Kuchnia lat 50. i 60. była w Polsce prosta. Niektórzy twierdzą, że to przez Władysława Gomułkę, który był zwolennikiem prostoty w każdej dziedzinie życia. Sam był smakoszem kaszanki i podkreślał, że kiszona kapusta ma tyle kalorii i witamin, ile cytryny. To miał być dowód na to, że nie ma potrzeby importowania cytrusów do Polski. A Polacy pytali, jak kwaszoną kapustę wycisnąć do herbaty.
Niedzielny zazwyczaj obiad nie mógł się jednak obyć bez podstawowego pierwszego dnia, czyli rosołu.
– Wtedy każde mięso inaczej smakowało niż dzisiaj – mówi Zofia Kasperek z Lublina. – Nie było faszerowane chemią jak dzisiaj. W rosole widać było wyraźne oczka tłuszczu. Do tego domowe kluski. Kurę często kupowałam na targu, musiałam ją tylko w domu oskubać, opalić skórę. Było z tym trochę roboty, ale w PRL-u na pewno jadało się zdrowiej. Wędliny miały prawdziwy smak i nie zawierały tablicy Mendelejewa.
W przypadku zup, w PRL-u, tak jak dzisiaj – obok rosołu – często była pomidorowa, krupnik, kartoflanka, grochowa. W większości gospodynie dodawały do niektórych zup własnoręcznie zrobiony makaron lub lane kluski.
Z ziemniaków i niektórych warzyw z rosołu gospodynie robiły popularną do dziś sałatkę wielowarzywną (z majonezem).
Drugie danie, które królowało na stołach to mielony lub schabowy (obowiązkowo z kością), do tego ziemniaki i zasmażane buraczki lub mizeria. Do picia – najczęściej kompot. Z mniej wyszukanych dań, często podawano ziemniaki z duszoną cebulą i smażoną kiełbasą. Tak przyrządzona cebula smakowała też wieczorem z kromką chleba.
Morszczuk, dorsz, kergulena, miruna – te m.in. ryby cieszyły się największą popularnością w PRL-u. Co ciekawe, dorsz był jedną z najtańszych ryb. Najbardziej smakowały przyrządzane w panierce i głębokim tłuszczu. Podobnie jak i dzisiaj jedliśmy również duże ilości śledzi.
W latach kryzysu, kiedy w sklepach w latach 80. ub. w. podstawowym produktem była głównie musztarda i ocet, gospodynie musiały wykazać się duża kreatywnością w przygotowywaniu obiadu.
– Pamiętam m.in. rosół z kurzych łapek – mówi Jacek Mirosław, fotoreporter lubelskich mediów. – Z nich robiono również galaretę. Popularny był także „oszukany” kotlet schabowy. Zastępowała go zwykła mortadela, którą obtaczano w jajku i mące. Było to dość smaczne i pożywne danie.
Przepis na kotlety z mortadeli
Potrzebujemy:
4 plastry mortadeli (ok 40 dag),
1/4 szklanki mleka,
1 jajko, 2 łyżek mąki, 4 łyżek bułki tartej, pieprzu i oleju do smażenia.
Plastry mortadeli zanurzamy w mleku, doprawiamy pieprzem, oprószamy mąką. Panierujemy w rozmąconym jajku i bułce tartej. Smażymy na rozgrzanym oleju po 3-4 min. z obu stron. Podajemy z ziemniakami i surówką.
W wielu polskich domach, tam gdzie były kuchnie węglowe, piekło się na rozgrzanych fajerkach pokrojone w plasterki ziemniaki. Posolone smakowały jak dzisiejsze chipsy. W podobny sposób jadało się podpłomyki – zwykłe ciasto na pierogi – i na blachę.
Mimo, że słodyczy zazwyczaj nie brakowało (poza okresem wyrobów czekoladopodobnych w latach 80.), to dzieci na osłodę zajadały się czasami zwykłem chlebem zmoczonym wodą lub mlekiem i posypanym cukrem. W wersji bogatszej była to kromka chleba ze śmietaną i cukrem. Warto też przypomnieć słynny kogel-mogel: utarte żółtka z cukrem. Najbardziej smakował, kiedy cukier zgrzytał między zębami. Popularne były również słodkie „szyszki” – do rozpuszczonych irysów czy krówek dodawało się ryż preparowany i formowało się z tego „szyszki”.
Przepis na blok czekoladowy
Wiele osób pamięta również blok czekoladowy, który był namiastką chałwy. Do zrobienia takiego bloku należało sięgnąć po kostkę margaryny, 0,5 szklanki wody, 0,5 szklanki cukru, 1 cukier wanilinowy, 2 paczki herbatników, 3 szklanki mleka w proszku, bakalie. Składniki topiło się, wsypywało mleko i herbatniki, potem całość lądowała na kilka godzin w lodówce.
