• Czy w Chinach wszystko musi być wielkie? Zaczęli od Wielkiego Muru, a teraz chcą mieć największe igrzyska w historii. A może w ogóle Chiny chcą być największym państwem na świecie?
- Niedługo będą. Już teraz ich PKB liczony parytetem siły nabywczej daje Chinom drugie miejsce; tuż za Stanami Zjednoczonymi lub 4 miejsce pod względem wartości nominalnej. Posiadają największe na świecie rezerwy walutowe, stając się tym samym światowym centrum finansowym. W dużej mierze to one są jednym z głównych źródeł finansowania amerykańskiego deficytu budżetowego. Stają się ważnym inwestorem. inwestują na całym świecie, a globalna gospodarka zależy od tego, co się dzieje w Chinach. Działają aktywnie w organizacjach międzynarodowych.
• Czyli żartowanie sobie z chińskich zupek jest już nie na miejscu?
- Nie. Bo Chiny to także potęga naukowa i techniczna. Wystarczy zobaczyć, jak się cenzuruje Internet. W państwie Środka funkcjonuje cały przemysł "internetowych policjantów”, którzy na bieżąco monitorują to, co się w sieci pojawia. Z drugiej strony w ciągu ostatnich lat liczba internautów wzrosła o kilkaset razy: według danych z 2007 roku w Chinach były już ponad 162 miliony internautów (a w roku 2000 było ich... 8 milionów). I to właśnie treści, które mogą do nich trafić są kontrolowane.
• A wielkie międzynarodowe koncerny - jak Google - zgadzają się na to.
- Wolą zablokować strony związane z przestrzeganiem praw człowieka czy Tybetem, niż stracić największy i wciąż rosnący rynek zbytu. Zresztą ta kontrola ma też mniej wyrafinowane oblicze. Wiosną, kiedy wszystkie telewizje pokazywały akcje pacyfikacyjne w Tybecie, mój znajomy, który od 20 lat mieszka w Hongkongu, pojechał w interesach na kontynent. Mieszkał w pięciogwiazdkowym hotelu z pełnym pakietem telewizji satelitarnej. Ale mógł oglądać jedynie czarny ekran.
• Wycinano fragmenty programów?
- Dokładnie. Ale Chińczycy stosują też inne metody. W ostatnio wydanych w Japonii podręcznikach, zdaniem chińskich władz, położono zbyt mały nacisk na przyznanie się Japonii do zbrodni z czasów drugiej wojny światowej. Wykorzystując Internet zorganizowano akcję protestacyjną. Podobnie jak np. demonstracje antyamerykańskie.
• Nowe technologie, igrzyska, olbrzymie budowy i siła wystarczająca do dyktowania warunków wszystkim. A jeszcze niedawno Chiny nie za bardzo się różniły od Korei Północnej czy Związku Radzieckiego z początku lat 50. Chińczycy w 20 lat zbudowali mocarstwo, a my od 20 lat jednej autostrady nie możemy skończyć.
- To efekt "Polityki Czterech Modernizacji”. Reformy wprowadzano etapami i reformujemy gospodarkę, nie ruszamy polityki. Choć to ostatnie też się zmienia. Dziś Chiny nie są państwem komunistycznym. To system autorytarny, gdzie rządzi jedna partia. Ale już np. wybory na szczeblach lokalnych są bezpośrednie. Przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej nie może mieć więcej niż 70 lat w chwili wyboru i może swoje stanowisko piastować tylko przez 2 kadencje. Zmiany w Chinach to proces stały, ale nie gwałtowny. Tu każda terapia szokowa zakończyłaby się chaosem; jak w Rosji za Jelcyna.
• Pani mówi o otwarciu, także politycznym, a przeciętny człowiek z Chinami kojarzy Tybet i prawa człowieka.
- A to już zupełnie inna sprawa. Chińczycy uważają Tybet za swoją własność. Podstawową zasadą w polityce ChRL jest zachowanie integralności terytorialnej. Wszelkie działania w kierunku secesji czy większej autonomii odbierają jako naruszanie tej zasady i zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. A tego chcą Tybetańczycy czy np. Ujgurzy. Jeszcze bardziej skomplikowana sprawa Tajwanu. A mówiąc najprościej: jak się rozmawia z Chińczykiem, to dla niego wszystkie pytania o Tybet czy Tajwan są bez sensu. Jak by Polaka pytać o autonomię Mazowsza. Chińczycy w sprawie Tybetu, Tajwanu czy Ujgurskiego Regionu Autonomicznego są bardzo sztywni.
• A spodziewa się pani protestów czy jakichś politycznych demonstracji ze strony sportowców?
- Już były przy okazji sztafety olimpijskiej. Może jeden czy drugi sportowiec założy t-shirta z napisem "Wolny Tybet”. To wszystko. Żadne państwo nie zaryzykuje bojkotu czy oficjalnych demonstracji. Dziś wszystkie państwa są uzależnione od Chin.
• Duży może więcej?
- Wraz ze wzrostem potęgi Chin rośnie strach, obawa. W wielu publikacjach można znaleźć sporo tekstów o "Chińskim zagrożeniu”. Że za parę lat Chiny będą jedynym mocarstwem na świecie, a my zamiast angielskiego będziemy się uczyć chińskiego. Zresztą bardzo umiejętnie Chiny starają się rozwiać te obawy przez stosowanie bardzo zręcznych strategii politycznych jak np. strategia pokojowego wzrostu, albo ostatnia strategia ku dominacji ale bez walki, wykorzystująca środki pozamilitarne "soft power”.
• Jakie będą Chiny w najbliższej przyszłości?
- Żaden rozsądny politolog tego nie powie. To kraj wielkich kontrastów. Na wschodnim wybrzeżu ludziom żyje się świetnie, a poszczególne regiony rozwijają się w zawrotnym tempie. A na północnym zachodzie większość mieszkańców żyje na granicy ubóstwa. Na dodatek tam - w Mongolii Wewnętrznej, w regionie ujgurskim - żyją mniejszości etniczne, co rodzi kolejne problemy. Z drugiej strony Chiny mają te atuty i osiągnięcia, o których już wcześniej mówiliśmy: inwestycje, wzrost gospodarczy itp. Dlatego naprawdę nie da się przewidzieć sytuacji w tym państwie, co czyni je jeszcze bardziej atrakcyjnym z punktu widzenia badacza, ale nie tylko.
• A co dla tego kraju i jego obywateli oznaczają igrzyska olimpijskie?
- Chiny chcą zwyciężyć w klasyfikacji medalowej. A zwłaszcza pokonać Stany Zjednoczone. Ale przede wszystkim pokazać się od jak najlepszej strony. Czyli przyćmić wszystko, co do tej pory było.