Opiekują się opuszczonymi i osieroconymi dziećmi, zastępując ich rodziców i towarzysząc im w życiu nie tylko do momentu dorosłości. Halina Kozacka z SOS Wioski Dziecięcej w Kraśniku: Podobnie jak inne mamy SOS, mam taką zasadę: że jak się do czegoś zobowiązuję, jeśli obiecam dziecku, że zapewnię mu bezpieczeństwo, to w tym wszystkim nie może być miejsca na jakąś słabość. Że sobie nie poradzę. Bo już ktoś wcześniej sobie nie poradził. Byli to biologiczni rodzice dziecka.
– Każde dziecko jest inne. Każda historia dziecka, które do nas przychodzi jest zupełnie inna. Tak naprawdę nierzadko są to historie nadające się na scenariusze filmów: często dramatów, czasami horrorów. Niestety tak jest. Te dzieci zostają skrzywdzone przez nieodpowiedzialnych dorosłych i zadaniem nas, innych dorosłych – odpowiedzialnych – jest tak naprawdę przywrócenie dzieciom wiary w świat ludzi dorosłych. To jest bardzo ważne zadanie, które staramy się zrealizować – podkreśla Dariusz Krysiak, dyrektor Programu SOS Wioski Dziecięce w Kraśniku.
- To się udaje?
– Bardzo często się udaje, dzięki współpracy rodziców SOS, dzięki darczyńcom, którzy przekazują pieniądze naszemu stowarzyszeniu, mamy możliwość korzystania z naprawdę nowoczesnych metod – odpowiada dyrektor. – W 2019 r. uruchomiliśmy w Kraśniku, na terenie naszej wioski Centrum Specjalistyczne (była to pierwsza taka placówka w Polsce – red.). Jest to miejsce wyposażone w nowoczesne narzędzia pracy z dziećmi. Mamy tam dostęp do bardzo dobrych specjalistów, którzy przyjeżdżają do nas by pomóc dzieciom.
Kraśnicka Wioska
SOS Wioska Dziecięca w Kraśniku jest jedną z czterech tego typu placówek w Polsce (pozostałe funkcjonują w Biłgoraju, Siedl-cach i miejscowości Karlino), prowadzonych przez Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce. Stowarzyszenie działa w Polsce od 1984 roku, jest częścią międzynarodowej organizacji SOS Children’s Villages, obecnej w 137 krajach na całym świecie.
W tym roku kraśnicka Wioska kończy 30 lat. Uroczysty jubileusz jest zaplanowany na najbliższy poniedziałek (19 września) w sali widowiskowej Centrum Kultury i Promocji w Kraśniku. Wśród zaproszonych gości jest m.in. aktorka Anna Dereszowska, ambasadorska SOS.
W Programie SOS Wiosek Dziecięcych Kraśnik (wioska funkcjonuje przy ul. Greinera) jest obecnie 12 rodzin SOS, w których mieszka 51 podopiecznych (w wieku od 7 do 25 lat).
– Najstarsza nasza wioskowa podopieczna jest studentką. Niedawno, w sierpniu, usamodzielniła się – mówi dyrektor Dariusz Krysiak.
Mieszkania chronione
Na terenie kraśnickiej wioski funkcjonuje też placówka typu interwencyjnego. – Dla dzieci, które nagle muszą być zabrane od rodziców czy opiekunów, ze względu na kryzysową sytuację – tłumaczy dyrektor SOS Wioski Dziecięcej w Kraśniku.
W tej placówce dzieci mogą przebywać od 3 do 6 miesięcy.
– To jest do czasu poprawy sytuacji w domu lub do momentu umieszczenia tych dzieci w innej formie pieczy zastępczej; czy to będzie wioska dziecięca, czy też rodzina zastępcza – dodaje dyrektor.
W placówce jest miejsce dla 8 podopiecznych i w tej chwili wszystkie miejsca są zajęte.
