W socjologii istnieje teoria o działaniach pozornych. Muszę przyznać, że Lublin często się w tą koncepcję wpisuje. Wypełnia ją we wszystkich założeniach – rozmowa z dr Agnieszką Ziętek z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UMCS.
• Otrzymała pani grant z Narodowego Centrum Nauki na projekt badawczy „Nieformalne ruchy społeczne a decyzje polityczne podejmowane na szczeblu lokalnym w perspektywie analizy decyzyjnej. Przypadek Lubelszczyzny”. Co konkretnie jest w obszarze pani zainteresowania?
– Chodzi o czynniki mające wpływ na polityczne decyzje. Przede wszystkim to, w jaki sposób aktywiści, działacze, społecznicy oddziałują w tym zakresie na władze lokalne. Czy w ogóle oddziałują? Czy władze w jakikolwiek sposób sugerują się ich opiniami?
• Którym konkretnie sytuacjom będzie się pani przyglądać?
– Badania dotyczą całego regionu. Zależy mi, żeby zbadać nie tylko sytuacje i działania najbardziej znane i głośne, ale także grupy i ruchy, które nie mają dużego rozgłosu medialnego, ale ich akcje i działania przynoszą wymierne rezultaty, głównie w postaci określonych decyzji władz lokalnych. W tym momencie dokonuję wstępnego wyboru. Mam już wstępne tropy. Jest na przykład spora ilość społeczników zajmujących się miejską zielenią, walką z tzw. betonozą. W niektórych sytuacjach protesty aktywistów przynoszą konkretne rezultaty jak wstrzymanie zaplanowanej wycinki drzew.
• Mówimy o ul. Lipowej w Lublinie?
– Na przykład. Ale z drugiej strony są też działania, które nie znajdują kompletnie żadnego odzewu.
• Górki czechowskie?
– Tak. Można powiedzieć, że to dwie skrajne sytuacje. Właśnie o takie rzeczy mi chodzi. Nie tylko w Lublinie, interesuje mnie cała Lubelszczyzna. Sytuacje, które się dzieją w różnych miastach i mniejszych miejscowościach. W tym momencie na pewno utrudnieniem w realizacji badań jest pandemia, bo założenie było takie, by wszędzie jeździć, spotykać się z ludźmi osobiście. W tym momencie raczej jednak nie będzie to możliwe. Zastanawiamy się obecnie z Narodowym Centrum Nauki jak z tego wybrnąć.
• Planuje pani rozmawiać z aktywistami czy z politykami?
– Jedno i drugie. Projekt zakłada indywidualne wywiady pogłębione z dwoma stronami. Z jednej strony przedstawiciele mieszkańców, z drugiej władz. Bo tylko wtedy można skonfrontować to, co mówi jedna i druga strona. I spróbować zdiagnozować czy to oddziaływanie rzeczywiście występuje.
• Bada pani tylko Lubelszczyznę?
– Takie założenia ma program MINIATURA 4, z którego jest grant. Chodzi o realizację badań wstępnych, pilotażowych. Wydaje mi się, że gdyby zrobić takie badania na zachodzie Polski to wyniki mogłyby być nieco inne.
• Dlatego, że tam ruchy miejskie prężniej działają?
– Myślę, że tam społeczna aktywność oraz udział w politycznych decyzjach może być większy. I większa jest świadomość mieszkańców np. na temat roli zieleni w miastach. Przyznam, że w przypadku Lublina czasem naprawdę przykro patrzeć na to, co się w tym zakresie dzieje. Ale to zupełnie wstępne hipotezy i tropy.
• Dlaczego zajęła się pani tym tematem?
– Bardzo mnie cieszy, że w Lublinie jest ostatnio tzw. społeczny ferment, ale nad tym projektem pracuję od 4-5 lat. Zajmuję się socjologią polityki, szczególnie interesują mnie nieformalne ruchy, oddolne, aktywistyczne społeczne działania. Niesformalizowane i niezinstytucjalizowane. Siłą rzeczy w toku mojej dotychczasowej pracy badawczej musiało się pojawić pytanie, na ile te działania są skuteczne.
• Ruchy miejskie rosną w siłę? Więcej osób się angażuje?
– Obecnie takie nieformalne ruchy przeżywają prawdziwy rozkwit. Na pewno też pandemia jest swego rodzaju fenomenem, bo pokazała nam społeczne, oddolne zaangażowanie. Szycie maseczek, robienie zakupów sąsiadom czy wyprowadzanie psów, kupowanie leków, umawianie wizyt u lekarzy itd. Mnie jednak najbardziej interesuje sfera polityki i tzw. ruchy miejskie, które pojawiły się w ciągu ostatnich lat. Z racji tego, że to niezależna, oddolna działalność, jest tu wiele wartości dodanych. Możemy działać według własnych reguł, jesteśmy niezależni. Nikt nas nie finansuje, więc nie musimy się z nikim rozliczać. Nie ma tzw. grantozy, systemu projektowego. Kilka lat temu w ramach projektu Kultura i rozwój z Narodowego Centrum Kultury, badaliśmy „Cichą” w Lublinie. Zna pani to miejsce?
