Rozmowa z Tadeuszem Rybakiem, prezesem Mostostalu Puławy.
– Szanse są duże. Prace przy torze zostały wykonane i zafakturowane. Wygraliśmy już jedną sprawę przed sądem w Warszawie. Potem władze związku wystąpiły do sądu w Lublinie o unieważnienie umowy z naszą firmą. Zgodnie ze stanem faktycznym potwierdzono, że umowa jest ważna. Związek złożył apelację. Rozprawa odbędzie się, jak myślę, przed wakacjami. Wszystko wskazuje na to, że PZKol gra na zwłokę i komuś na tym zależy. Jednak roczne odsetki od 6 mln zł wynoszą 13–14 proc., w ubiegłym roku było to 800 tys. zł, a w tym będzie to już milion złotych. Jak wygramy w sądzie, to należność nie zostanie rozłożona na raty, tylko związek będzie musiał zapłacić całość. Cały czas jesteśmy zdania, że porozumienie, które miało być podpisane rok temu, w myśl którego skłonni byliśmy rozłożyć płatności na 5 lat, było dla PZKol najrozsądniejszym wyjściem. Niezrozumiała jest dla nas postawa związku i Ministerstwa Sportu, które sfinansowało praktycznie całą budowę z publicznych środków. Naszym zdaniem nie jest prawdą, że PZKol nie ma pieniędzy. Podpisali sponsorską umowę z CCC i rocznie dostają 2 mln zł, które mogliby przeznaczyć na spłatę długu. Może komuś zależy na tym, żeby tor ostatecznie został zlicytowany za niewielką kwotę w stosunku do realnej wartości?
• Czy nowa minister sportu Joanna Mucha pomaga w rozwiązaniu sporu?
– Liczyłem na to, że minister Mucha, wybrana przecież z lubelskiego okręgu wyborczego, zajmie się tą sprawą. Po moich usilnych staraniach, żeby spotkać się z minister, zostałem odesłany do wiceministra Grzegorza Karpińskiego. Rozmawialiśmy miło, ale nic z tego nie wynikło. Ministerstwo twierdzi, że nie jest stroną w sprawie, ale to resort daje pieniądze na działanie związku. Z ministerstwa nie ma pomocy. Wiem, że im niezręcznie powiedzieć związkowi, żeby zapłacił. Mogą natomiast zapytać, co robią, żeby zgodnie z zaleceniem poprzedniego ministra, rozwiązać spór. Minister sportu powinien, naszym zdaniem, mieć wizję, co zrobi, jeżeli trzeba będzie z dnia na dzień oddać Mostostalowi kilka milionów złotych po wygranej rozprawie w ciągu kilku tygodni, chyba że nie stanowi to problemu dla związku i nadzorujących go organów. Dlatego dziwi nas brak zainteresowania niedoszłym porozumieniem, którego poprzedni minister był mocnym orędownikiem.
• Jak to się stało, że Mostostal Puławy zaangażował się w sponsorowanie kolarstwa?
– Taka była potrzeba. Piłkę ręczną w Puławach wspierają przede wszystkim Zakłady Azotowe. My w połowie lat 90. zaczęliśmy pomagać klubowi Żeglarz Puławy. Klub był w upadłości, przyszedł do nas szef sekcji kolarskiej i poprosił o wsparcie. Odparłem, że pieniędzy nie rozdajemy, ale możemy kupić stroje dla zawodników. I w pierwszej prasowej relacji z zawodów przeczytałem, że startował Mostostal Żeglarz Puławy. Zdziwiłem się, bo nie tak się umawialiśmy. I tak to się zaczęło, dzięki sprytowi i dyplomacji trenera. Jak upadł Żeglarz, to my od podstaw zbudowaliśmy Pogoń, nawiązując do wyrazistej, przedwojennej nazwy klubu. Teraz rocznie na cały klub przeznaczamy 400–500 tys. zł. Kolarstwo to nasza pasja.
• Największe inwestycje w kraju i regionie robione są za pieniądze unijne. Środki z UE już się kończą. Jak Mostostal i inne firmy z branży budowlanej poradzą sobie z mniejszą liczbą zleceń?
– Mostostalu Puławy to tak bardzo nie dotknie. Nas wyatutował program budowy autostrad. Bo zlecenie jest np. na budowę 20 km autostrady, a w tym są mosty. Firmy drogowe, które nie miały referencji, dopraszały nas. Teraz to się skończyło, choć czasem budujemy w konsorcjach. Często w konsorcjach jest tak, że jeśli lider ma kłopoty finansowe, to ratuje się nie płacąc podwykonawcom. My działamy uczciwie i nie możemy też zejść poniżej pewnego poziomu, żeby obniżyć koszty. Na pewno wystartujemy w przetargu na budowę mostu na Wiśle w Kamieniu. To nasza specjalność – most z 12 ton stali. Historia Mostostalu, to Wielka Chemia w Puławach, mosty, budownictwo przemysłowe, energetyka i ochrona środowiska – jesteśmy dzisiaj znaną europejską firmą budowlaną. Ciężko pracujemy od 50 lat na nasze referencje i jakość usług.
