W lubelskim Prawie i Sprawiedliwości trzeszczy. Działacze partii spierają się: współpracować z prezydentem Lublina Krzysztofem Żukiem z PO czy twardo go krytykować?
Sojusz czy opozycja
Wybory parlamentarne w okręgu lubelskim od lat wygrywa partia Kaczyńskiego. Ma też większość radnych w samorządzie województwa i lubelskiej Radzie Miasta.
Jednak o pełnej satysfakcji nie ma mowy. W końcu województwem rządzi koalicja PO-PSL, a prezydentem Lublina od dwóch kadencji jest człowiek Platformy (obecnie Krzysztof Żuk). Żuk dogadał się z przewodniczącym rady miasta i szefem PiS w Lublinie Piotrem Kowalczykiem: zawiązali nieformalną koalicję (obie strony jak ognia unikają tego słowa). Dzięki niej prezydent ma większość w radzie, a PiS wpływ na losy miasta i posady, m. in. zastępcę prezydenta.
Jednak lokalna współpraca nie zawsze podoba się szefem bezpardonowo walczących ze sobą w kraju partii. Wśród lubelskich działaczy PiS niektórzy chętnie widzieliby ostrzejsze traktowanie prezydenta z PO. To jeden z głównych powodów sporu wewnątrz partii Jarosława Kaczyńskiego.
Piotr Kowalczyk (rocznik 1978) ma opinię zręcznego politycznego gracza. Stworzył koalicję z Żukiem, potrafi zadbać o dobre kontakty z dziennikarzami, zbudował blok wiernych sobie działaczy i sprawnie unosi się na partyjnej fali nie dając się połknąć przez partyjne rekiny. Ma duże ambicje i własne pomysł na partyjną działalność.
– To nie może podobać się wszystkim – stwierdza jeden z naszych rozmówców z PiS. I wskazuje na posła Krzysztofa Michałkiewicza, prezesa PiS w okręgu.
Krzysztof Michałkiewicz to działacz opozycyjny z czasów PRL (siedział w więzieniu, władze zmusiły go w 1983 do wyjazdu z kraju) i minister pracy i polityki społecznej w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Jego oponenci w PiS uważają, że brak mu przebojowości; charyzmy. Wyliczają, że unikał starć z Januszem Palikotem, niegdyś szefem PO w regionie. Że nie potrafił też odnaleźć się w świecie nowoczesnej polityki zdominowanej przez media.
Między oboma politykami zgrzyta od dawna, przynajmniej od czasów wyborów na prezydenta Lublina sprzed dwóch lat. Kowalczyk typowany był wówczas na kandydata na prezydenta PiS (ostatecznie został nim Lech Sprawka). Wtedy nie brakowało komentarzy, że młody polityk nie ma szans na wygraną, a wystawiany jest, żeby się "spalił”.
Kaczyński w Lublinie
O rozpalającym działaczy i sympatyków PiS porozumieniu z prezydentem Żukiem, musiał wypowiedzieć się sam Jarosław Kaczyński. Podczas niedawnej, lutowej wizyty w Lublinie usłyszał pytanie z sali: czy PiS powinno promować i wspierać Krzysztofa Żuka, prezydenta Lublina z PO?
Kaczyński odparł, że współpraca z Platformą jest trudna, chyba, że dotyczy spraw najważniejszych dla mieszkańców. Dodał, że w kraju powstają w samorządach "szkodliwe spółdzielnie” na zasadach "żeby wszystkim był dobrze”. A władza potrzebuje opozycji, która patrzy na ręce.
– Nie odbieram tego jako sygnału do zerwania współpracy. Mamy porozumienie z prezydentem, a nie koalicję z PO. Najpierw jesteśmy lubelskimi samorządowcami, a dopiero później politykami – tłumaczył nam Kowalczyk.
Jego przeciwnicy w PiS odebrali jednak słowa prezesa jako zachętę do działania.
Próbą sił były partyjne wybory. Michałkiewicz został pod koniec marca wybrany ponownie prezesem PiS w lubelskim okręgu wyborczym. Powinien wygrać, bo wskazał go Kaczyński i nie miał konkurencji. W tajnym głosowaniu poparło go 124 delegatów, ale 55 było przeciw, a 11 wstrzymało się od głosu. Kowalczyka ucieszył nie tylko taki sobie wynik Michałkiewicza. W zarządzie regionu znaleźli się jego poplecznicy, choć mieli zostać "wycięci”.
Druga tura partyjnych rozgrywek nastąpiła na początku kwietnia. Wtedy wybrano prezydium zarządu regionu PiS. Michałkiewicz wnioskował, żeby wiceprezesami zostali: posłanka Elżbieta Kruk, senator Grzegorz Czelej oraz radny wojewódzki i były prezydent Lublina Andrzej Pruszkowski. Jednak ten ostatni przepadł w głosowaniu.
Chociaż Kowalczyk stracił dotychczasową pozycję wiceprezesa, to jego zwolennicy odebrali przegraną Pruszkowskiego jako sygnał, że wciąż mają dużą siłę. Tym bardziej, że wiceprezes Elżbieta Kruk to dawna polityczna mistrzyni Kowalczyka.
– Pruszkowski nie może zrozumieć, że jak on był prezydentem to radni PO atakowali go, a teraz PiS współpracuje z prezydentem z Platformy. To on próbuje torpedować współpracę z Żukiem – przekonuje nas działacz PiS związany z Kowalczykiem.
Jak w porządnej rodzinie
Poseł Michałkiewicz dziwi się pytaniom o konflikt w lubelskim PiS i zauważa, że wybory odbyły się, nie zostały zerwane, nikt nie wyszedł z partii, ani nie został wyrzucony.
– U nas, jak w porządnej rodzinie, różnice zdań są. Jak nie ma wewnątrz partii debaty, a taka w lubelskim PiS jest potrzebna, to partie obumierają – mówi z kolei Piotr Kowalczyk.
– Dobrze, można krytykować współpracę z Żukiem, ale co w zamian? Trzeba by pójść w twardą opozycję, krytykować prezydenta i przedstawiać własne pomysły rozwiązań. Nie sądzę, żebyśmy dali radę to zrobić – komentuje jeden z lubelskich działaczy PiS, który lokuje się między spierającymi się politykami.
Część działaczy PiS twierdzi, że partia traci na współpracy z Żukiem. Jednak fakty tego nie potwierdzają – partia Kaczyńskiego wygrała jesienne wybory do Sejmu i Senatu.
Żuk i Kowalczyk krytykowani przez partyjnych kolegów mogą zdecydować się na grę va banque: oddadzą partyjne legitymacje, pociągną za sobą część radnych Platformy i PiS, utworzą samorządowe porozumienie. Im bliżej do samorządowych wyborów w 2014 roku tym częściej będą o tym myśleli.