Z lekko pożółkłych zdjęć patrzą na nas gładko uczesani oficerowie lotnictwa. Żywe oczy, fantazja i szyk. Po 90 latach to jedna z nielicznych pamiątek, który pozostałe po tych dzielnych Polakach z II Eskadry Lotnictwa Wywiadowczego.
90 fotografii
– Tato otrzymał przydział do II Eskadry Lotnictwa Wywiadowczego. W lotnictwie służył od 1918 do 1922, cały czas na kresach, m.in. w Równym, Włodzimierzu Wołyńskim. Jak na tamte czasy był człowiekiem wykształconym, bo posiadał małą maturę, czyli ukończył cztery klasy gimnazjum – wspomina Kazimierz Przystupa, syn Feliksa.
Feliks z wojny przywiózł m.in. album ze zdjęciami dokumentującymi służbę w II Eskadrze. 90 unikatowych zdjęć przez lata leżało w rodzinnej szafie, ukryte przed wzrokiem niepożądanych osób. – Wyciągaliśmy je tylko podczas rodzinnych spotkań, aby powspominać, obejrzeć, pokazać historię kolejnym pokoleniom – dodaje pan Kazimierz. Dzięki temu fotosy w doskonałym stanie przetrwały prawie wiek. Dziś są unikatowym zapisem historii.
II Eskadra
Za datę sformowania II Eskadry przyjmuje się 5 listopada 1918 roku. W tym dniu lubelskie lotnisko, wraz z samolotami i sprzętem, zostało przejęte od Austriaków.
Niespełna miesiąc później z Warszawy przybył major pilot Jerzy Syrokomla-Syrokomski, który przystąpił do formowania eskadry. Początkowo wyposażenie oddziału stanowiło pięć samolotów typu Lloyd C.V Fornir.
Na początku 1919 roku jednostka otrzymała nazwę II Eskadra Lotnictwa Wywiadowczego. Formowanie zakończono w marcu 1919 roku, kiedy to eskadrę skierowano do dyspozycji gen. Aleksandra Babiańskiego, operującego pod Kowlem. Wtedy też mjr Syrokomla-Syrokomski rozpoczął organizowanie bazy we Włodzimierzu Wołyńskim.
Wiosną 1920 roku eskadra została przydzielona do udziału w ofensywie na Kijów, ale z powodu braków sprzętowych wkrótce zawrócono ją do Równego, a potem do Łucka. Pomimo bardzo słabego wyposażenia piloci eskadry zaliczyli wiele lotów bojowych.
– Tato opowiadał nam o wielu przygodach z tego czasu. Jeden z jego kolegów został zestrzelony nad terytorium kontrolowanym przez sowietów. Trafił do bolszewickiej niewoli. Długo jednak tam nie posiedział, bo po prostu ukradł Ruskim ciężarówkę i wrócił do eskadry. Na jednym ze zdjęć piloci pozują przy zdobycznym samochodzie z czerwoną gwiazdą na drzwiach – mówi Kazimierz Przystupa.
13 sierpnia 1920 roku eskadra liczyła 6 samolotów i bazowała przy dowództwie frontu środkowego w Lublinie. Pod koniec wojny została skierowana do uzupełnienia w Dęblinie, gdzie doczekała rozejmu i rozformowania.
Spółdzielnia zamiast samolotów
Po wojnie młody Feliks powrócił w rodzinne strony. Ożenił się w Witaniowie, z Zofią (z domu Bojarską). Jednak żywy charakter nie pozwolił mu spocząć na laurach. Prowadził duże gospodarstwo rolne w rodzinnej miejscowości żony.
W latach 30. XX wieku, aż do wybuchu II wojny światowej, pełnił funkcję wójta w gminie Ludwin. Był jednym z założycieli Spółdzielni Spożywców "Ogniwo” w Łęcznej, która przeciwstawiała się żydowskiemu monopolowi w lokalnym handlu. Spółdzielnię założyli miejscowy proboszcz, dziedzic, notariusz oraz najbogatsi gospodarze z okolic Łęcznej. "Ogniwo” miało własny sklep spożywczy oraz ogólnoprzemysłowy.
Feliks Przystupa prowadził księgowość, ponieważ zawsze był biegły w rachunkach. – Do tej pory zachowała się księga rachunkowa "Ogniwa” – mówi Paweł Brodzisz, zaangażowany w drugą część projektu "Łęcznianie – ratujmy od zapomnienia”.
– Podczas zbierania materiałów do drugiej części wydawnictwa natrafiliśmy właśnie na ten unikatowy album. W naszej ocenie to perła, która przetrwała niemal nietknięta przez wszystkie zawieruchy dziejowe, które przetoczyły się przez nasz kraj.
Zdjęcia są w dobrym stanie, choć nie były przechowywane w warunkach muzealnych. – Ale, co najważniejsze, pan Feliks pięknie opisał każde zdjęcie. To kolejny walor tej rodzinnej pamiątki. Ludzie patrzący z fotografii są znani z imienia i nazwiska. Coraz częściej nosimy się z zamiarem wydania tego albumu w formie książkowej – dodaje Paweł Brodzisz.
Kułak
Podczas okupacji Feliks Przystupa działał w Batalionach Chłopskich. Po wyzwoleniu gospodarzył na sporym kawałku ziemi i dalej pracował w swojej spółdzielni, którą z biegiem czasu państwo znacjonalizowało i przekształciło w "GS”.
– W tym okresie album raczej tylko był wyciągany podczas świąt rodzinnych. Ludzie byli zawistni, często donosili na siebie do tzw. władzy ludowej. A że ojciec miał dużo pola, to uchodził za kułaka. I jeszcze ta przeszłość z wojny polsko-bolszewickiej – mówi dziś jego syn. – To było jak podpis pod wyrokiem śmierci.
Już się należał
Feliks Przystupa zmarł w 1970 roku. – Jak przyszli do mnie młodzi ludzie, aby spisać biogram taty do wydawnictwa "Łęcznianie”, to pomyślałem, że nasz album to coś więcej niż rodzinna pamiątka – mówi pan Kazimierz.
– To także świadectwo ważnych wydarzeń z historii naszego kraju. Już dość się należał w szafie, niech zobaczą go inni ludzie.