Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

4 sierpnia 2018 r.
18:58

Kibice w "Olimpijskim", studenci w "Trojce". Zobacz, jak stołowano się lata temu

25 2 A A
(fot. archiwum)

W Lublinie w czasach PRL, lokali gastronomicznych nie brakowało. Każdy lokal miał swoją klientelę i swoisty klimat

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Dużym powodzeniem - zwłaszcza w weekendy - cieszył się bar „Olimpijski” przy hali MOSiR przy Al. Zygmuntowskich (obecnie restauracja „Siedem Życzeń”). Na początku obowiązywały tu karty wstępu, potem był otwarty dla wszystkich chętnych. Największe wzięcie miało tu piwo. Na „małe jasne” wpadali często kibice koszykarzy Startu, pięściarzy czy piłkarzy Motoru, przed meczem lub po nim.

Luneta, lorneta i meduza

Fani sportu spotykali się także w nieistniejącym dziś barze „W-Z”. Mieścił się on w zburzonej w latach 80. kamienicy na rogu ul. 1 Maja i Fabrycznej (dawniej Armii Czerwonej). Niewielki barek miał wejście od ul. 1 Maja. Wpadało się tam na „lunetę i meduzę” (100 g wódki i galareta) i jadło na stojąco lub zamawiało się wersję dla bogatych: „lorneta plus meduza” (czyli dwie setki i galareta). Niektórzy kibice zamawiali „sztafetę 4x100”, czyli cztery setki wódki.

Do „W-Z” wchodziło się przez bardzo wąskie drzwi. Przez dłuższy czas w lokalu grywał akordeonista; śpiewał przez tubę. Bar był jednak typową spelunką. Spokojnie było tam jedynie do wczesnych godzin popołudniowych. Później nie było już tak sielsko. Często musiała interweniować milicja. Pod koniec lat 50. lubelskie gazety opisywały przygodę trzech klientów, którzy wpadli do baru na obiad. Przy płaceniu okazało się, że kelnerka doliczyła im do rachunku ćwiartkę wódki. Mężczyźni twierdzili, że alkoholu ani nie zamawiali, ani nie pili. Doszło do awantury. Goście w końcu poszli na komisariat i razem z milicjantem udali się na pogotowie, gdzie zbadano ich trzeźwość. Okazało się, że wszyscy byli trzeźwi, a kelnerka przyznała się do oszustwa.

Akwarium

Na Dziesiątej jednym z najpopularniejszych lokali była „Przystań”, która istnieje do dziś. Mieści się na rogu ulic Zemborzyckiej i Kunickiego. W latach PRL-u był to parterowy budynek, w lecie ze stolikami na zewnątrz i obowiązkową szatnią. Można tu było nie tylko zjeść obiad; to miejsce było szczególnie popularne wśród piwoszy i amatorów mocniejszych trunków. Restauracja była przez niektórych nazywana „akwarium” - ze względu na liczne okna.

Studenci chętnie spotykali się w kawiarni „NOT” przy ul. Skłodowskiej i w „Domu Nauczyciela” przy ul. Uniwersyteckiej. Dużym powodzeniem cieszyła się także „Trojka” przy ul. Głębokiej (róg Nadbystrzyckiej). Lokal powstał w sąsiedztwie największego wówczas bloku mieszkalnego w Lublinie. Na parterze mieściła się jadłodajnia z tanimi i smacznymi daniami; na górze z kolei można było wypić piwo. Tu też najczęściej spotykali się studenci Wyższej Szkoły Inżynierskiej (od 1977 roku Politechniki Lubelskiej). Zdarzało się, że po obronie pracy spotykali się tu studenci ze swoimi promotorami.

