– Kiedyś ptasi gwar był ogromny, dziś trzeba uważnie nasłuchiwać. Środowisko już zmieniło się na tyle, że nie usłyszymy też roju pszczół czy innych owadów – mówi Agnieszka Tańczuk*.
Czy ostatni rok, gdy cały świat się zatrzymał, był lepszy dla ptaków? Dla całej przyrody?
Agnieszka Tańczuk*: – Ludzie rzeczywiście trochę się zatrzymali, był przecież nawet moment, gdy zamknięto lasy. Ale przyznam, że nie zauważyłam, by w najbliższej okolicy coś się zmieniło jeśli chodzi o liczebność czy skład gatunkowy.
Natomiast opublikowana niedawno nowa Czerwona Księga Ptaków pokazuje zatrważające wyniki. Była dla mnie zaskoczeniem w wielu miejscach.
To, że na liście gatunków zagrożonych wyginięciem jest Kraska czy orlik grubodzioby, którego w Polsce jest tylko 11 par, to wcale nie dziwi. Te gatunki są od lat objęte różnymi projektami ochrony. Ale ptak wodny z rodziny kaczkowatych, który był praktycznie na każdym zbiorniku wodnym, w każdej tzw. kaczej zupie? Dziś świstun jest na tej liście, obok kraski czy orlika.
Obok cietrzewia, dubelta czy puszczyka mszarnego (występuje tylko w Lasach Sobiborskich) znalazła się chociażby czajka. Ptak, który był takim naszym zwiastunem wiosny. Czajki były zawsze, dziś są na granicy wyginięcia.
Co najdziwniejsze – w kategorii narażonych na wyginięcie – obok głuszca, który rzeczywiście jest bardzo rzadkim ptakiem, czy wodniczki, która jest objęta różnymi programami ochrony, znalazła się mewa siwa. Kiedyś najpopularniejszy ptak nie tylko przy morzu, ale przy jakiejkolwiek rzece.
Na liście jest też inny popularny ptak: gawron.
– Czy to nie dziwne? Gawron zawsze nam się kojarzył z miejskim ptakiem. Czytałam niedawno bardzo ciekawy artykuł Adama Zbyryta na ten temat. W 2014 postulował on o to, by ochrona gawrona była bardziej ścisła, bo w przeciągu ostatnich 20 lat to się zmieniało. Dziś ochrona tego gatunku jest dwojaka – w miastach częściowa, poza miastem ścisła. To dlatego, że populacja gawrona spada. Szacuje się, że w ostatnich latach o 4 proc., a w niektórych regionach nawet o 5 proc. To bardzo dużo.
Ale przecież gawronów czasem jest tyle, że miasta decydują się płacić za ich płoszenie.
– Wielu z nas nie jest w stanie odróżnić gawrona od innych krukowatych, jak na przykład kawki. Gawron, który kiedyś żył głównie na wsiach, dziś się z terenów wiejskich wycofuje.
Dlaczego?
– Wieś się zmienia. Jest coraz mniej małych gospodarstw i różnorodnych upraw, a coraz więcej wielkich, gdzie stosuje się ogromne ilości nawozów sztucznych. Mam też wrażenie, że ludzie w miastach nie lubią gawronów. Czarne ptaki źle się kojarzą. Jest całkowity zakaz płoszenia tych ptaków, a ja takie zachowania obserwuję praktycznie codziennie. Niszczy się też gniazda, np. przy kościołach, na cmentarzach.
Ludzie myślą, że gawrona jest w mieście tak dużo, bo się nie mieści na polach i łąkach. Tymczasem sytuacja jest kompletnie odwrotna – ptaki przylatują do miast, bo na wsi nie mają możliwości się posilić. I tu rzeczywiście znajdują jedzenie, ale to często misja samobójcza. Miasto to ostateczność. Ptaki lecą do miasta, bo nie mają wyjścia.
Nie tylko gawrony wybierają miasto.
– Na przykład takie dzierlatki. Kiedyś wielkimi stadami chodziły za koniem po polu i wybierały z ziemi smakołyki. Dziś już ich na wsi nie ma. Wszystkie dzierlatki, która ja w życiu widziałam, zawsze były przy sklepach. Tam szukały pokarmu.
Ciągną też do miast wszelkie rodzaje sikorek, a mamy aż sześć gatunków. Na początku roku do karmnika państwa Sitko spod Warszawy przyleciała sikorka lazurowa! Ptak, który w naszych kraju praktycznie nie występuje, najbliżej mieszka na Białorusi. Niesamowita sytuacja.