• Tak, pamiętam. Autonomiczne Centrum Społeczne Cicha 4.
– Cicha 4 do dziś jest dla mnie modelowym przykładem działania niezależnego. Choć działała krótko, około półtora roku. Pamiętam dobrze jak wyglądało to miejsce na początku. Brak prądu, tynk sypiący się ze ścian. Trzeba było uważać, by nie wpaść w dziurę w podłodze i sobie czegoś nie złamać. I to wszystko zostało doprowadzone do takiego stanu, że można było bezpiecznie korzystać z budynku. Było ogrzewanie, był generator prądu. Bez proszenia władz o jakiekolwiek wsparcie finansowe. Wszystko własnymi, społecznymi siłami.
Odbywało się tam bardzo dużo wydarzeń, działało mnóstwo nieformalnych organizacji. Po jakimś czasie ruszyła też kawiarnia bezgotówkowa Miłość. To też była świetna rzecz. Można było wejść z ulicy i napić się za darmo kawy. A w zamian przynieść ciasto, pouczyć angielskiego czy spędzić czas z dziećmi, które przychodziły tam z okolicy. Modelowy przykład działania oddolnego, wymiany barterowej. Trudno było znaleźć takie drugie miejsce jak Cicha 4, a robiliśmy wtedy badania w całej Polsce. To był ewenement na skalę ogólnopolską.
• Miejsca już nie ma, ale ci ludzie wciąż są w Lublinie aktywni. Może nawet bardziej niż kiedyś.
– Tak, większość tych aktywistów, może w większym rozproszeniu, ale nadal działa.
• Różnica jest taka, że w czasach Cichej nie mieli ambicji wpływu na władzę.
– Myślę, że nawet nie chcieli. To było anarchizujące środowisko.
• Czym jeszcze się pani zajmuje?
– Kończę właśnie książkę o kulturze obywatelskiej, na publikację w czasopiśmie naukowym „Civitas. Studia z filozofii polityki” czeka też mój artykuł poświęcony partycypacji i działaniom pozornym. W marcu i kwietniu robiłam badania wśród lokalnych aktywistów. O tym jak postrzegają współpracę z miastem, czy się czują przez władzę wysłuchani. Wyniki były dość jednoznaczne. Choć nie były to badania reprezentatywne, to jednak dają jakiś obraz sytuacji. Większość osób czuje, że nikt ich nie słucha, a urząd często wykonuje typowe działania pozorne. W socjologii istnieje teoria o działaniach pozornych. Niestety, muszę przyznać, że Lublin często się w tą koncepcję wpisuje. Wypełnia ją we wszystkich założeniach. Badania to potwierdzają.
• Ale chyba nie w każdym przypadku?
– W badaniach, które realizowałam, nie chodziło o jakąś konkretną sytuację. Nie pytałam na przykład o kontekst górek czechowskich. Chodziło mi o to, jak aktywiści, społecznicy postrzegają współpracę z miastem. Czy czują, że mają jakiś wpływ w tym zakresie. To były ogólne badania dotyczące subiektywnego postrzegania pewnej relacji. Na Lipowej rzeczywiście sprawy potoczyły się inaczej. Ale tu nie było dewelopera. W Lublinie to wydaje się być czynnikiem dominującym.
• Na czym polegają „działania pozorne”?
– Generalnie chodzi o to, że wszyscy wiemy o tym, że jakieś działanie ze strony władz ważne. W tym przypadku to partycypacja, udział mieszkańców w podejmowaniu decyzji, które dotyczą ich najbliższej okolicy. Więc władza wykonuje różne ruchy, które mają służyć tej partycypacji, ale kiedy zagłębimy się w te konkretne sytuacje to widać, że dalej niewiele z tego wynika. Te działania nie mają przełożenia na konkretne wyniki, na żadne efekty. Tak naprawdę nie zmienia się nic, albo bardzo niewiele.
• Przykład?
– W Lublinie to panel obywatelski. Niestety, to taki antyprzykład znany już na skalę ogólnopolską. Często mówi się o nim podczas konferencji dotyczących działań oddolnych czy partycypacji. Wiadomo, że w Lublinie był taki panel, ale nic niego nie wynikło.
Tzn. były wypracowane konkretne rekomendacje, prezydent nawet obiecywał, że będzie je realizował, ale na tym się skończyło. W tym przypadku było tak: mówimy, że zastosujemy coś w praktyce, a później podajemy różne niezrozumiałe wytłumaczenia – np. nie można chronić górek czechowskich w całości, bo na części już jest zabudowa (tak jakby nie można było chronić tego, co jeszcze zostało). Trudno to nawet skomentować. Typowe działanie pozorne. Coraz mniej osób w Lublinie głosuje również w budżecie obywatelskim. Warto zadać sobie pytanie, z czego to wynika. Czy nie są zainteresowani, czy może widzą, że nawet zwycięskie projekty z jakichś przyczyn nie są realizowane.