Adam Małysz od wielu lat dominuje na skoczniach całego świata i stał się idolem wielu nastolatków w naszym kraju. To właśnie dzięki niemu do Lublina wróciły skoki narciarskie.
– Ten obiekt, jak na tamte czasy, był bardzo profesjonalny. Zeskok znajdował się na terenie dzisiejszych łąk przy rzece Czechówce. Skoki jednak wyglądały zupełnie inaczej. Największa różnica była w ubiorze zawodników. Nie mieliśmy opływowych kombinezonów, tak jak zawodnicy, których oglądamy dziś w telewizji – opowiada Józef Prokop, rekordzista Wieniawy. – Gabardynowe spodnie, sweter i czapka – tak wyglądał nasz strój. I obowiązkowo wszystko musiało być w czarnym kolorze.
Ministerstwo kazało rozebrać
W latach 50. na obiekcie K-15 Prokop skoczył 17,5 m. – Skoki narciarskie były w tamtym okresie w Lublinie dyscypliną niezwykle popularną. Pamiętam, że na otwarcie Wieniawy, 19 stycznia 1955 roku, przyszło ponad dwa tysiące osób! W zawodach wzięło udział kilkunastu zawodników – wspomina Lucjan Piątek, jeden z jej budowniczych.
Niestety, w latach 60. Wieniawa została z rozkazu Ministerstwa Obrony Narodowej rozebrana. Chyba nikt wtedy nie spodziewał się, że na kolejne zawody w skokach narciarskich lublinianie będą musieli czekać ponad pół wieku.
K-3: to nie robi wrażenia
Ten czas pewnie byłby jeszcze dłuższy, gdyby nie Aleksander i Maksymilian Furtakowie oraz Damian Widomski. Trójka "zapaleńców”, zafascynowanych wyczynami Adama Małysza, postanowiła wbrew wszystkiemu zająć się skokami narciarskimi.
– Pierwsze próby oddawaliśmy na skoczniach K-3 czy K-5. Wiadomo, Lublin to nie Zakopane i wielkich gór u nas nie ma – tłumaczy Maksymilian Furtak.
Na przełomie 2006 i 2007 r. znaleźli jednak ciekawe wzgórze niedaleko ul. Liszkowskiego. – Od razu wiedzieliśmy, że to dobre miejsce na zbudowanie większej skoczni. Najpierw jednak musieliśmy wyciąć część gęstego lasu, który rósł w miejscu, gdzie miał być zeskok – wspomina Maksymilian Furtak.
Żeby nie wyhamować w mieszkaniu
W kolejnych latach skocznia przechodziła kolejne renowacje, a jej punkt "K” został przesunięty na 13 m. – Rekord wynosi 14,5 m, ale w sprzyjających warunkach można tu "polecieć” nawet 17 m – zapewnia Maksymilian Furtak. – Jakie to musiałyby być warunki? Przede wszystkim szybszy śnieg. Można byłoby również pogłębić zeskok, ale to już niezwykle skomplikowane przedsięwzięcie. Do tego sama łopata nie wystarczy. Musiałby tu wjechać ciężki sprzęt. Poza tym mógłby się pojawić problem z wyhamowaniem, bo niedaleko są przecież domy mieszkalne.
Najlepsza skocznia w kraju
Krokiewka jest już znana wśród miłośników skoków narciarskich w całym kraju: w 2007 roku zdobyła tytuł Najlepszej Amatorskiej Skoczni Narciarskiej w Polsce. – W Lublinie jest tylko pięć osób regularnie skaczących. Jestem jednak pewien, że w najbliższych latach ta liczba zwiększy się – twierdzi Widomski.
Z pewnością tę dyscyplinę sportu spopularyzują takie zawody jak Mistrzostwa Polski Wschodniej, na które przyszło około 150 kibiców, co, jak na imprezę czysto amatorską, jest liczbą oszałamiającą.
– To bardzo dobry obiekt. Na co dzień studiuję w Lublinie, ale teraz miałem wracać do mojego domu w Boćkach k. Białegostoku. Zrezygnowałem jednak z podróży, bo chciałem wziąć udział w tych zawodach. To świetna zabawa – powiedział Damian Tatarczuk, który ukończył rywalizację na ósmym miejscu. To z pewnością spory zawód dla 23-letniego zawodnika, który w przeszłości przez pół roku trenował w Wiśle pod okiem Jana Szturca, pierwszego trenera Adama Małysza.
Nie zostałem Małyszem
Trzeba jednak pamiętać, że skakanie na nartach w Lublinie i w Wiśle to dwa odrębne sporty. – Tu nie trzeba opływowych kombinezonów i wspaniałych nart. Deski można kupić za 30 zł na giełdzie, a jakiś dres zawsze znajdzie się w domu. Nie liczy się również wiatr, bo skok trwa tylko chwilę i wiatru nie da się zbytnio poczuć – wyjaśnia Maksymilian Furtak.
Z twórców Krokiewki wielkich skoczków już nie będzie, bo Lublin nie jest terenem przyjaznym dla skoków narciarskich.
– Ale pozostanie nam satysfakcja, że przez chwilę mogliśmy poczuć się jak Adam Małysz – zapewnia Maksymilian Furtak. – Może nasza inicjatywa przyczyni się do tego, że miejscy radni wpadną na pomysł wybudowania skoczni o punkcie konstrukcyjnym umieszczonym na 30 m?