Rozmowa z Iwoną Zielińską, specjalistą ds. Europy Środkowo-Wschodniej i Azji Centralnej Human Rights Watch w Nowym Jorku
Znaleźli się tam też prezydent Ugandy - za to, że policja w tym kraju prześladuje homoseksualistów oraz brytyjskie Home Office (ministerstwo spraw wewnętrznych). Za odmowę przyznawania azylu imigrantom, którzy twierdzą, że w swych krajach są prześladowani za homoseksualizm
• Cała Polska mówi o "wyróżnieniu” Lecha Kaczyńskiego. Jaka jest jego przyczyna?
- "Hall of Shame” mieści się w kategorii tzw. antynagród obliczonych na zwrócenie publicznej uwagi na negatywne zjawiska. Jest przyznawana przez Human Rights Watch każdego roku, aby uczcić Międzynarodowy Dzień Przeciwko Homofobii, który obchodzimy 17 maja.
Tego dnia w 1990 roku Światowa Organizacja Zdrowia wykreśliła homoseksualizm z Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych i od 2005 roku dzień ten obchodzi ponad 50 organizacji broniących praw mniejszości seksualnych z całego świata.
• Od kiedy "nagroda” jest przyznawana?
- Od 2005 roku z inicjatywy Human Rights Watch. Wybieramy kandydatów na podstawie informacji, które zebraliśmy z całego świata podczas naszej pracy w danym roku.
Nie chodzi o wybór "najgorszych z najgorszych”, ale o przykłady, które ilustrują w szczególności sposób, w jaki działa homofobia. Lista zawiera ponadto pozytywne przykłady obrony praw mniejszości seksualnej.
• Kto dotąd był laureatem "Hall of Same”?
- W przeszłości na liście znaleźli się przywódcy i politycy, którzy poprzez swoje słowa i czyny promowali nienawiść i dyskryminację. Należeli do niej między innymi: papież Benedykt XVI, prezydent Iranu Mahomoud Ahmadinejad, prezydent Nigerii Olusegun Obasabjo czy mer Moskwy Juri Łużkow.
W tym roku po raz drugi na liście znalazł się przedstawiciel Polski. W zeszłym roku trafił na nią Roman Giertych za zgłoszenie inicjatywy ustawy przeciwko "propagowaniu homoseksualizmu”.
• W tegorocznej edycji była duża konkurencja?
- Wybór każdego roku nie jest łatwy, co, niestety, świadczy o tym, że homofobia jest problemem w wielu krajach i przybiera różne postacie.
• Za co konkretnie wyróżniliście prezydenta Polski?
- Akcje Lecha Kaczyńskiego zagrażają rodzinom w Polsce. Dają przykład, jak przywódcy polityczni używają homofobicznej retoryki w celu szerzenia nietolerancji, bez zwracania uwagi na jej negatywny wpływ na związki ludzi, w jakich pozostają.
Mamy nadzieję, że poprzez znalezienie się na naszej liście, a także poprzez nagłośnienie sprawy Brendana Faya i Toma Moultona (małżeństwo gejów z orędzia prezydenta Kaczyńskiego - dop. red.), pokażemy, że osoby atakowane przez polskiego prezydenta mają ludzkie twarze, są takimi samymi ludźmi, jak inni, w tym Lech Kaczyński. Mamy nadzieję uświadomić polskim władzom, że homofobia ma poważne konsekwencje i jest drogą donikąd.
• A prezydent Ugandy, Yoweri Museveni?
- Prezydent Museveni pozbawia obywateli Ugandy prawa do prywatności i bezpieczeństwa na gigantyczną skalę. Osoby bi- i homoseksualne są dyskryminowane w Ugandzie od długiego czasu. Kolonialne prawo, wciąż ochoczo stosowane w Ugandzie, karze związki homoseksualne więzieniem.
Ataki na osoby homoseksualne są tam na porządku dziennym i cieszą się oficjalnym poparciem państwa kierowanego przez naszego "laureata”.
•
Towarzystwo prezydenta Ugandy szczególnie zirytowało kręgi zbliżone do Lecha Kaczyńskiego. Czy są jakieś podobieństwa między nimi i między naszym krajami?
- W obu krajach prawa mniejszości seksualnych są wciąż tematem tabu. W Ugandzie media cenzurują jakiekolwiek dyskusje na ten temat oraz akcje mające na celu zwalczanie homofobii. W Polsce mieliśmy do czynienia z podobnymi wydarzeniami.
Prezydent Kaczyński w przeszłości zakazał organizowania Parady Równości, czego bezprawność wykazał mu dobitnie Trybunał Europejski. Wielokrotnie wyrażał swoje negatywne opinie na temat gejów i lesbijek.
Na szczęście, widzimy zalążek publicznej debaty na ten temat. M.in. dzięki wizycie Brendana Faya i Toma Moultona w Polsce, która zwiększyła poziom dostrzegania osób homoseksualnych i ich problemów i dała początek poważnej dyskusji.
• A za co "wyróżniliście” brytyjski Home Office?
- Home Office pozbawia mieszkańców Wielkiej Brytanii ochrony prawnej. Prawo międzynarodowe zabrania deportacji osoby do kraju, w którym narażona jest ona na tortury oraz inne formy poważnych prześladowań w swoim kraju.
Osoby szukające schronienia przed prześladowaniem ze względu na orientację seksualną zmuszone są opuszczać Wielka Brytanię i często trafiają z powrotem do kraju, w którym związki homoseksualne są karane a homoseksualiści poddawani są torturom.
Media nagłośniły sprawę Irańczyka Mehdi Kazemi, 19-letniego geja, który po egzekucji swego partnera uciekł z kraju do wuja w Londynie. Po upływie ważności wizy Home Office chciał go deportować do Iranu, gdzie też by go powieszono.
Zapadły ostateczne decyzje, które po fali protestów światowych, uchyliła dopiero Izba Lordów. Pozowolono, aby opuścił Anglię do... Holandii.
• Jakie są reakcje w świecie na waszą "nagrodę”?
- Nigdy obojętne! O naszych "laureatach” informują media na całym świecie. Naturalnie największe dyskusje i emocje są w krajach ich działalności. Choć np. nie bardzo wiem, jak społeczność Ugandy, pozostająca pod totalną kontrolą, miałaby się dowiedzieć o "zaszczycie”, jaki spotkał ich prezydenta.
W Anglii mówi się o "nagrodzie” od tygodnia. W Polsce, jak wiemy, także. Urzędnicy bliscy Lechowi Kaczyńskiemu wypowiadali się już dość obficie. Świadczy to o tym, że trafiliśmy z kandydaturą adekwatnie.
• Środowiska prawicowe w Polsce ignorują fakt wejścia Lecha Kaczyńskiego do Sali Wstydu.
- Bardzo nas to cieszy, bo dopełnia standardowej gamy reakcji.
• Nie wstydzi się pani, jako Polka, że organizacja, w której pani pracuje tak "wyróżnia” polskiego prezydenta?
- Jako Amerykanka polskiego pochodzenia czuję istotnie wstyd. Jednak nie jest to wstyd za Human Rights Watch...