Zwykły dom, budynki gospodarskie, obok pola. Nic szczególnego oprócz tego, że przed wjazdem na posesję naprzeciwko przez całą dobę stoi radiowóz, a w nim policjanci z lornetką. W pobliżu jest też drugi radiowóz, nieoznakowany. Funkcjonariusze śledzą każdy krok Zdzisława D. I będą tak robić do końca jego życia. Chyba, że sąd zdecyduje inaczej.
Wyszła z domu tylko na chwilę
Po południu 17 września 1991 r. Zdzisław D. wracał autobusem z Bełżyc, gdzie pracował jako sprzątacz w Spółdzielni Budowlanej. Wcześniej trochę wypił z kolegą. Wysiadł na przystanku przy drodze Bełżyce-Opole Lubelskie. Nie ruszył jednak w kierunku rodzinnego Wronowa, tylko przeszedł na drugą stronę drogi i usiadł na zadaszonym przystanku dla pasażerów jadących w przeciwnym kierunku. Padał deszcz, przed którym chciał się schronić. Jak później zeznał, nie chciał jeszcze wracać do domu. Zapalił papierosa. Od strony wsi Płowizny nadeszła 36-letnia Krystyna. - Nie odzywałem się, tylko uderzyłem pięścią w twarz - opowiadał później.
Kobieta straciła przytomność, zaniósł ją kilkanaście metrów dalej w krzaki i zgwałcił. Wystraszył się, że ofiara go rozpozna, więc zaczął bić po twarzy kijem. Po jakimś czasie zorientował się, że kobieta nie żyje. Przez las wrócił do wsi. Wybrał się do sąsiada, u którego się umył. Wyjaśnił, że jest zakrwawiony, bo bił się z chłopakami w Bełżycach. Wypił z sąsiadem dwa wina. Potem pił jeszcze u drugiego sąsiada. Nocą wrócił do domu i poszedł spać. Wkrótce potem do drzwi domu zapukała policja.
„36-letnia kobieta wyszła z domu, aby przyprowadzić pasące się na łące krowy. Po pewnym czasie zwierzęta zawędrowały do posesji same. Gdy zapadł wieczór, a kobieta nie zjawiała się w domu, zaczęto zastanawiać się, co też mogło się jej przytrafić. W miarę upływu czasu wzrastał niepokój. Wreszcie rodzina zaginionej, wspierana przez sąsiadów, udała się na poszukiwania. Około godz. 20.30 dokonano makabrycznego odkrycia. Znaleziono bowiem zwłoki poszukiwanej kobiety z obrażeniami twarzy, głowy i innych części ciała” - tak o tragicznych wydarzeniach pisał dwa dni później reporter „Dziennika Lubelskiego”.
Policjantom poszło bardzo łatwo ze znalezieniem sprawcy. Pewnie dlatego, że 19-letni Zdzisław D. był we wsi doskonale znany ze swoich skłonności. Już w 1989 r. razem z kolegą zgwałcił 17-letnią dziewczynę. Sąd zdecydował o umieszczeniu go w poprawczaku, ale z warunkowym zawieszeniem. Widmo kary nie poskutkowało. Dwa miesiące później nastolatek zgwałcił 50-letnią kobietę. Wciąż nie był pełnoletni więc karą znowu był zakład poprawczy. Przez ponad rok Zdzisław D. przebywał w zakładzie w Dominowie. Jeszcze przed ukończeniem 18 roku życia znów cieszył się wolnością. Wrócił do wsi.