Obiad za 4 złote

Nazwa „Trojka” wzięła się stąd, że w lokalu mieściły się trzy zakłady gastronomiczne: kawiarnia, bar mleczny i bar szybkiej obsługi. Nazwę wyłoniono w wyniku konkursu ogłoszonego przez „Kurier Lubelski”. Wśród wielu propozycji były również nazwy dość dziwne, jak chociażby „Ciota” czy „Kiszka”. Autorka zwycięskiej nazwy otrzymała w nagrodę piętrowy tort.

W „Trojce” przez długi czas można było zjeść smaczne desery: największą popularność zyskały kremy na bezach. W latach 70. przez pewien czas można było posłuchać na żywo nastrojowych ballad w wykonaniu zespołu - jakżeby inaczej - Trojka.

Największe powodzenie wśród studentów miały jednak uczelniane bufety.

Na początku lat 60. wybudowano „Chatkę Żaka”. Była nie tylko ośrodkiem kultury studenckiej. Można tu było również smacznie i tanio zjeść. Państwo dopłacało do obiadów i to niemało. Przy średniej pensji ok. 2,3 tys. zł, obiad kosztował tu 4 zł, śniadanie i kolacja: po 2 zł. Nic dziwnego, że chętnych na posiłki nie brakowało.

5 dla pracowników, 7 dla zagranicznych

W latach 80. było już osiem stołówek i dwadzieścia bufetów w ramach Zespołu Stołówek i Bufetów UMCS, obejmujących również zbiorowym żywieniem studentów Akademii Rolniczej (stołówka nr 6 na Felinie) oraz WSI - Politechniki (stołówka nr 8 przy Nadbystrzyckiej). Stołówka w „Chatce Żaka” miała nr 2, „jedynka” mieściła się przy ul. Leszczyńskiego; obok nieistniejącego już dziś kina Kosmos, „trójka” przy Langiewicza, „czwórka” była w akademiku Grześ, „piątka” na pl. Litewskim i była to stołówka tylko dla pracowników uczelni, a „siódemka” mieściła się przy ul. Zana. Mieszkający w pobliżu studenci zagraniczni z zaprzyjaźnionych krajów demoludów stołowali się właśnie w tej jadłodajni.

- Kierownikiem „piątki” był ojciec prof. Wiktora Zina - wspomina Sylwia Masiewicz, przewodnik turystyczny po Lublinie. - Moja mama, która od 1965 r. była kadrową w zespole stołówek, pamięta, jak profesor przychodził do biura w sprawie dokumentów do emerytury jego ojca.

W bufetach można było zjeść naleśniki, barszczyk z pasztecikiem, forszmak, ale też ciastko i do niego wypić kawę „plujkę”. Bufety sprzedawały również absolutnie deficytowy wówczas towar, jakim były wędliny.

Ziemniaki za odpadki

W „Feminie” znajdowała się garmażernia produkująca wyroby na potrzeby stołówek i bufetów studenckich. Zespół Stołówek i Bufetów UMCS posiadał również własne zaopatrzenie z taborem (błękitno-zielone nyski) oraz konwojentami. Przywoziły one produkty dla kuchni z Zakładów Mięsnych oraz od indywidualnych okolicznych producentów, z którymi zespół miał podpisane umowy. Zdarzało się, że ziemniaki i inne warzywa chłopi z okolic przywozili furmankami do magazynów, a ze stołówek zabierali w beczkach odpadki dla świń.

- To była naprawdę zdrowa kuchnia - dodaje Sylwia Masiewicz. - Zespół miał na etacie dietetyczkę, która ustalała jadłospisy. Może dlatego te obiady były naprawdę smaczne. Jadłospis powtarzał się wprawdzie jak mantra. Ale każdy wiedział, że w poniedziałek będą pierogi, a w środę mielony, najczęściej z buraczkami lub gotowaną marchewką i groszkiem. A najlepsze były zupy: zalewajka, neapolitańska z makaronem i żółtym serem. Do obiadu były też przygotowywane desery: budyń, kisiel, ciasto lub owoce.

