Przez te zdjęcia na dwa lata dostałem zakaz wejścia do fabryki - ROZMOWA z Jackiem Mirosławem, wieloletnim lubelskim fotoreporterem
- Tytuł Twojej wystawy - a zarazem tytuł wywiadu - w Młodzieżowym Domu Kultury jest wymowny. Co wybrałeś ze swojego bogatego archiwum?
- Skupiłem się na industrialnym Lublinie drugiej dekady XX wieku. Dziś już może nie wszyscy pamiętają, szczególnie młode pokolenie, że w Lublinie istniała Fabryka Samochodów Ciężarowych, Cukrownia, Lubelska Fabryka Wag, Fabryka Maszyn Rolniczych, odlewnia Ursus, WSK Świdnik i wiele innych. W każdym z tych miejsc pracowali ludzie, którzy byli bohaterami moich zdjęć. Teraz, po latach, na tej wystawie prezentuję około 40 zdjęć, fotograficzny zapis z życia przemysłowego Lublina i Świdnika. Z archiwum wybrałem zdjęcia, które pokazują realia pracy w lubelskim przemyśle.
- Co pamiętasz z tamtego czasu?
- Miałem tę niepowtarzalną okazję, z racji wykonywanego zawodu, że mogłem uczestniczyć w każdym z ważniejszych wydarzeń związanych z przemysłowym życiem Lublina. Otwarcie nowej fabryki, hali, linii produkcyjnej, wiązało się z obecnością prasy. Ponieważ byłem fotoreporterem, to uwieczniałem te wydarzenia. Fotoreporterowi zawsze towarzyszył ktoś z fabryki, aby przypadkiem obiektyw nie został skierowany w złym kierunku. Mimo to udawało się nam uwiecznić prawdziwie realia tamtego czasu: wszechobecny brud, fatalne warunki pracy. Przykładem było FSC. Na montażu czy w innych zakładach pracowali ludzie w brudzie, w usmarowanych kombinezonach roboczych, na czarnej od olejowego brudu podłodze. Takie były czasy.
- Twój fotoreportaż ze stołówki w FSC pokazuje te warunki...
- Przez te zdjęcia na dwa lata dostałem zakaz wejścia do fabryki. A było to tak: zawsze podczas sesji w FSC chodził ze mną mój kumpel, zakładowy fotoreporter. Poprosiłem go o możliwość wejścia nieformalnie, aby zrobić zdjęcia z realnego życia pracowników fabryki. Udało się. Trafiłem na stołówkę, podczas przerwy śniadaniowej. Robotnicy pili mleko ze szklanych butelek i coś tam jedli. Byli brudni, czarne ręce i twarze. Prawdziwy obraz przemysłowego Lublina. Resztki wylewali do czterech wiader stojących na środku hali. Do dziś to pamiętam. Po publikacji zdjęć w Sztandarze Ludu była afera na cztery fajery. I tak to dostałem dwuletni zakaz wstępu do fabryki. Warto było.
- Jesteś inżynierem-elektrykiem. Znasz lubelski przemysł od środka?
- Już w technikum chodziliśmy na praktyki do FSC. Nie mieli z nami co zrobić, to kazali siedzieć w jakiejś nieczynnej transformatorowni. Chłopaki z nudów zaczęli rozkręcać ołowiane kable i przerzucać złom za płot. Tak było na lody.
Po maturze poszedłem na WSI (dziś Politechnika - przyp. aut.), na Wydział Elektryczny. Po studiach przez półtora roku pracowałem w Świdniku, jako starszy konstruktor. Każdą zmianę w konstrukcji śmigłowca musieliśmy konsultować z towarzyszem ze Związku Radzieckiego.
Zdjęcia można oglądać do 11 października w Młodzieżowym Dom Kultury nr 2 przy ul. Bernardyńskiej w Lublinie oraz na www.mdk2.lublin.pl i facebook: Galerii Po 111 Schodach.