Widziałam zdjęcia z tego podwórka – kilkadziesiąt osób z aparatami czeka aż niebieska sikorka przyleci do karmnika. Niektórzy jechali z drugiego końca Polski.
– Był to pierwszy pojaw tego ptaka w Polsce od 2014 r. W miastach jest też coraz więcej sikor, które żyły w lasach i stroniły od człowieka, jak czubatki, sosnówki, sikorki ubogie czy czarnogłówki. One wszystkie przylatują dziś do karmników. Kiedyś było to nie do pomyślenia.
A dlaczego praktycznie nie ma już wróbli?
– Zawsze było ich pełno: i na wsi, i w mieście. Ale to gatunek bardzo wrażliwy na zmiany klimatyczne, na zanieczyszczenie środowiska. Dziś nie jest łatwo spotkać wróbla. Dziś miejsce wróbili zajęły mazurki.
I jeszcze sowy, które w miastach żyją rzadko, ale można je spotkać na przykład na naszych górkach czechowskich. Tej zimy kolega zaobserwował tam dziewięć osobników uszatek.
Generalnie przez lata zmieniły się zwyczaje sów. Kiedyś płomykówka jak większość naszych sów mieszkała w lasach. Gniazdowała w dziuplach drzew. Dziś zdecydowanie chętniej wybiera miejsca w pobliżu siedzib ludzkich np. na wieżach kościelnych, jeśli są otwarte, na strychach.
Podobnie z pójdźką, która zawsze była sową typowo wiejską, która lubi robić sobie gniazda w ogłowionych wierzbach. Dziś ona również lgnie do miasta, bo tu ma więcej pokarmu.
Ja za oknem mam jesiony. Codziennie widzę na nich stada gili. Ale widuję też krogulca, kilka gatunków dzięciołów, w tym najmniejszego dzięciołka, który się świetnie w mieście czuje. Czy pełzacz leśny, który przylatuje pod moje okno z górek czechowskich.
Lublin jest bardzo ciekawym miastem jeśli chodzi o szatę roślinną i różnorodną rzeźbę terenu. Płuca miasta, czyli górki czechowskie, położone są na wzgórzach. Górki to takie miejsce gdzie każde zwierze czuje się dobrze. Są tu gatunki typowo parkowe, ale też leśne, drapieżne. Tej zimy obserwowaliśmy np. myszołowa włochatego. To nasze ostatnie takie bastiony.
To prawda, że wiele lat temu ta szata była bogatsza, a teraz jest coraz więcej nawłoci. Liczba owadów też zdecydowanie zmalała. Ale ptakom ta nawłoć tak bardzo nie przeszkadza, bo np. szczygły wydłubują sobie nasionka.
Przylatują do miast, by jeść, ale gdzie one ten pokarm znajdują?
– Poczynając od karmników, a świadomość ludzi w tym zakresie jest coraz większa. Druga sprawa to fakt, że w mieście jest zawsze o kilka stopni cieplej. Jest też mniej drapieżników.
Jest większe niż na wsi zanieczyszczenie, ale za to nie ma tych wszystkich nawozów w glebie, które zostają tam na wiele lat. Jeśli ktoś pyta, czy dokarmiać ptaki, to jak bardziej dokarmiać. Jak tylko się da, chociaż z rozwagą.
Jak pomóc, by nie zaszkodzić?
– Po pierwsze nie karmić ptaków chlebem. Może nie wszyscy się tego nauczyli, ale jest duży postęp. Ptaki będą jadły wszystko, większość tych żyjących w miastach jest wszystkożerna. I padlinę, i chleb. A pieczywo to takie nasze łakocie, słodycze. Chętnie to jedzą, ale jest szkodliwe. Zwłaszcza dla ptaków wodnych. Za dużo chleba to jedna z przyczyn anielskiego skrzydła. Oczywiście nie wszystkie ptaki na ta chorobę zachorują, ale wiele tak.
To czym karmić?
– Orzechy, rodzynki, nasiona, ale przede wszystkim ziarna słonecznika. Sikory czy dzięcioły uwielbiają mieszanki, które bardzo łatwo można zrobić w domu. Niełuskany słonecznik topimy w jedną masę ze smalcem. Do pudełeczka lub – dla dzięciołów – wetrzeć w korę. Gotowe kulki można też kupić w sklepie. Dla miękojadów gotowana kasza, niesolone gotowane warzywa, przekrojone jabłko. A dla grubodziobów pestki z kompotu.
