Skarby w zaginionych ciężarówkach, bursztynowa komnata na dnie Bałtyku, a może depozyt z września 1939 roku – czy któraś z tych zagadek zostanie rozwiązana?
Piotr Koper, ten sam od złotego pociągu na 65 kilometrze linii kolejowej Wrocław-Jelenia Góra, tym razem tropi trzy niemieckie ciężarówki, być może wyładowane cennymi eksponatami z muzeum w Zgorzelcu.
Na tropie konwoju
Jak podaje Dziennik Wałbrzych.pl, Piotr Koper z ekipą rozpoczęli badania geofizyczne akwenu nieopodal granicy z Niemcami. Koper poszukuje konwoju ciężarówek, który w marcu 1945 wyruszył z ostatnią misją spod gmachu muzeum z (wówczas) Goerlitz. Koper liczy, że ciężarówki skrywają depozyt muzealny. Poszukiwacz twierdzi, że dotarł do świadka, który wskazał badany akwen. Ciężarówki miały wjechać na lód. Ładunki wybuchowe zrobiły swoje, konwój poszedł na dno.
Dziś Piotr Koper z ekipą, po uzyskaniu wszystkich pozwoleń, szuka domniemanego depozytu, stosując technikę georadarową. Po zakończeniu badań bezinwazyjnych, analizie danych, pod wodę zejdą nurkowie, którzy zbadają dno podobno pokryte kilkumetrową warstwą mułu.
– Do rewelacji o konwoju w jeziorku odnoszę się sceptycznie. Podobnie, jak reagowałem temat zapowiedzi odkrycia złotego pociągu na 65 kilometrze. Moim zdaniem jest to tylko zagrywka marketingowa – mówi ROBERT KMIEĆ, lubelski geofizyk, właściciel firmy GPRSystem, zajmującej się radarowymi systemami pomiaru gruntów. – Sprawa ciężarówek ze Zgorzelca jest znana od 30 lat. Na razie nikomu nie udało się potwierdzić istnienia tego konwoju, a tym bardziej coś znaleźć. Do tych rewelacji podchodzę z dużą rezerwą. Osobiście znam ze 30 informacji o zaginionych ciężarówkach pełnych zrabowanych skarbów. Tylko jedna się potwierdziła, i to za sprawą Anglików – dodaje Robert Kmieć.
Dwie ciężarówki
Przy okazji rozmowy na temat tajemniczych konwojów Robert Kmieć poruszył sprawę depozytu z września 1939 roku, w którą byli zamieszani Anglicy.
– W wrześniowej zawierusze z Warszawy wyruszyły w kierunku Brześcia dwie ciężarówki z cennym depozytem numizmatów, w sporej części złotych – opowiada Robert Kmieć.
Konwój przebijał się zatłoczonymi drogami. Oba auta powoli zbliżały się do Brześcia, prawdopodobnie zahaczając o północną część dzisiejszego województwa lubelskiego.
– Jedna z maszyn nie wytrzymała trudów podróży i odmówiła dalszej jazdy. Awaria była nie do usunięcia. Załoga nie miała innego wyjścia, utopiła ciężarówkę w rzece lub w jeziorze. Nie wiadomo – opowiada Robert Kmieć.
Druga ciężarówka dotarła do Brześcia, ale tam zaczęli już atakować sowieci. Konwojenci skierowali się w kierunku Rumunii. Dotarli na miejsce, przekroczyli granicę. Kierowali się w kierunku Francji. Niestety padła kolejna maszyna. – Pojazd z depozytem ukryli – dodaje Robert Kmieć.
Byłaby to kolejna opowieść o ukrytym skarbie, gdyby nie dokumenty. – Konwojentom udało się dotrzeć do Francji. Zeznali polskim i angielskim służbom wojskowym, gdzie dokładnie ukryli drugą ciężarówkę – opowiada Robert Kmieć. Za sprawą Anglików z latach 60. minionego wieku udało się tę drugą ciężarówkę odnaleźć. Pierwsza podobno wciąż gdzieś spoczywa na dnie.
Skarby na dnie Bałtyku?
W wrześniu Polskę obiegła sensacyjna wiadomość, że ekipa Baltictech, Centrum Nurkowania z Gdyni, odnalazła na dnie Bałtyku parowiec Karlsruhe łączony z transportem legendarnej Bursztynowej Komnaty. Parowiec, jako ostatni statek wypłynął z Piławy (port Królewca) 12 kwietnia 1945, tuż przed wkroczeniem Rosjan.
Na pokład zaokrętowało się 150 żołnierzy pułku „Herman Gornig”, 25 robotników kolejowych oraz 888 uchodźców, w sumie 1083 osoby.
– Według dokumentów na statek załadowano od 300 do 360 ton towarów drobnicowych – mówi Łukasz Piórewicz z Baltictech. Pod Helem utworzony został konwój składający się z 4 frachtowców i 3 trałowców. Konwój wypłynął z Helu 12 kwietnia wieczorem. Nad ranem, 13 kwietnia, został zbombardowany przez radzieckie samoloty, Karlsruhe zatonął w ciągu 3 minut. Uratowano tylko około 100 osób.
W zeszłym tygodniu ekipa Baltictech zakończyła kolejną wyprawę badawcza wraku Karlsruhe.
– Tym razem bez nurkowania, tylko przy pomocy sprzętu elektronicznego – dodaje Łukasz Piórewicz. Przez 3 dni roboty zbadały około 4 km kw. dna oraz penetrowały wrak, dostarczając wiele cennego materiału wideo.
Wiosenna wyprawa
Po dokładnym zbadaniu dna wokół Karlsruhe, udało się potwierdzić obecność drugiego wraku, oddalonego tylko 550 metrów od „naszego” parowca. – Czy jest to jednostka powiązana z wydarzeniami z 13 kwietnia 1945, pokażą kolejne eksploracje – dodaje Łukasz Piórewicz.
Badania wykazały, że wokół wraku, a zwłaszcza przed jego dziobem, zalega mnóstwo wyposażenia. – Na dnie natrafiliśmy na sprzęt wojskowy, 10 skrzyń i masę innych drobiazgów – wylicza Łukasz Piórewicz.
Cześć skrzyń była otwarta. Zawartość jednej z nich, ze specjalnymi uszczelkami gumowymi, daje nadzieje że są to jakieś cenne przedmioty. – Specjaliści z Marynarki Wojennej, twierdzą że mogą to być elementy wojskowej optyki – dodaje Piórewicz. Zawartości pozostałych skrzyń robot nie był w stanie jednoznacznie określić.
– Na wiosnę szykujemy wyprawę, aby dokładniej zbadać „nasz” parowiec. Na morzu spędzimy 7 dni. Być może wydobędziemy cenne depozyty – dodaje Piórewicz.
Pod koniec rejsu badacze uczcili minutą ciszy śmierć niemieckich uchodźców i radziecki lotników. – Magii całemu wydarzeniu dodała tęcza, która ukazała się dokładnie w tym momencie – kończy Piórewicz.