• Rząd postanowił wypowiedzieć wojnę dyskryminacji Polek. Niedawno przyjął krajowy program na rzecz kobiet. Żyjemy w XXI wieku a tu okazuje się, że potrzebne są specjalne programy. Dlaczego kobiety są nadal dyskryminowane?
– Cóż, żyjemy w określonym kręgu kulturowym. Mam na myśli chrześcijaństwo. Kobieta – począwszy od Księgi Rodzaju, gdzie opisano jej stworzenie z żebra Adama – jest postrzegana jako towarzyszka mężczyzny, postać drugoplanowa. Przez lata ta pozycja była utrwalana. Mieliśmy martyrologię mężczyzn i cierpiennictwo kobiet. I to cierpiętnictwo do dziś przetrwało, bo wiele kobiet podświadomie uważa, że nie mają prawa wysunąć się o krok przed mężczyznę, że powinny siedzieć i pilnować domu. Więc nawet kiedy kobieta robi karierę, czuje się rozdarta. Żyje z poczuciem winy, że zaniedbuje rodzinę i dom. Dochodzi też biologia – mniejsza siła fizyczna, cykle rozrodcze, wyłączające z czynnego życia – to też elementy, które zdecydowały o pozycji kobiet.
• Biologii nie da się zmienić...
– Nie widzę przeciwwskazań, żeby kobiety sprawdzały się wyłącznie w roli matek i żon. Ale nie ma też powodów, by nie mogły realizować się intelektualnie, np. w roli szefa firmy. Tymczasem badania pokazują, że brakuje kobiet na kierowniczych stanowiskach.
• Może kobiety są po prostu głupsze od mężczyzn?
– Żadne badania na to nie wskazują. Powód takiej sytuacji tkwi w stereotypowym pojmowaniu ról życiowych mężczyzny i kobiety. Mężczyźni, co prawda coraz rzadziej chodzą na wojnę, ale kobiety nadal odsyłane są do pilnowania ogniska.
• A jeśli zwyczajnie wolą tam siedzieć?
– Nie wszystkie. Tym jednak, które chcą coś osiągnąć, bardzo często kłody pod nogi rzucają mężczyźni. Nie będę gołosłowna. Ile kobiet startowało w ostatnich wyborach z pierwszych miejsc na listach? A te listy ustalają właśnie mężczyźni! Proszę rozejrzeć się po różnych firmach. Ile kobiet ma kierownicze stanowiska choćby w waszej redakcji? Podejrzewam, że niewiele. I wszędzie jest podobnie. Praktyka europejska już pokazała, że kobiety nie są w stanie same tego zmienić. Do tego potrzebna jest współpraca kobiet z mężczyznami, dialog, a nie wojna płci. Myślę, że najnowszy program rządu (zdominowanego przecież przez mężczyzn) jest najlepszym dowodem na to, że taki dialog jest możliwy.
• Wnoszę z tego, że rządzący mężczyźni wreszcie zrozumieli, że w Polsce kobiety są jednak dyskryminowane?
– Zdecydowanie tak. Nieporozumieniem są już przecież podręczniki szkolne, które pokazują matki wyłącznie w kuchni. Nie bez znaczenia jest też oświata seksualna, dostęp do antykoncepcji, czego dowodem są choćby ostatnie wydarzenia w Czerniejowie. Dyskryminacja kobiet to bardzo szeroki problem, w którym mieści się wachlarz różnych spraw. Jest w nim i przemoc domowa i prawo do takiego samego wynagrodzenia czy takiego samego wymiaru pracy do emerytury, bezrobocie kobiet, trudniejszy dostęp do pracy.
• Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy kobiety w ogóle skorzystają na tym programie i czy funkcje pełnomocników są komukolwiek potrzebne...
– Pierwszym moim krokiem będzie ustalenie stałych dyżurów, by kobiety, które czują się dyskryminowane, mogły bezpośrednio się ze mną kontaktować. Czekam też na listy. Chcę stworzyć kobietom możliwości uzyskiwania rzetelnej porady prawnej.
• I sądzi pani, że to pomoże w zmianie stereotypu?
– Trzeba czasu, żeby zmienić ugruntowane od lat przekonania. Wchodzimy do Unii Europejskiej i program na rzecz kobiet ma służyć zbliżeniu praw Polek do praw innych członkiń wspólnoty. Najważniejsze, by polskie kobiety same sobie wreszcie uświadomiły, że prawa człowieka to również prawa kobiet.