Ponad 8 tys. lubelskich bocianów szykuje się już do odlotu. Przez dwa miesiące pokonają 10 tys. kilometrów. Wrócą wiosną
– W tym roku bociany są w niezłej formie – ocenia Jarosław Szymański, dyrektor Poleskiego Parku Narodowego. – Lato było łaskawe, pożywienia nie zabrakło. W gniazdach były po 3–4 osobniki. I nie obserwowaliśmy, żeby z gniazd były wyrzucane młode, co zdarzało się w poprzednich latach. Starsze ptaki widocznie stwierdziły, że pokarmu jest wystarczająco dużo, żeby wszystkie wyżywić.
Po sejmikach w kraju pozostają osobniki słabe, niezdolne do dalekiej wędrówki. Najczęściej trafiają do rolników lub schronisk, gdzie przeżyją zimę. – Selekcja jest naturalna – wyjaśnia dr Janusz Kloskowski, ornitolog z UMCS. – Ptaki z uszkodzonymi kończynami albo zaatakowane przez choroby pasożytnicze nie mają szans dotrzeć do Afryki.
Bociany opuszczą południowo-wschodnią Polskę pod koniec sierpnia. – Termin zależy od tego, kiedy ptaki zaczęły lęgi – tłumaczy Kloskowski. – Starsze osobniki muszą wychować młode, aż te osiągną niezależność. Potem muszą jeszcze nabrać sił przed tak długą wędrówką. Dlatego bociany, które wychowywały swoje młode nieco później, odlecą również nieco później.
Na sejmiki wybierają miejsca zasobne w pokarm, najczęściej doliny rzeczne czy torfowiska. Nic dziwnego. Przed nimi ponad 10 tys. kilometrów drogi. W drodze do Afryki każdego dnia pokonują 100–200 kilometrów. Lecą w dzień i zawsze nad lądem. – Polskie bociany lecą nad Bosforem, przelatują nad Bliskim Wschodem i Izraelem, dalej wzdłuż Nilu. Wędrówkę kończą na południu Afryki w listopadzie – mówi Marian Stój.
Na Czarnym Lądzie żyją w gromadach. Z powrotem wyruszą na początku lutego. W tę stronę lecą znacznie krócej – niespełna sześć tygodni. Wracając, pokonują nawet 500 kilometrów jednego dnia. Powód? – Chęć jak najszybszego dotarcia do gniazda – podkreśla Stój. Do domu wrócą w kwietniu.