W Lublinie, na melinie,
wśród brzęku bitych szyb,
darł się na całe gardło
odrażający typ.
Dykta się lała strumieniem
w południe, wieczór, nad ranem,
uryną cuchnął korytarz
i ściany obsikane.
Nabzdryngolone niewiasty
ciągnęły chłopów do bramy:
„Panowie, dzisiaj promocja!
Dziś za pół ceny damy”.
Zdrowo naćpany diler
tak mówił do małolaty:
„Zanim dam ci zajarać,
spadaj po szmal do chaty”.
Sąsiedzi mieli piekło,
każdy gehennę znosił,
żulia czuła się pewnie...
Kto chciałby dostać kosę?
* * *
Tak było – ale z tym koniec!
Tak dłużej nie może trwać –
prezydent, policja i „Dziennik”
ustalą adresy zła.
Przed każdym ośrodkiem stanie
znaków i tablic wiele
z napisem: „Tu nie należy
wstępować, Obywatele!”.
Na każdym krzaczku zawiśnie
obrazek z pałą i tarczą
oraz wyraźnym napisem:
„Uwaga! Tutaj gwałcą”.
Potem na planie miasta
trefne adresy się zaznaczy,
by ludzie je omijali
w drodze do (i z) pracy.
Na koniec lublinianki
upieką pyszne ciasta,
wręczą je dzielnym glinom
z dedykacją: „Obrońcom miasta”.