Rozmowa z Marianem Wajsbrotem, prezesem New Lubliner & Vicinity Society, organizacji Żydów lubelskich w USA.
• W liście, który trafił już na biurko prezydenta Adama Wasilewskiego sprzeciwia się pan \"zamiarowi dalszego bezczeszczenia prochów obywateli Lublina pochodzenia żydowskiego”. O co chodzi?
Zgodziła się na to, wydzierżawiając spółce norweskiej (Norweskiej Grupie Kapitałowej - dop. red.) ta sama ekipa z lubelskiego Ratusza, która próbowała wyrzucić z centrum na rogatki pomnik Ofiar Getta Lubelskiego. Pomysł Ratusza był w obu przypadkach identyczny.
Inwestor ma coś zrobić "dla miasta”, za to wchodzi w posiadanie znakomitej lokalizacji kosztem deptania żydowskiej martyrologii i pamięci. To "coś”, to w jednym przypadku była dobudowa skrzydła Ratusza. W drugim: wyremontowanie stadionu Lublinianki.
• Jednak dla pomnika Ofiar Getta Lubelskiego znaleziono kompromisowe rozwiązanie...
• Ale przecież tam nie ma śladu żadnego cmentarza...
- Wolne żarty. Jakby jacyś fanatycy buldożerami rozjechali cmentarz przy Lipowej i zrabowali nagrobki, to też by znaczyło, że tam już nie ma grobów?
• Pan zna Wieniawę dobrze?
- Jak mam nie znać? Ja się tam urodziłem w 1930 roku i mieszkałem do 1940 roku, kiedy nas wyrzucili Niemcy. Tam od pokoleń mieszkała moja rodzina. Wajsbrotowie mieli dwa domy i skład zboża przy Długosza. Piekarnię i dom na rogu Długosza i Króla Leszczyńskiego; gdzie stoi dziś kino "Kosmos” oraz udziały w narożnym domu przy Leszczyńskiego i Wieniawskiej. Najstarsi w rodzinie byli dziadek Szyja Wajsbrot i babcia Ruchla. Tato Szoel i mama Syrka mieli nas pięcioro dzieci. Najstarszy był brat Alter, potem Lejb, ja, Natan i Perla. Rodzice mieli dwóch wujków i cztery ciotki z rodzinami. Każda po 4-5 dzieci. Na samej Wieniawie ponad 50 osób! Jeszcze parę dalszych rodzin na Kowalskiej i Lubartowskiej. Ile z nich przeżyło wojnę? Zgadnie pan? Ja i brat Alter...
• Jak wyglądał kirkut wieniawski?
- Ciągnął się od Czechówki i stawu w kierunku Długosza i Leszczyńskiego. Miał urozmaiconą konfigurację terenu. Niedaleko niego, w okolicy zbiegu Czechowskiej i Leszczyńskiego stały dwie synagogi. Rabin mieszkał w niewielkim domu na rogu Leszczyńskiego i Wieniawskiej. Wszystkie miały nagrobki-macewy. Chowano na nim jeszcze do wiosny 1940 roku.
• Co się wtedy stało?
- Którejś nocy Niemcy rozpoczęli pacyfikację. Wpadali do domów i wypędzali ludzi na ulice. Tam odbywała się selekcja. Kobiety i dzieci na jedną stronę, mężczyźni na drugą. Kobiety i dzieci popędzono na Starówkę, a mężczyzn zostawiono do rozbiórki Wieniawy. Rozebrali wszystkie stojące tam domy, synagogi. Usunięto nagrobki z cmentarza. Cała dzielnica po prostu... zniknęła.
• Co się stało z cmentarzem?
- Niemcy na jego części urządzili boisko piłkarskie dla żołnierzy Wehrmachtu.
• Jakim cudem powstał tam po wojnie stadion WKS Lublinianka?
- To była decyzja komunistyczna. Oryginalnie stadion Lublinianki był przy ul. Okopowej, tam gdzie potem stanął gmach DOKP. Praktycznie zaraz po wyzwoleniu zaczęto rozbudowywać boisko poniemieckie. Jej orędownikiem był "towarzysz Bolimowski”, działacz PPR i PZPR. Powstały trybuny, pod którymi znalazła się część cmentarza, a część pod płytą boiska, reszta pod boiskami treningowymi. Śladu po kirkucie nie zostało. Podczas budowy obiektu sportowego wygrzebywano z ziemi wiele ludzkich kości. Nie wolno jednak o tym było głośno mówić. To był temat tabu.
• Chodził pan na ten stadion?
- Nie, nie chodziłem. Ani ja, ani nikt z moich znajomych. W żydowskiej tradycji, na cmentarzach nie gra się w piłkę.
• Pamięta pan słynny Wyścig Pokoju z maja 1972 roku, kiedy na stadionie finiszował po samotnej ucieczce Ryszard Szurkowski?
- W czasie tego Wyścigu Pokoju, moja rodzina zbierała się do wyjazdu z Lublina i Polski na stałe. Po 1968 roku miałem nadzieję, że jakoś uda mi się pozostać, ale władze już zadbały, abym sobie to wybił z głowy. Po czterech latach szarpaniny, szykan i praktycznie całkowitej izolacji społecznej, zdecydowaliśmy się wreszcie opuścić kraj. Pamiętam, że wyjeżdżaliśmy 12 maja 1972 roku. Szurkowski wygrał etap z Rzeszowa do Lublina, wjeżdżając na stadion Lublinianki równo tydzień później. Przejeżdżał przez miejsce, gdzie stała synagoga, a potem jechał bieżnią po grobach.
• Spodziewał się pan, że po 1989 roku coś się w sytuacji cmentarza-stadionu zmieni?
- Miałem nadzieję, że "Solidarność” przyniesie zmianę dla sytuacji żydowskiej w Polsce. W sferze propagandowej tak się stało. Nowe władze kolejno deklarują przyjaźń polsko-żydowską, chętnie opowiadają o Polsce, jako kraju tradycyjnej tolerancji, itd. Rzeczywistość często jednak nie pasuje do obrazka.
• Nie przesadza pan?
- Jeżeli od 2002 roku w lubelskim Ratuszu nie chcą nadać lubelskiej ulicy imienia Jana Karskiego, wielkiego Polaka, który chciał uratować naród żydowski, jeżeli w Muzeum na Majdanku rodzi się pomysł wystawienia rockopery "Jesus Christ Superstar”, albo zbudowania tuż za drutami współczesnego krematorium, jeżeli z centrum usiłuje się wyrzucić pomnik ofiar Holocaustu oraz udaje, że groby pod stadionem, to nic specjalnego, bo one są żydowskie, a nie katolickie - to niech sam pan sobie odpowie: czy jak ktoś to widzi, to jest przeczulony czy może jest coś specyficznego w klimacie Lublina, że takie idee się tu rodzą.
• Spodziewa się pan, że Norwegowie zaczną budować na Lubliniance?
- Z naszego punktu widzenia byłoby to nie do pomyślenia, ale jest to oczywiście suwerenna decyzja władz miasta, do której się odniesiemy.