Magazyn produktów żywnościowych

Obok stołówki nr 3 funkcjonowała wydzielona część dietetyczna. Stołowało się tu średnio 300 osób. Zwykle tzw. ciało pedagogiczne. Tutaj serwowano posiłki lekkostrawne i niskokaloryczne. Raczej gotowane i duszone niż smażone. „Dieta” miała swoją atmosferę. Na stołach były obrusy, zupę podawano w wazach i zdarzało się spożywać posiłek ramię w ramię z rektorem, dziekanem lub znanym profesorem.

W innych stołówkach nie było wprawdzie obrusów, ale w tej przaśnej peerelowskiej estetyce znalazło się na stołach miejsce dla malutkich flakoników z jakimś sezonowym badylkiem i serwetników z ładnie ułożonymi w wachlarzyk serwetkami. Trzeba też zauważyć, że w stołówkach akademickich nie było wyszczerbionych naczyń, jak to się zdarzało w podrzędnych lokalach z tego okresu. Każda stołówka miała do dyspozycji zarówno magazyn produktów żywnościowych, jak też naczyń i sprzętu do wymiany.

Dyżurny pilnuje abonamentu

W stołówkach były szatnie z szatniarzami, a w kasach kupowało się miesięczne abonamenty. Później z takim abonamentem przychodziło się do stołówki i tu wydzierało „bloczek” z odpowiednią datą. Przyklejaniem bloczków na specjalną kartkę (takie dzienne zestawienie wydanych posiłków) zajmowali się często dyżurni studenci (zwykle z ZSMP). Mieli oni później „chody” w kuchni. Oficjalnie, z ramienia socjalistycznej organizacji pilnowali porządku (cokolwiek by to miało znaczyć). Każdy dyżurny nosił obowiązkowo biały fartuch. Panie wydające posiłki również takie białe fartuchy miały na sobie, a na głowach: białe czepki.

Zespół Stołówek i Bufetów UMCS zatrudniał łącznie z administracją jakieś 360 osób. Panie (chociaż zdarzali się również nieliczni kucharze) pracowały na trzy zmiany: śniadaniową, obiadową i kolacyjną. Zmiana śniadaniowa rozpoczynała pracę o godz. 5 rano, obiady wydawano od 12-16. Bywało, że kiedy do Lublina przyjeżdżali partyjni bossowie lub ktoś z ministerstwa i w Dworku Kościuszki na Sławinku odbywały się przyjęcia, całą aprowizacją i obsługą zajmował się Zespół Stołówek i Bufetów, a bufetowe były oddelegowane w charakterze kelnerek.

W stołówkach (zwykle w „Chatce Żaka” lub w „trójce”) były organizowane bale sylwestrowe dla pracowników UMCS lub bale choinkowe dla ich dzieci.

W czynie społecznym

Administracja Zespołu początkowo (do lat 70.) miała siedzibę w „Chatce Żaka”, obok Teatru Gong na piętrze, później została przeniesiona do bloku A. Obejmowała dział personalny, handlowy, księgowość, sekretariat i kierownika. Wieloletnim kierownikiem Zespołu był mgr Albin Kiernicki, zapalony pszczelarz i propagator pszczelarstwa na Lubelszczyźnie; później: inż. Wójcik, członek chóru „Echo”. Byli pracownicy Zespołu mile wspominają atmosferę w pracy.

Ludzie lubili się, szanowali, w biurze obchodziło się imieniny, na Dzień Kobiet pracownice dostawały drobny prezent, np. rajstopy (deficytowy towar na rynku) i koniecznie goździk. Dział socjalny finansował zakładowe wycieczki, jeździło się i w góry, i nad morze. Wielu pamięta jeszcze wiosenne czyny społeczne: sekretarka, pan kierownik i księgowa z personalną sadzili krzewy w Botaniku i zamiatali ścieżki.