– I cały czas mamy zapytania o możliwość przyjęcia nowych dzieci. Niestety. Bo to pokazuje sytuację w społeczeństwie i skalę potrzeb w zakresie przyjęć do tego typu placówek – zaznacza Dariusz Krysiak.
W ramach stowarzyszenia, w Kraśniku działa też (od 2018 r.) Program Umacniania Rodziny – SOS Rodzinie (służące pomocą mieszkańcom Kraśnika i powiatu kraśnickiego). – To program, w którym specjaliści wspierają biologicznych rodziców, którzy są w większych lub mniejszych kryzysach – wyjaśnia dyrektor Krysiak. – Wszystko po to, by finalnie dzieci nie musiały trafiać do placówek typu interwencyjnego. Chodzi o to by ich rodziców wzmocnić, bo mają potencjał i szansę na poprawę sytuacji, ale potrzebują specjalistycznego impulsu: wsparcia czy to psychologa, czy pracownika socjalnego lub pedagoga. I w tym miejscu skupiamy się na pracy z całymi rodzinami.
W ciągu 5 lat zostało objętych opieką 64 rodziny z powiatu kraśnickiego (łącznie z pomocy skorzystało lub korzysta 238 osób).
– Kiedyś wioska dziecięca to były same rodziny SOS i działania typowe dla pieczy zastępczej. Teraz równie mocno skupiamy się też na działaniach skierowanych do rodzin i młodzieży – akcentuje Dariusz Krysiak. – Realizujemy programy skierowane zarówno do nastolatków, jak i osób już pełnoletnich. Na terenie powiatu kraśnickiego prowadzimy tzw. mieszkania chronione: dla osób, które nie mogą lub nie chcą być w pieczy zastępczej czy też nie są jeszcze gotowe na powrót do rodzinnego domu albo których nie stać na wynajęcie samemu mieszkania. Takim osobom możemy pomagać przez okres 3 lat.
Rodzinna tradycja
W większości kraśnickich wioskowych domach opiekę nad dziećmi sprawują mamy SOS.
– Ale są też rodzice SOS; pełne rodziny czyli i mama i tata – zaznacza Dariusz Krysiak. – Obecnie w Kraśniku są dwie takie rodziny. Były trzy do czasu śmierci męża pani Małgorzaty Dydo, która od 2 lat jest wdową.
Pani Małgorzata mamą SOS jest od 8 lat. Obecnie opiekuje się sześciorgiem dzieci, w wieku od 10 do 17 lat.
– Pierwszymi moimi podopiecznymi byli chłopcy – Patryk, Bartek i Kacper – oni już w tym naszym domu mieszkali przed moim przyjściem, a także Jagoda (mieszka w domu cały czas) i Oliwia – opowiada pani Małgorzata. – Później doszedł do nas Daniel. W domu mieszka od 5 lat. Od 3 lat jest z nami także Ania. Z nowoprzyjętych dzieci są też rodzeństwo Piotr i Kamila, a także Michał, który jest jedynakiem.
Małgorzata Dydo (ma dwóch swoich, dorosłych już synów) zanim została mamą SOS współpracowała ze stowarzyszeniem.
– Byłam asystentką wychowawcy – wyjaśnia nasza rozmówczyni. – Lubiłam to zajęcie. Dobrze czułam się wśród dzieci. Moja, nieżyjąca już mama też zajmowała się osieroconymi dziećmi, podobnie jak moja babcia. Więc być może jest to taka nasza rodzinna tradycja.
Halina Kozacka jest mamą SOS od 2011 roku (obecnie opiekuje się jednym chłopcem).
– Wcześniej pracowałam w pomocy społecznej, prowadziłam też własną firmę – wspomina. – Kiedy te wszystkie etapy mojego życia się zakończyły postanowiłam zająć się tym, co chciałam robić całe życie: opiekować się dziećmi.
W wiosce nie mówimy, że to jest nasza praca, bo zastępowanie dzieciom mamy nie można nazwać zatrudnieniem ani pracą czy byciem na etacie. Tego tak nie da się robić.
