- Tak naprawdę jeszcze nie zakończyła się kampania poprzednia. Przegrani nie potrafili pogodzić się z przegraną, a zwycięzcy - skonsumować zwycięstwa. Obserwujemy teatr polityczny, którego zwyczajni ludzie mają już dość. Proszę zwrócić uwagę, jak idą w dół notowania podstawowych dla demokracji instytucji: Sejmu, Senatu, parlamentu, urzędu prezydenta. A że w polityce najważniejsze są emocje i bezpośredni kontakt, a często właśnie obiecanki cacanki, ci politycy, którzy szybciej to zrozumieją, odniosą sukces. Może krótkotrwały, ale jednak.
• To Lepper jest skuteczny.
- Nie dziwi mnie zupełnie to, co on robi. Wie, jakie są reguły tej gry. Inni politycy czasami jeszcze mówią o misji, świecie idei i podobnych trudnych kwestiach.
• A szef Samoobrony...
- "Robi politykę”. Dla niego polityka to jedna, bez ustanku, kampania wyborcza. A oceniają to wyborcy, i - proszę zauważyć - nie widać, aby Lepper na tym przegrywał.
• Trudno się dziwić, skoro Lepper jedzie z walizką pieniędzy do poszkodowanych w powodzi i rozdaje je przed kamerami telewizyjnymi.
- Lepper jest zwierzęciem politycznym i medialnym. Pan wicepremier zapewne nie obrazi się za takie określenia. Rozmawialiśmy kilkakrotnie i widzę, że jego podejście do polityki jest właśnie takie: być jak najbliżej kamer, ludzi, obietnic, zwyczajnych spraw. On wie, że przegra wtedy, kiedy będzie filmowany tylko na korytarzach Sejmu w dobrych garniturach i w rządowych autach. On wie, że przegra, jeśli będzie utożsamiany z politykami. Mimo że jest wicepremierem. Chce być "sexy” dla swego elektoratu. Stąd te gospodarskie wizyty i "cuda na kiju”, jak mówią na te występy ludzie z jego otoczenia.
• Dzięki temu jest widoczny; nawet w najmniejszych miejscowościach, które też chętnie odwiedza. Problem w tym, że przynajmniej części obietnic nie spełni, bo nie ma takiej władzy. Wyborcy tego nie wiedzą?
- Pytanie bardziej do socjologa, niż do marketingowca "sprzedającego” politykę i prowadzącego kampanie. Nałóżmy poziom wykształcenia, poziom zamożności, nasze kompleksy... Na to są badania. Pamiętam, gdy podczas pracy w jednym z krajów postradzieckich moi przyjaciele, konsultanci polityczni ze Stanów Zjednoczonych, wciąż nie mogli odnieść sukcesów. Zastanawiali się dlaczego. Wspólnie z kolegą z naszej części Europy zwróciliśmy im uwagę na jeden charakterystyczny fakt: telewizję ogląda się tam niejako zbiorowo: wieczorem, całą rodziną i z dużą ilością "dopalaczy” wszelkiego typu. Wysublimowana propaganda i dobrze zrobione klipy tam nie zadziałają. Wystarczyło jednak przekonać lokalnych trybunów ludowych. Im można naobiecywać wszystko, oni będą to obiecywać dalej.
• Aż tak źle ocenia pan Polaków?
- Nie chcę przez to powiedzieć, że poziom świadomości politycznej Polaków poza wielkimi aglomeracjami jest porównywalny z tym w Kazachstanie czy Turkmenistanie, ale na pewno nie można go porównywać z Francją. Świat polityczny myli się sądząc, że wszyscy żyją transmisjami TVN 24 i czytają "Gazetę Wyborczą”. Poza Warszawą zaczyna się świat, którego polscy politycy - wyjąwszy ludowców - nie znają. A tu się wygrywa albo przegrywa wybory. I prowadzi się kampanię zupełnie inaczej niż w Warszawie, Wrocławiu czy Gdyni.
• Niedawno Lepper dostał kolejny, prawomocny wyrok, tym razem za wysypywanie zboża na tory. Zaszkodzi mu to?
- Sądzę, że na tym wyroku zbuduje sobie niezły kawałek wsparcia społecznego. Na Samoobronę i Andrzeja Leppera nie głosuje elektorat posiadający paszporty i oszczędności, czytający książki, a nawet czasami wizytujący teatr czy operę, a wiezienia czy izby wytrzeźwień oglądający tylko w telewizyjnych Wiadomościach. To nie do tego elektoratu odwołuje się Lepper: ten fajny swojak, unikający jak ognia zaliczenia go do grupy "politycy”. On wie, gdzie może liczyć na sympatycznych wyborców.
• Inni nie wiedzą?
- Politykom PO, PiS czy SLD polecam czasami, aby pojechali sobie pekaesem 150-200 km od Warszawy. Stanęli pod budką z piwem, pogadali z ludźmi, posłuchali ich. Może wtedy zrozumieją, skąd się bierze fenomen Leppera i dlaczego ten wyrok gra na jego korzyść.