(Fot. Jacek Świercz
Swoją historię Norbert z domu dziecka opowiedział w świątecznym Magazynie Dziennika Wschodniego. Szczerością poruszył wielu ludzi. Dzięki nim zmienia dziś swoje życie.
• 22 grudnia 2010 roku skończyłeś 18 lat, dwa dni później ukazał się reportaż o tobie. Coś się od tamtego momentu zmieniło w twoim życiu?
– Wszystko się zmieniło. Poczułem, że komuś na mnie zależy, że moje życie jest coś warte. Zawsze myślałem, że jestem bezwartościowy, nikomu niepotrzebny i że na nikim nie mogę polegać. A tu się okazało, że kogoś interesuje moje życie. Mało tego: że ktoś bezinteresownie chce mi pomóc, wyciąga do mnie rękę.
• Trudno ci było w to uwierzyć?
– To był dla mnie szok! Chyba wciąż do końca nie wierze, że obcy ludzie mogą być tak otwarci i życzliwi. To największe pozytywne zaskoczenie w moim życiu.
• Co najbardziej poruszyło cię w reakcji ludzi na twoją historię?
– Największe wrażenie zrobiły na mnie słowa otuchy; że jestem coś wart i nie mogę się załamywać. Nikt mi nigdy w życiu nie powiedział, że jestem wartościowym człowiekiem. Wręcz przeciwnie, zawsze słyszałem, że jestem do niczego i po co w ogóle się urodziłem. Byłem dzieckiem nieplanowanym i niechcianym. Dopóki mama żyła, to jeszcze czułem się potrzebny, a potem było coraz gorzej. Byłem samotny i nikomu niepotrzebny. Jako dziecko miałem dwie próby samobójcze.
• Nie chciałeś żyć?
– A co ja miałem za życie? Nie chcę nawet wracać do tego, co było. Wolę zapomnieć. Ostatni rok to w ogóle żyłem na jakimś marginesie życia. Nie chciałem wracać do domu dziecka, ukrywałem się i czekałem na swoje 18 urodziny, żeby już być tym dorosłym i przestać uciekać.
• Wierzyłeś, że ta data coś zmieni w twoim życiu?
– Nie wierzyłem. Nie miałem żadnych marzeń. Chciałem po prostu przestać się ukrywać. Nic innego nie mogło się zmienić, bo jakim cudem?
• A jednak się zmieniło...
– Dosłownie wszystko. To, że ludzie zaczęli we mnie wierzyć sprawiło, że sam w siebie uwierzyłem i zacząłem działać. Myślałem: skoro ludzie widzą we mnie człowieka, wyciągają do mnie rękę, to ja nie mogę ich zawieść.
• Co zrobiłeś?
– Najważniejsza sprawa: wróciłem do szkoły. 5 lutego zaczynam naukę w 3 klasie gimnazjum. Zostałem przyjęty do szkoły i nie ma już odwrotu. To otwiera mi drogę, by starać się o rentę rodzinną. Czyli nie będę już wegetować. W końcu poszedłem do lekarza, zacząłem się leczyć. A mam poważne problemy ze zdrowiem, które zaniedbałem. Teraz chodzę po lekarzach, bo chcę być zdrowy, chcę po prostu żyć.
• Czy nasi czytelnicy mieli swój udział w realizacji twoich planów?
– Ogromny. Podam choćby taki przykład: Od pani Marzeny, która w Internecie przeczytała reportaż, dostałem komputer. Nigdy w życiu nie miałem kontaktu z komputerem, więc to było dla mnie wielkie przeżycie. Żeby nauczyć się pisać, zacząłem przepisywać książkę kucharską.
Szybko się uczę, więc już umiem pisać na komputerze. Mam satysfakcję, że czegoś się nauczyłem, wreszcie się rozwijam. Chcę pisać swój blog. Zacząłem dzień po dniu spisywać, co robię, myślę, czuję, jakie mam plany. To jakoś porządkuje moje życie. Chciałbym, żeby ten mój dziennik ludzie mogli przeczytać w Internecie, żeby zobaczyli, jak zmienia się moje życie. Kiedyś to wszystko wydawało mi się to nierealne, nieosiągalne. A jednak marzenia się spełniają.
• O czym marzysz?
– Marzę, żeby znaleźć stancję i wyrwać się z tego miejsca, w którym żyję. Chcę zacząć żyć od nowa i zapomnieć o tym, co było. To pierwsze, największe marzenie. Drugie jest takie, żeby skończyć gimnazjum, a potem szkołę kucharską. Chce być kucharzem. Lubię i umiem gotować. Nawet pierogi potrafię ulepić, a sosy to moja specjalność. Chyba byłbym dobrym kucharzem.
• A z takich marzeń osobistych?
– To marzenie numer trzy: założyć rodzinę. Chciałbym mieć dwoje dzieci naturalnych i jedno adoptowane z domu dziecka. Ta rodzina byłaby przeciwieństwem tej, w której ja się wychowałem. Dzieciom będę mówił, że są mądre, kochane i najważniejsze. Na pewno będę je rozpieszczał. W moim domu oczywiście byłyby też zwierzęta: kot, pies, kanarek, królik, chomik. Dużo kwiatów, bo je uwielbiam.
• Uda się?
– Jeśli będę bardzo chciał, to tak. Dlatego te trzy marzenia spisałem w zeszycie. Codziennie do niego zaglądam i myślę, co zrobiłem, by być bliżej ich realizacji. Dziś wydaje mi się, że mogę osiągnąć wszystko. Ja już nie idę, nie biegnę, ale wręcz uciekam do przodu.