W lach 90. cofnięto dotacje na dożywianie lubelskich studentów. Na pełnopłatne stołowanie się żaków już nie było stać, stołówki upadły, a Zespół Stołówek i Bufetów UMCS rozwiązano. Stołówki były praktycznie na każdym wydziale. Podczas przerwy w zajęciach przeżywały prawdziwe oblężenie. Jedzenie było tanie i smaczne. Oprócz kawy czy herbaty (alkoholu, rzecz jasna, nie było) duże wzięcie miały pierogi, forszmak, bigos, gołąbki, wątróbka, barszcz czerwony z krokietami czy fasolka po bretońsku.

Pozostałe informacje

Będą straszyć. Kozłówka zachęca do zwiedzania pałacowych komnat po zmroku

Będą straszyć. Kozłówka zachęca do zwiedzania pałacowych komnat po zmroku

Niestety na to wydarzenie wolnych miejsc już nie ma. Ci, którzy zamówili bilety wcześniej, w środę wezmą udział w niezwykłym, wieczornym spacerze po komnatach pałacu Zamoyjskich. Nie będą sami. Z mroków historycznych wnętrz wyłonią się duchy dawnych mieszkańców.

Szybko strzelony gol im nie pomógł. Opinie po meczu Górnika Łęczna z GKS Tychy

Szybko strzelony gol im nie pomógł. Opinie po meczu Górnika Łęczna z GKS Tychy

W sobotni wieczór na boisku spotkały się Górnik Łęczna i GKS Tychy, a więc dwa zespoły, które w tym sezonie są specjalistami od remisów. Choć w meczu padło aż cztery gole to spotkanie zgodnie z przewidywaniami zakończyło się podziałem punktów. Jak mecz oceniają obaj trenerzy?

Znowu sami odebraliśmy sobie szansę, czyli opinie po meczu Świdniczanka – Podlasie
galeria

Znowu sami odebraliśmy sobie szansę, czyli opinie po meczu Świdniczanka – Podlasie

Świdniczanka do derbów z Podlasiem przystępowała z serią pięciu porażek z rzędu. Bialczanie chcieli za to przełamać fatalną, wyjazdową passę. W tym sezonie wygrali wcześniej tylko raz w gościach. Ostatecznie swój cel zrealizowali biało-zieloni, chociaż niewiele zabrakło, aby derby zakończyły się remisem. Jak spotkanie oceniają trenerzy obu ekip?

Słynne kawasaki należy do polskiego kolekcjonera
Dęblin
galeria

Wystąpił w Top Gun. Teraz można go oglądać w Dęblinie

Czarno-czerwony kawasaki GPZ 900r Ninja - ten sam, na którym w 1986 roku w filmie Top Gun jeździł Tom Cruise, a także towarzysząca mu Kelly McGillis - stoi teraz w hangarze Muzuem Sił Powietrznych w Dęblinie. To jedna z kilku maszyn, która brała udział w produkcji amerykańskiego studia Paramount Pictures.

Bialska Rada Kobiet
Biała Podlaska

Nie dostały się do rady miasta, ale trafiły do innej. Jakie były zasady naboru?

Czternaście powołanych przez prezydenta pań ma strzec spraw kobiet w Białej Podlaskiej. Ten nowy organ doradczy na razie ma działać 3 lata. W większości to nazwiska związane ze środowiskiem obecnej władzy w mieście.

La vida loca. Co za impreza!
foto
galeria

La vida loca. Co za impreza!

Co to była za impreza! El Cubano odleciało. Zobaczcie, co się działo na parkiecie i jak się bawił Lublin.

Otylia Jędrzejczak odwiedziła Chełm
ZDJĘCIA

Otylia Jędrzejczak odwiedziła Chełm

Otylia Swim Tour, czyli cykl zawodów dla dzieci w sobotę zawitał do Szkoły Podstawowej nr 8 w Chełmie. Z jedyną, polską mistrzynią olimpijską ćwiczyło ponad sto dzieci. Trzeba dodać, że utytułowaną pływaczkę przywitał efektowny mural z jej podobizną.

