ROZMOWA z Robertem Zawłockim, wiceprzewodniczącym Wydziału Dyscypliny PZPN
- Dyskusję o abolicji uważam w ogóle za bezsensowną. Nie warto wdawać się w szczegóły, wolę rozmawiać o tym, co powinno nastąpić. Najpierw PZPN i kluby powinny rozliczyć się z przeszłością w stu procentach. Uderzyć się w piersi i przeprosić za to, co się stało. Wtedy moglibyśmy, nawet od przyszłego roku, zaprzestać degradowania zespołów. Po takim moralnym samooczyszczeniu można by przyszły sezon zaczynać od "zera”. W przeciwnym razie nikt nie ma moralnego prawa mówić o abolicji.
• Ale mówi. To świadczy o tym, że środowisko piłkarskie chce wszystkiemu ukręcić łeb, czy nie zdaje sobie sprawy ze skali problemu?
- Wydaje mi się, że środowisko nie ma w sobie dość siły, aby się z tym zmierzyć. W związku z tym na razie nie może być mowy o modyfikowaniu kar. Głęboko jednak wierzę, że wiele osób ma tego dość i chętnie przyznałoby się do korupcji, czekają tylko na wyraźny sygnał z PZPN-owskiej centrali.
- Po znalezieniu każdej białej owieczki powinno zawołać się: alleluja!
• Wprowadzenie abolicji byłoby nieuczciwe wobec klubów już ukaranych?
• W jednym z wywiadów prezes PZPN, po zatrzymaniu Dariusza Wdowczyka, powiedział, że o abolicji można już zapomnieć. Wierzy mu pan?
- To nie jest kwestia wiary, tylko faktów. Moje dotychczasowe doświadczenia z działaczami związku nie są najlepsze. Nie zawsze to, co wspólnie ustalaliśmy, było później realizowane.
• Co pan by zrobił na miejscu Listkiewicza?
• Pan dobrze zna materiały śledztwa. Na ile zespołów zasługuje dziś Orange Ekstraklasa?
- Nie wiem skąd ten lament nad losem klubów nieuczciwych. Teraz wszyscy bardziej przejmują się zespołami ukaranymi degradacjami niż tymi uczciwymi. Jakie to ma znaczenie, ile klubów jest dyscyplinarnie wyrzuconych z ekstraklasy za korupcję? Jeśli dziesięć zdegradowano, to tyle samo powinno awansować w ich miejsce. Niech uczciwi mają podwójną nagrodę. Wolę mecz w pipidówce i na klepisku, rozgrywany uczciwie niż przy światłach, na równej murawie i pełnych trybunach, a ustawiony.
• W Łęcznej twierdzą, że system był tak skonstruowany, że nie można było się wymknąć korupcji.
- Bo tak było. Rządziła mafia sędziowsko-obserwatorska. Tego systemu nie dało się ominąć i uniknąć. Dotyczyło to każdego klubu i niech nikt nie mówi, że było inaczej.
• Jeden z piłkarzy powiedział: Jeśli nie dasz "czarnemu” (sędziemu), to w następnym meczu przekręci bezinteresownie. Każdy sezon w 16-drużynowej lidze to 240 meczów. Ile spotkań, przed wybuchem afery, było ustawianych?
- Nie potrafię powiedzieć, ale to był proceder powszechnie obowiązujący.
• Kto następny ustawił się w kolejce przed drzwiami Wydziału Dyscypliny: Jagiellonia? Cracovia?
- Nie mogę podawać nazw klubów. Jednak prognozy dziennikarskie do tej pory raczej się sprawdzały.
• Karać w nieskończoność, czy wyznaczyć jakąś graniczną datę?
• Były przewodniczący WD Michał Tomczak powiedział, że korupcja, tak jak zbrodnia ludobójstwa, nie może się przedawnić.
- Korupcja w futbolu to sportobójstwo. Przepisy UEFA i FIFA sprawiają, że korupcja nie podlega przedawnieniu.
• To oznacza, że nie ma przeszkód w ściganiu korupcji.
- Oczywiście, że wiedziałem. We wcześniej zebranych materiałach pojawiały się takie wątki. Jednak nie było ściśle określonego podziału terytorialnego, kierunki były różne. I proszę nie wierzyć w to, że były tylko dwie grupy. Handlowała cała futbolowa Polska.
• Ze spokojem odebrał pan zwolnienie z aresztu \"Fryzjera”?
- Jako zachowanie głęboko nieetyczne. Jednak w ogóle mnie to nie zdziwiło, bo mnie już nic nie może w polskim futbolu zdziwić.
- I to jest sedno problemu, człowiek, który wszedł w środowisko piłkarskie aby zwalczać korupcję musi się bardziej obawiać niż ci, którzy w niej uczestniczyli.
• Nie żałuje pan, że dał się wciągnąć na tę karuzelę?
- Warto było podjąć się tej pracy. Bez niej środowisko piłkarskie nadal traktowałoby korupcję jako rzecz co najwyżej wstydliwą. Teraz każdy wie, że korupcja to rzecz
w piłce nożnej najgorsza.