Rozmowa z Ewą Olszowy z Góry Puławskiej, dawcą komórek macierzystych szpiku.
• Dlaczego zdecydowała się pani na rejestrację w bazie potencjalnych dawców komórek macierzystych szpiku Fundacji DKMS?
– Z tematem dawców i przeszczepu zetknęłam się już 10 lat temu. Wiąże się to niestety z bardzo trudną historią, która dotknęła wówczas moją rodzinę. Moja siostra zachorowała na ostrą białaczkę. Była w ciężkim stanie, konieczny był przeszczep komórek macierzystych szpiku. Zaczęły się poszukiwania dawcy. Przeszłam szereg badań, ale okazało się że mimo pokrewieństwa nie mogę zostać dawcą. Niedługo później udało się znaleźć bliźniaka genetycznego. Niestety: przed przeszczepem dawca się wycofał. To był dla nas ogromny cios. Moja siostra wygrała ostatecznie walkę z rakiem, choć nie doszło do przeszczepu. Ta historia bardzo wpłynęła na moją świadomość. Wcześniej nie miałam pojęcia jak ważny jest to temat i jak wiele jest jeszcze do zrobienia w kwestii edukowania ludzi. Często dopóki jakiś problem nie dotknie nas osobiście nie chce nam się zaprzątać nim głowy.
Trzy lata temu zarejestrowałam się w bazie potencjalnych dawców. Byłam przekonana, że po badaniach, jakie przeszłam w związku z planowanym przeszczepem mojej siostry, znalazłam się w bazie automatycznie. Tak jednak nie było. Na szczęście trzy lata temu przychodnia, w której pracowałam w Górze Puławskiej brała udział w akcji „Profilaktyka po Lubelsku”, w ramach której prowadzona jest rejestracja. Skorzystałam z tego i również się zarejestrowałam. W styczniu tego roku zostałam dawcą faktycznym.
• Jak do tego doszło?
– Jesienią ubiegłego roku dostałam telefon z Fundacji DKMS z pytaniem, czy podtrzymuję swoją decyzję i chcę zostać dawcą, bo jest człowiek, który potrzebuje mojej pomocy. Potwierdziłam. Towarzyszył mi oczywiście niepokój, bo było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Jednak chęć pomocy była silniejsza. To niesamowite uczucie, że można komuś uratować życie oddając cząstkę siebie. Trudno to opisać słowami.
• Kto potrzebował pani pomocy?
– Wiem tylko tyle, że to 26-letni Włoch. Otrzymałam też informację, że żyje i przeszczep się udał. I na tym koniec. Polskie prawo jest w tym zakresie mniej restrykcyjne niż włoskie. U nas jest możliwość spotkania dawcy i biorcy, jeśli oboje wyrażą taką wolę. Niestety we Włoszech jest to niemożliwe. Mogę jedynie napisać anonimowy listu do tego mężczyzny. Ze względu na to, że nie mogę podać w nim swoich danych, on nie ma możliwości odpisania. Bardzo żałuję, bo to jest naturalne, że bardzo chciałabym go poznać, spotkać się z nim, porozmawiać. Chociaż najważniejsza jest dla mnie informacja, że żyje i że mogłam mu pomóc.
• Jak wygląda pobranie komórek?
– Choć świadomość dotycząca pobrania i przeszczepów rośnie, to nadal pokutuje dużo szkodliwych stereotypów z tym związanych. Wiele ludzi ma obawy z zostaniem dawcą, bo uważają, że komórki pobierane są z kręgosłupa i można po tym wylądować na wózku inwalidzkim. To absolutna nieprawda. W 80 proc. przypadków komórki pobiera się z krwi obwodowej, a w pozostałych 20 proc. z kości biodrowej. W pierwszym przypadku zabieg wykonuje się bez narkozy, trochę na zasadzie transfuzji, w Instytucie Hematologii i Transplantacji w Warszawie. W moim przypadku konieczne były dwa pobrania, ze względu na większą ilość komórek potrzebnych do przeszczepu. Miałam założone dwa wkłucia do obu rąk. Jednym krew była pobierana, a drugim wracała do mnie, po odfiltrowaniu komórek macierzystych. Zabieg jest bezbolesny. Po pobraniu można się czuć trochę osłabionym, ale nie trzeba zostawać w szpitalu.
• A jeśli komórki pobiera się z kości biodrowej? Czy to boli?
– Podczas pobrania pacjent jest pod narkozą, ale też nie ma skutków ubocznych. Po pobraniu dawca musi jednak zostać w szpitalu, około dwóch-trzech dni.
• Jak przygotowywała się pani do zabiegu?
– Dwa tygodnie przed zabiegiem musiałam przejść komplet szczegółowych badań, żeby wykluczyć ryzyko jakichkolwiek chorób. Przez pięć dni, dwa razy dziennie, trzeba przyjmować także czynnik wzrostu komórek macierzystych (ampułkostrzykawki do podawania podskórnego). To powoduje nadprodukcję komórek szpiku, które przedostają się do krwi. Po przyjęciu tego czynnika można odczuwać objawy grypopodobne. I to tak naprawdę jedyny dyskomfort, poza lekkim osłabieniem po pobraniu.
• Czy dawca ponosi jakieś koszty?
– Żadnych. Fundacja DKMS pokrywa wszelkie koszty związane z dojazdem do Instytutu, opłaca też hotel i wyżywienie. Jedynym skutkiem pobrania jest to, że ratujemy komuś życie. To niesamowite! Dlatego zachęcam do tego każdego. Większa baza dawców to większa szansa na znalezienie bliźniaka genetycznego. Gdyby była taka potrzeba, bez wahania zdecydowałabym się, żeby ponownie zostać dawcą.
1 522 332
to liczba dawców zarejestrowanych w polskim rejestrze prowadzonym przez Poltransplant.
1 377 000 to dawcy z bazy Fundacji DKM, niezależnej działającej organizacji non-profit. Mimo tylu zarejestrowanych potencjalnych dawców, co piąty pacjent nie znajduje swojego bliźniaka genetycznego. Fundacja DKMS działa od 2009 roku. Dotychczas z 1 327 000 zarejestrowanych osób, 5 234 oddało już swoje komórki macierzyste ratując innym życie.
Kto może zostać dawcą
Każdy zdrowy człowiek pomiędzy 18 a 55 rokiem życia, z wagą minimum 55 kg może zarejestrować się jako potencjalny dawca. Zajmuje to tylko chwilę. Polega na przeprowadzeniu wstępnego wywiadu medycznego, wypełnieniu formularza z danymi osobowymi oraz pobraniu wymazu z błony śluzowej z wewnętrznej strony policzka.
Na podstawie pobranej próbki określa się cechy zgodności antygenowej, a jeśli okaże się, że kod genetyczny dawcy zgadza się z kodem genetycznym chorego, wtedy dochodzi do przeszczepu. Każdy, kto chce się zarejestrować powinien mieć ze sobą dokument tożsamości z nr PESEL.
Więcej informacji można znaleźć na stronie www.dkms.pl.