d Bandyta Rafał ma dosyć już "sławy”. Wścieka się na widok aparatu fotograficznego. Wszystkim wkoło "życzy” wszystkiego najgorszego.- Żeby wasz rak zeżarł - krzyczy. Próbuje jeszcze głową zaatakować fotoreportera, ale policjanci są szybsi. Ląduje w radiowozie.
Wyskakuj z kasy - słyszy
W tym samym momencie wyskakują "czarni”. Napastnicy są zaskoczeni. Trafiają na komisariat.
Ruszamy do centrum. Spokój. Nieliczni przechodnie, niewielki ruch na ulicach. Kierujemy się na Sławinek. Na ul. Zapolskiej - zza rogu - wybiega nagle młody chłopak. Jest cały pokrwawiony. Chwieje się na nogach. Policjanci chcą go zatrzymać. Przyśpiesza. Udaje się go zatrzymać po kilkudziesięciu metrach. Pada na chodnik. Rzęzi. Wzywamy karetkę. Jeden z policjantów zostaje przy rannym. Jedziemy szukać sprawców pobicia. Przejeżdżamy przez boczne uliczki. Ani śladu bandytów. Na końcowym przystanku MPK widać radiowóz. To funkcjonariusze z V komisariatu. Akurat byli w pobliżu miejsca napadu. Zatrzymali jednego ze sprawców - 21-letniego Rafała z ul. Przyjaźni. Skuty leżał koło radiowozu.
Z entuzjazmem powitał operatora kamery
Drugi bandyta uciekł. Policjanci ustalili jednak jego personalia.
Bandyta Rafał ma dosyć już "sławy”. Wścieka się na widok aparatu fotograficznego. Wszystkim wkoło "życzy” wszystkiego najgorszego.
- Żeby wasz rak zeżarł - krzyczy. - Palanty jedne. Próbuje jeszcze głową zaatakować fotoreportera, ale policjanci są szybsi. Ląduje w radiowozie.
Kolejny sygnał. Dwóch podejrzanych kręci się po parkingu przy ul. Godebskiego. Ruszamy z piskiem opon. Na Al. Racławickich widzimy dwóch młodych mężczyzn. Chowamy się w krzakach.
- Dobry wieczór, policja - słyszą po chwili. Otoczeni przez kilku dwumetrowych dryblasów w mundurach nie wydają się zaskoczeni. Widać, że nie jest to ich pierwszy kontakt z policją. Są hardzi. Usiłują protestować.
- Nic nie zrobiliśmy, o co wam chodzi? - pyta wysoki, dobrze zbudowany dwudziestolatek ze szramą na czole. Jego kolega, dużo młodszy i chudszy jest modnie ubrany w wyjściowy strój dresiarza. Na głowie bejsbolówka. Funkcjonariusze każą im opróżnić kieszenie. Dokładnie przeszukują ich dresy. Jeden z nich ma schowany w rękawie śrubokręt i latarkę. Stróże prawa nie wierzą w historyjkę o pracy elektryka. Szczęk kajdanek.
- Ja się nie zgadzam - protestuje starszy. - Co to za metody. Nic nie zrobiliśmy. Wyp... z tą kamerą! - krzyczy widząc skierowany w siebie obiektyw telewizyjnej kamery. Zabieramy ich na komendę. Tam zajmą się nimi dochodzeniowcy. Sprawdzą, czy tej nocy nie włamywali się do samochodów.
- Teraz złodzieje najczęściej wybijają szyby w samochodzie - mówią policjanci. - Tak jest najszybciej. Śrubokrętów używają sporadycznie. Właściciele samochodów często sami prowokują takie włamania. Zostawiają na siedzeniu np. neseser albo torbę z zakupami. To kusi włamywaczy.
O 5 rano kończymy wspólny dyżur. Antyblokersi mają po nocnej pracy 24 godziny odpoczynku. Po nim znów wsiądą do radiowozu i spędzą kolejną noc na łapaniu bandytów.
- Taki zawód - mówią
- To trzeba lubić.
Co ich irytuje?
- Obojętność ludzi - mówi jeden z nich.
- Ostatnio trochę się zmieniło. Do ideału jest jeszcze daleko. Jeden telefon pod 997 może często uratować komuś życie. My nie możemy być wszędzie.
Gość Magazynu
- Liczba interwencji grupy antyblokersów świadczy o tym, że są oni potrzebni w Lublinie. Często mamy do czynienia z agresywnymi grupami kilku- a nawet kilkunastoosobowymi. Ci funkcjonariusze potrafią sobie jednak z nimi doskonale poradzić. Budzą respekt. Są wśród nich także instruktorzy strzelectwa i taktyki. Od niedawna wśród nich są także dwie policjantki. One zajmują się głównie rozbójnikami w spódnicach. Zapewniam, że takie są. Policjantki równie dobrze radzą sobie z agresywnymi mężczyznami. •
Judocy i bokserzy
Reklamy nie potrzebują
- Oprócz codziennej pracy w tej grupie, pracują też jako wywiadowcy - wyjaśnia komisarz XC, szef lubelskich antyblokersów. - Reklamy nie potrzebują.