Rozmowa z Andrzejem Mathiaszem, który wymyślił konkurs filmowy "Lublin is coming”
• Dużo ludzi w Lublinie kręci filmy?
• Czyli konkursowe prace powinny przysypać jurorów na amen, a gala, w czasie której zobaczymy najlepsze, będzie trwała i trwała...
• Ile?
• Można zgarnąć 5 tysięcy za nakręcenie filmu trwającego
• Oprócz wymogu czasu - nie więcej niż 3 minuty - innych ograniczeń twórcy nie mają?
• Co się stanie z tymi filmami?
- To jest cały gwóźdź tego pomysłu. Filmiki będą sukcesywnie trafiały do Internetu. Opatrzone logo miasta, napisami i jeśli będzie trzeba, tłumaczeniem tekstów. Taka zmasowana akcja na przykład na You Tube. Sukcesywnie, co kilka dni, na przykład przez 3 miesiące będzie się pojawiał nowy filmik lubelski. Ludzie się będą nimi wymieniać, podsyłać sobie linki. Taka jest nasza idea. Oprócz tego, prace spełniające techniczne wymogi emisji będzie pokazywał lubelski oddział Telewizji Polskiej.
• Internet to fajne, bardzo pojemne miejsce otwarte na cały świat...
- ...ale właśnie z tego powodu autorzy muszą się zastanowić czy ich film będzie zrozumiały dla każdego.
• A co będzie, jeśli się okaże, że miasto promuje się w Internecie filmem, którego autor, że tak powiem pożyczył sobie czyjąś muzykę, zdjęcia i jeszcze gdzieś pomysł?
- W regulaminie konkursu jest paragraf mówiący o tym, że nadesłanie przez uczestnika filmu jest równoznaczne z oświadczeniem, iż jest on autorem filmu i posiada wszelkie prawa autorskie na wszystkie elementy składowe. Ma też zgodę występujących w filmie osób na wykorzystanie i upublicznienie ich wizerunków.
• Lublin jest fotogeniczny?
- Bardzo. Moi znajomi z Krakowa i innych miast są nim zachwyceni.
Rozmawiała Agnieszka Dybek