Domowe ciasta były robione z dostępnych w sklepie produktów – gospodynie nie miały wówczas żadnych „gotowców” tak jak dzisiaj.
Popularną przystawką przez wiele lat były nóżki w galarecie. Sekret ich przygotowania polegał na długim i powolnym gotowaniu nóżek. Przez ten czas wygotowuje się z nich cały kolagen i dzięki temu galareta zastygnie bez konieczności dodawania żelatyny. Tatar z kolei to obok zimnych nóżek, sztandarowa zakąska do wódki w czasach PRL-u. Podawany z żółtkiem, cebulą, korniszonami i marynowanymi grzybkami często gościł na stołach.
W wielu domach gospodynie podawały na obiad pieczeń rzymską - obowiązkowo z jajkiem w środku. Do dzisiaj wiele osób chętnie sięga po makaron z białym serem i skwarkami orz kotlety jajeczne.
Warto też wspomnieć o daniach, które w latach 70. i 80. dość często pojawiały się w domowym menu. To m.in. cynaderki, forszmak, ozorek, móżdżek oraz fasolka po bretońsku. Dzisiaj nie są to aż tak popularne dania – zwłaszcza móżdżek.
– U mnie w domu ojciec przygotowywał go z podsmażoną cebulką i podawał na grzance – mówi Jacek Mirosław. – To była super przekąska. Wydaje mi się, że kiedyś więcej jadło się też sezonowych warzyw czy owoców. Jak był sezon na truskawki, to na okrągło były albo kluski albo makaron z truskawkami. Więcej też było zup owocowych, które jednak nie każdy uważał za „prawdziwe” danie. Wiosną z kolei absolutnym hitem były młode ziemniaczki z koperkiem, polane masłem i zsiadłe mleko. To można było jeść na okrągło. Niedawno kupiłem takie młode ziemniaki w markecie, ale to już nie ten smak.
Wiele osób pamiętających smaki PRL-u podkreśla, że obecne produkty w niczym nie przypominają tych sprzed kilkudziesięciu lat.
– Ja już pogodziłem się tym, że już nigdy ogórki czy pomidory nie będą smakować tak jak kiedyś – przyznaje 62-letni dziś Andrzej Mazurek z Lublina. – To już nie te odmiany, nie ta gleba. Kiedyś bez obaw zrywało się papierówkę z drzewa, wytarło się o spodnie i była tak dobra, że te dzisiejsze odmiany się do niej nie umywają. Niedawno kupiłem kilka ogórków w markecie. Sama woda. Podobnie rzodkiewka. Kiedyś jak się jadło rzodkiewkę, to aż paliła w język. A teraz jakaś taka bez smaku, mizerna.
Przez wiele lat nikt w PRL-u nie słyszał o zmielonej kawie. W sklepach były jedynie kawy ziarniste. W niektórych – na życzenie klienta – ekspedientki je mieliły. Większość jednak używało domowych młynków. Przy jej zaparzaniu rozchodził się tak aromatyczny zapach, że stawiał niejednego śpiocha na nogi. Nikt wtedy nie wiedział, że jest espresso, latte…Kawę w Polsce – nie tylko w domach, ale i większości barów czy restauracji – podawano w szklance z plastikowym lub metalowym uchwytem, żeby nie parzyła w palce.
Kiedy i kawa stała się przez pewien czas towarem deficytowym, to wiele osób po wypiciu, zalewało jeszcze raz (tym razem fusy) wrzątkiem. Była to tzw. dolewka.
Popularna była również kawa zbożowa, np. Inka, która jednak była tylko namiastką prawdziwej kawy oraz różnego rodzaju kakao.
Na deser często podawano – zwłaszcza dzieciom – kisiel lub budyń. W wielu domach do dziś wspomina się również kwiaty czarnego bzu maczane w cieście naleśnikowym. Na topie był również popularny krem sułtański.
Przepis na krem sułtański
500 ml śmietany kremówki 36%
100 g cukru pudru
100 g pokruszonych bez
50 g rodzynek
50 ml rumu
3 łyżki kakao
kilka rurek
Rodzynki namoczyć w rumie przez kilkanaście minut. Schłodzoną kremówkę ubić na sztywno, pod koniec ubijania dodać cukier puder. Krem podzielić na dwie części. Do jednej dodać kakao i dokładnie wymieszać. Na dno pucharków wyłożyć ciemny krem, a następnie jasny. Na koniec udekorować rodzynkami, pokruszonymi bezami i skropić lekko rumem. Z boku wbić po dwie rurki do jednego pucharka. Podawać schłodzony.