– Już od dawna nie jesteśmy firmą związaną wyłącznie z Puławami. Od 13 lat prowadzimy inwestycje na rynku zagranicznym. Zaczynaliśmy od biura technicznego w Niemczech. Tam prowadziliśmy kontrakty w budownictwie kubaturowym, czyli m.in. przy budowie szpitali czy przejść granicznych. Wtedy eksport stanowił ok. 30 proc. naszej działalności. W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że może być więcej. A dziś nawet połowa naszych przychodów pochodzi z działalności zagranicznej w zachodniej Europie i Skandynawii.
• W jakich krajach prowadzicie inwestycje?
– Na terenie całej Norwegii, Szwecji, Finlandii, Niemiec. Pierwsze kontrakty zaczynamy także w Estonii i Holandii. A od lipca wchodzimy do Austrii. Skandynawia to wielki rynek energetyczny. Jesteśmy tam jako podwykonawca – budujemy kotły do spalania odpadów komunalnych, kotły gazowe, węglowe.
• To dobry rynek?
– Dobry z dwóch powodów. Po pierwsze, branża energetyczna jest elitarna i bogata. Po drugie, nasi zagraniczni kontrahenci budują trwałe, partnerskie relacje. Jeśli dobrze zrealizujemy jakąś inwestycję, to mamy dalsze zlecenia. W dodatku, rentowność na nich jest wysoka.
• Czym się dziś wygrywa w branży budowlanej?
– Terminowością, jakością, ceną i zespołem wykwalifikowanych fachowców. O dwóch pierwszych nie będę mówić, bo dla nas to standard. Jeśli chodzi o cenę, jest to w Polsce najważniejszy element z uwagi na Ustawę o zamówieniach publicznych. Nasi zagraniczni partnerzy nauczyli nas, że w świecie liczą się referencje, dlatego posiadamy wiele certyfikatów i profesjonalny zespół ludzi.
• A co jest najmocniejszą stroną Mostostalu Puławy?
– Jakość i doświadczenie. Podam przykład. W energetyce najważniejsza jest tzw. próba ciśnieniowa kotła. I u nas te próby wypadają bez błędów. Mamy też znakomite referencje ze zrealizowanych obiektów. Wspomnę choćby mosty w Dorohusku i Broku. Budujemy też obiekty sportowe, bo jakiś czas temu dostrzegliśmy w tym dużą szansę. Mamy więc na koncie stadiony z zadaszeniem, duże hale sportowe. Budowaliśmy np. halę sportową dla KUL, słynny tor kolarski w Pruszkowie, hale sportowe w Legionowie, Jastrzębiu- Zdroju czy Łodzi. Realizujemy też obiekty przemysłowe, "nasza” jest fabryka melaminy w Puławach.
• Dużo inwestycji realizujecie w województwie lubelskim?
– Nasz region nie ma charakteru przemysłowego, więc siłą rzeczy nie ma zbyt wielu kontraktów, o które moglibyśmy się ubiegać. Ale tam gdzie możemy, oczywiście, składamy nasze oferty.
• Co pan sądzi o lokalnych preferencjach dla firm?
– Są kraje, gdzie takie preferencje występują. Władzom powinno zależeć, żeby utrzymać lokalny rynek firm, gdyż płacą one podatki, dają zatrudnienie mieszkańcom czy jeszcze – tak jak my – sponsorują sport. A często zdarza się, że inwestycję publiczną realizuje spółka z zewnątrz. W dodatku taka, która kompletnie nie ma potencjału, tzw. firma w teczce. Ale zaproponowała najniższa cenę i wygrała.
• Czy startowaliście do przetargu na budowę terminalu lotniska w Świdniku?
– Nie, bo nie mieliśmy nawet takiej szansy. Referencje zostały tak ustalone, że do przetargu mogły przystąpić firmy, które zrealizowały obiekty szpitalne – a my akurat szpitali nie budujemy. To dla mnie kompletnie niezrozumiałe, gdyż konstrukcja terminalu, w dodatku po jego zmniejszeniu, jest bardzo prosta. To zwykła hala. My realizujemy dużo bardziej skomplikowane obiekty, np. hale sportowe czy stadiony. Mamy uprawnienia do stawiania największych konstrukcji. Mało tego – w Puławach mamy największą w województwie wytwórnię konstrukcji stalowych. Żałuję, że nie mogliśmy nawet przystąpić do tego przetargu. To nie byłaby skomplikowana realizacja, ale prestiżowa. Wielka szkoda.
• Są takie obiekty, które marzy się panu zbudować?
Moim marzeniem jest przede wszystkim stabilna praca dla ludzi. Dziś zatrudniamy 1300 osób i chciałbym, żeby ten potencjał co najmniej się utrzymał. Zaczynaliśmy od mostów, przeszliśmy do energetyki i ja w tej branży upatruję dużą szansę. To przyszłość. Wiele firm ostrzy sobie na nią zęby, ale my uciekliśmy do przodu i jesteśmy w tym po prostu bardzo dobrzy. A jaki obiekt mi się marzy? Nie szukając daleko – chciałbym, żebyśmy budowali elektrownię w Bogdance.