W Świdniku słuchają jazzu. Dzisiaj koncert znanego, kubańskiego pianisty
zdjęcia
galeria

W Świdniku słuchają jazzu. Dzisiaj koncert znanego, kubańskiego pianisty

Trwa XIX Świdnik Jazz Festival. W programie festiwalu znalazły się koncerty uznanych artystów z Polski i zagranicy, którzy grają na wysokim poziomie. Wśród nich m.in. świdnicka Helicopters Brass Orchestra, Aleksandra Kutrzepa Quartet oraz kubański pianista Alfredo Rodriguez.

Magia świąt w azjatyckim stylu. Trwa festiwal Akira Hello Christmas
zdjęcia
galeria
film

Magia świąt w azjatyckim stylu. Trwa festiwal Akira Hello Christmas

Cosplay, manga, horoskopy, warsztaty i gry planszowe, a to wszystko w świątecznym klimacie. Dwudniowy festiwal Akira to gratka dla fanów kultury azjatyckiej.

AZS UMCS Lublin zaprasza na mecz siatkarek. Biletem wstępu słodycze

AZS UMCS Lublin zaprasza na mecz siatkarek. Biletem wstępu słodycze

Dzisiaj sezon 2024/2025 rozpoczną siatkarki DRS AZS UMCS Lublin. Akademiczki na inaugurację zagrają u siebie z Feniks AZS Politechnika Lubelska. Spotkanie zaplanowano na godz. 18 w sali ZS nr 5 przy ul. Elsnera.

Ostra sobota w lubelskiej klubokawiarni - zdjęcia
foto
galeria

Ostra sobota w lubelskiej klubokawiarni - zdjęcia

Ostra Sobota w Klubokawiarni OSTRO! Za didżejką stanął jeden z najlepszych didżejów w Polsce - 69beats oraz Szop-n! Jak zawsze było dużo fajnej muzyki. Jeśli jesteście ciekawi jak było, to zapraszamy do obejrzenia naszej fotogalerii.

Zimowe warunki na drogach zbierają żniwo. Wypadki w regionie

Zimowe warunki na drogach zbierają żniwo. Wypadki w regionie

Śliska nawierzchnia i niedostosowanie prędkości do warunków drogowych były przyczyną dwóch zdarzeń, do których doszło wczoraj i dziś rano w Chotyłowie i Białej Podlaskiej. Policja apeluje o ostrożność za kierownicą oraz dostosowanie stylu jazdy do panujących warunków atmosferycznych.

Górnik Łęczna zremisował ósmy mecz w rundzie jesiennej

Górnik Łęczna dwa razy prowadził z GKS Tychy, ale kompletu punktów nie wywalczył

Po 16. kolejkach Górnik Łęczna miał na koncie siedem remisów na zapleczu PKO BP Ekstraklasy. Tym razem do Łęcznej przyjechał GKS Tychy, a więc drużyna, która w tym sezonie punktami dzieliła się do tej pory aż 10-krotnie. W meczu padły aż cztery gole, ale obie drużyny solidarnie podzieliły się punktami po raz kolejny.

Raz, dwa, trzy "i,,...
galeria

Raz, dwa, trzy "i,,...

W dniach 23-25 listopada w Lublinie odbywa się 3. FIT – Festiwal Improwizacji Teatralnych, który zaprasza publiczność do świata spontanicznych spektakli, pełnych kreatywności i interakcji. Wydarzenie odbywające się w Domu Kultury LSM to wyjątkowa okazja, by doświadczyć magii, improwizacji i zabawy.

Stella Johnson wróciła do gry po przerwie spowodowanej kontuzją

Polski Cukier AZS UMCS do przerwy prowadził we Wrocławiu, a przegrał ze Ślęzą ponad 20 punktami

Polski Cukier AZS UMCS Lublin został rozgromiony we Wrocławiu. Zespołowi, który aspiruje do medali mistrzostw Polski takie porażki nie przystoją.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium