosy były wyjątkowo długie. Autentycznie do połowy łydki.
Inaczej jest z afrolokami. Te wyglądają niezwykle naturalnie.
– Wiem od klientek, że ludzie często pytają, kto im zrobił tak ładną trwałą albo jak wyciska tak idealny skręt. To miłe. Ale są jeszcze dodatkowe korzyści oprócz fajnego wizerunku, o których nie wiedzą niewtajemniczeni.
Fryzury alternatywne pozwalają zapuścić włosy albo ukryć je do momentu, aż się nie zregenerują. – Z wyjątkiem dredów naturalnych, wszystkie fryzury z naszej oferty są protekcyjne, to znaczy, że pozwalają włosom na odpoczynek od prostowania, rozjaśniania, lakierów i zbyt częstego mycia mocnymi detergentami. Włosy mają wtedy czas żeby się zregenerować. Klientki są często zdziwione gdy po zdjęciu syntetycznej fryzury widzą jak bardzo odrosły ich włosy w krótkim czasie.
Jak długo nosi się alternatywną fryzurę? Afroloki ok. 2,5-3 miesiące. Potem włosy zdejmujemy, rozczesujemy, myjemy porządnie głowę i możemy wrócić do swojej starej fryzury lub założyć afroloki ponownie. Cena zabiegu to ok. 600 zł. Teoretycznie dużo. Jeśli obliczy się jednak ile w tym czasie można wydać na wizyty u tradycyjnego fryzjera, to cena nie wydaje się już tak oszałamiająca.
Warkoczyki to także koszt ok. 600 zł. Czas noszenia do 4 miesięcy.
Żeby zrobić afroloki, naturalne włosy muszą mieć minimum 5-6 cm. Przy warkoczykach i dredach: 10 cm.
Walka z mitami
– W swojej pracy walczymy też z mitami. To nie prawda, że dredy robi się skręcając włosy na cukier czy na wosk. To zwyczajne sfilcowane włosy, które uzyskujemy tapirując i zbijając szydełkiem pasmo po paśmie. Nieprawda, że nie można mieć dredów mając krótkie włosy. Można je przedłużyć dredami syntetycznymi, albo z włosów naturalnych. Są też dredy tymczasowe. To doskonałe rozwiązanie np. dla osób, które mają krótką fryzurę i chcą ją zapuścić, a boją się jak będą wyglądać w okresie przejściowym. Zakładają więc dredy, a włosy pod nimi spokojnie rosną – opowiada pani Marlena, która lata temu sama założyła sobie dredy syntetyczne żeby zapuścić własne. – Co ciekawe dredy można też rozczesywać. Oczywiście wymaga to czasu i cierpliwości oraz dobrego grzebienia i wprawnych rąk, ale bez problemu można to zrobić i takie usługi również oferujemy. Jednym z takich klientów był mężczyzna, który nie był zadowolony z tego, jak zostały wykonane jego dredy w innym salonie. Po rozczesaniu umówiliśmy się na ponowne stworzenie dredów od podstaw, tym razem poprawnie. W tym przypadku to było już to.
Cena zabiegu? Ok. 70 zł za godzinę.
– Wokół dredów wyrósł cały wachlarz żartów, że nie myje się ich, tylko psika dezodorantem, żeby nie śmierdziały. Że bytują w nich wszy i powstają z brudu. Mnie to mało śmieszy. W rzeczywistości normalnie dredy myjemy. Fakt faktem, że wymagają rzadszych zabiegów pielęgnacyjnych niż codzienne mycie włosów, które praktykuje wiele osób. Mimo to zawsze wyglądają naturalnie.