Odzyskać wiarę w dorosłych
– Staramy się przywrócić dzieciom dzieciństwo – mówi dyrektor SOS Wioski Dziecięcej w Kraśniku. – To jest nasz główny cel, a atut, który mamy to jest możliwość korzystania z pomocy wielu specjalistów, z którymi współpracujemy. To daje nam większą pewność pracy z tymi dziećmi i jednocześnie mniejszą ewentualność popełnienia błędów. A dzieciom daje większą możliwość rozwoju, także swoich talentów.
Podopieczni SOS Wioski Dziecięcej w Kraśniku są przede wszystkim z Lubelskiego. – Choć telefony mamy z całej Polski – przyznaje dyrektor. – My ze względu na to, że chcemy pracować z biologicznymi rodzicami dzieci – jest to ważne, bo dziecko wychodzi z danej rodziny i tam ma swoje korzenie i właśnie w domu rodzinnym chcemy szukać jakiegoś potencjału – to staramy się pracować z osobami z naszego regionu i województw ościennych.
– Moim zdaniem, jeśli wychowuje się dzieci, to nie powinno się używać słowa, że „ja coś zrobiłam” – podkreśla pani Halina. – Bo nie ja to zrobiłam, tylko wspólnie. Wspólnie stworzyliśmy rodzinę. Wspólnie się uczyliśmy i wspólnie sobie pomagaliśmy, aby dzieci skończyły szkołę, na której mi bardzo zależy: bo ona uczy również funkcjonować w społeczeństwie.
Wspólnie spędzony czas
– Wielkim przeżyciem dla mnie jest zawsze choroba dziecka, boję się, żeby coś gorszego się nie stało – przyznaje pani Małgorzata. – Martwię się też o ich edukację. Należę do osób, które chcą mieć wszystko pod kontrolą. Dlatego też dużo ze sobą rozmawiamy. Są różne sytuacje i gorsze oceny w szkole. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Tylko najważniejsza jest prawda. Uczę dzieci prawdomówności, żeby były szczere. A problemami jakoś damy sobie radę.
Dzieci mają swoje obowiązki, choć wiele czynności rodzina robi razem. Pani Małgorzata bardzo ceni sobie wspólnie spędzony czas.
– Najmilsze i najsympatyczniejsze są wspólne święta (obchodzone razem z rodzinami jej biologicznych synów), razem przygotowywane posiłki, organizowany czas, wyjścia, wycieczki i spacery. To wszystko jest ważne nie tylko dla dzieci, ale też dla mnie – opowiada pani Małgorzata. – Od dzieci nie tylko wymagam pewnych rzeczy. Mamy też czas na zabawę i wygłupy. Bardzo zależy mi na tym, by czuły, że są kochane. Że każde z nich jest bardzo ważne, bo w każdym z nich jest coś dobrego. Tylko trzeba to odkryć.
– Dla mnie na samym początku, największą trudnością było to, że dzieci chciały mi we wszystkim pomagać. A ja, jak większość mam, chciałaby wszystko robić sama – przyznaje pani Halina. – To przyjęcie pomocy od dziecka okazało się wcale nie łatwą sprawą. Ale tego też nauczyliśmy się wspólnie. Zaczęliśmy robić wszystko razem, także przygotowywać posiłki. Doszliśmy do wniosku, że jak zrobimy to razem to później mamy więcej czasu na relaks: na granie w piłkę, jazdę na rowerze, na grzybobranie i czy inne rzeczy.
W zastępstwie
– Większość dzieci, którymi się opiekuję zwraca się do mnie mamo – przyznaje pani Małgorzata. – Nikogo do tego nie namawiam ani nie zmuszam, wszystko zależy od indywidualnych potrzeb. Dzieci czasem mnie pytają, czy mogą się tak do mnie zwracać. Mama to piękne słowo. Jeśli dziecku brakuje miłości macierzyńskiej i chce do mnie mówić mamo to oczywiście im na to pozwalam.
Niektóre wioskowe dzieci mają kontakt z biologicznymi rodzicami.