Ptaki zaczynają na gwałt szukać pokarmu przy pierwszych mrozach. I jeśli zaczniemy je dokarmiać to trzeba być konsekwentnym. Gdy nagle przestaniemy to ten ptak, i jego koledzy, którym dał znać o fajnej stołówce, nagle zostaną bez środków do życia. Mogą nie zdążyć znaleźć następnego miejsca i zginąć z głodu.
Czy to możliwe, że za naszego życia wyjdziemy z domu i już żadnego ptaka nie usłyszymy?
– Oczywiście. Kiedyś przecież ten ptaki gwar był ogromny. Dziś trzeba nasłuchiwać. Środowisko już zmieniło się na tyle, że nie słyszymy też roju pszczół czy innych owadów.
Klimat się zmienia, wysychają bagna i torfowiska, naturalne środowiska dla wielu owadów i innych zwierząt. Mam cichą nadzieję, że dzięki tym obecnym zaspom śniegu wiosną będzie więcej wody i niektóre miejsca odżyją.
Degradacja środowiska zaczyna się od małych miejsc, a potem idzie falowo, ale stopniowo. Więc my tej fali nie widzimy, tak jak nie widzimy topnienia lodowców. Ale to się dzieje. Któregoś dnia się obudzimy i tego wszystkiego nie będzie.
Naukowcy biją na alarm, że najszybciej wymierają owady.
– Tak. A najszybciej znikają motyle. Powód jest ten sam, co przy ptakach – intensyfikacja rolnictwa. Próbujemy wycisnąć ziemi ile się da. Większość gospodarstw uprawia rzepak i kukurydzę. Ale proszę się przyjrzeć. Mimo, że jest słoneczna i bezwietrzna pogoda, to nad tym rzepakiem praktycznie nic nie lata. Mozaik różnorodnych upraw już praktycznie nie ma.
Takich łąk gdzie różne rośliny są pokarmem motyli w różnych stadiach ich rozwoju też jest bardzo mało. Dlaczego dziś nie mamy tak kiedyś pospolitego bielinka kapustnika? Bo on na dzisiejsza kapustę nawet nie spojrzy. Ona jest tak genetycznie zmodyfikowana, że owad jej nie rozpoznaje.
Czerwona lista ptaków Polski
W połowie stycznia 2021 Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Ptaków (OTOP) opublikowało nową edycję spisu zagrożonych gatunków pod koniec 2020 roku. To pierwsze tak kompleksowe zestawienie od 2002 roku. OTOP, wspólnie z naukowcami z Muzeum i Instytutu Zoologii PAN i z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, prowadził analizy w oparciu o metodykę Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN), wykorzystując ok. 1,4 miliona obserwacji z lat 2010-2019, pochodzących głównie z programu Monitoringu Ptaków Polski oraz z portalu Ornitho. Analizami objęto 230 gatunków ptaków, a badaniom poddano trzy kluczowe parametry: liczebność, zasięg i trend populacji.
Zgodnie z informacjami zawartymi w raporcie, w ciągu 200 lat obserwacji w Polsce wymarło 16 gatunków ptaków, a 47 kolejnych jest zagrożonych. To o 30 proc. więcej niż w poprzednim spisie z 2002 roku. Obecnie 12 gatunków ptaków uznaje się za krytycznie zagrożone (CR), 10 za zagrożone (EN), a 25 za narażone (UV).
Wśród gatunków krytycznie zagrożonych jest m.in. świstun, rycyk, rybitwa czubata, błotniak zbożowy, kraska czy dzierzba czarnoczelna. Na listę zagrożonych trafiły też lepiej znane gatunki – w tym gawron, słowik szary, mewa siwa, czajka i przepiórka.
Najbardziej zagrożone grupy ptaków to siewkowe i blaszkodziobe. Od 61 do 70 proc. gatunków w tych grupach wymaga pilnej szczególnej ochrony. Dominujące typy siedlisk, w których występują ptaki zagrożone, to mokradła i łąki w dolinach rzek, zbiorniki wodne i rzeki, a także wybrzeże morskie.
Czerwona lista uwzględnia także przypadki odbudowy populacji i obniżenia statusu zagrożenia. Jednym z nielicznych przykładów jest sokół wędrowny. Łącznie gatunków, których status ochrony się poprawił, jest zaledwie osiem.
* Agnieszka Tańczuk - Absolwentka filologii angielskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim i paleobiologii na Uniwersytecie Opolskim. Pracuje jako nauczyciel języka angielskiego, po godzinach bada ważki i motyle. Na Facebooku prowadzi fanpage Świat Motyli. Entomologia to nie tylko jej pasja, ale i plan na dalszą karierę naukową.