– Dążymy do tego, by te kontakty były, choć bywa to trudne. Odwiedzili nas już ojcowie dwójki dzieci, także dziadek jednego z dzieci, który mieszka za granicą się z nam kontaktuje – mówi pani Małgorzata. – Dążymy do tego, żeby dzieci miały kontakt z najbliższą ich rodziną, rozmawiamy też o rzeczach trudnych np. uzależnieniu rodziców od alkoholu. Nigdy nie wypowiadam się źle o ich biologicznych rodzicach. Tłumaczę, że alkoholizm jest chorobą, że potrzebna jest terapia, daję nadzieję, że może być lepiej. Nigdy nie stawiam ich rodziców z złym świetle.
Często zdarza się, że dzieci, które przychodzą do wioski mają bardzo skromną dokumentację m.in. medyczną. – Nie wiemy na co dziecko chorowało, ani co się z nim wcześniej działo – przyznaje pani Halina. – Nie wiemy nawet jaka jest jego rodzina. Tego wszystkiego trzeba się dowiedzieć – także o jego korzeniach. Rodziców nie wybieramy. My zastępujemy te najważniejsze osoby w ich życiu, ale to rodzice bez względu na to cokolwiek się zadziało, mają być tymi najważniejszymi osobami. Zastępując dzieciom rodziców biologicznych należy pamiętać, że to nie my jesteśmy najważniejsi. Wchodzenie w ich rolę jest błędem.
Zrozumieć dzieci
– Najtrudniejsze pytanie jakie usłyszałam od dziecka? Jedno ze starszych dzieci, którym się opiekowałam zapytało mnie kiedyś o swoją przyszłość – opowiada nam pani Małgorzata. – O to co będzie jak już odejdzie z wioskowego domu, o spotkanie z biologicznymi rodzicami. Dziecko czuło ból po tym, jak było w rodzinnym domu. Ten chłopak jak już przekroczył tę dziecięcą barierę i był już tam, to zdzwonił do mnie i powiedział, że u nas było mu najlepiej. Teraz jest już dorosły, pracuje za granicą. Mam z nim kontakt, dzwoni do mnie od czasu do czasu. Jak jest w Polsce to także mnie odwiedza.
– Kiedyś usłyszałam, że osobom, które opiekują się dziećmi straumatyzowanymi wystarczy, aby je kochały. Nie, to nie wystarczy – podkreśla pani Halina. – Potrzebna jest nieprawdopodobna wiedza, doświadczenie i wielka wrażliwość na dzieci. Biologiczne dzieci wychowujemy od samego początku, od przyjścia ich na świat. Dzieci wioskowe przychodzą do nas w pewnym wieku, np. 9 lat. Mają już swoją zapisaną kartę. I okazuje się, że te dzieci były wiele razy bite, nieszczęśliwe, ale to był ich świat. W standardach nie było nauki, nie było mówienia, o której wraca, czy też tego, że po szkole trzeba przyjść do domu, a jeśli się nie przychodzi, to trzeba o tym wcześniej uprzedzić.
O tym wszystkim dyskutują i tego się uczą. Na pewne rozmowy z dziećmi, mamy SOS muszą jednak poczekać.
– Są takie tematy, które poruszamy dopiero wtedy, kiedy dziecko samo zaczyna o nich mówić – przyznaje pani Halina. – Zawsze trzeba poczekać, aby zaczęło się otwierać. Bo są dzieci, które trafiając do nas, nie zasną bez zapalonego światła, czy mojej obecności w pokoju. Nie zasną, bo w nocy były bite czy budzone. Najczęściej są w stanie takiego pół zamarcia. I absolutnie nie mówią o pewnych rzeczach od razu. I dodaje: – Nie mówimy o tajemnicach przypadkowo poznanym ludziom. Więc jeśli dziecko nie poczuje więzi z mamą zastępczą, dopóki nie poczuje, że ten dom jest ich domem pewnych tematów poruszać nie możemy.