Rozmowa z Katarzyną Cebulak, projektantką artystycznych mebli z Lublina, która wzięła udział w najbardziej prestiżowych w Europie targach wnętrzarskich Milan Design Week w Mediolanie
Trudno dostać się na Milan Design Week?
- To najważniejsza impreza wnętrzarska w Europie. Biorą w niej udział setki wystawców z całego świata. To nie tylko firmy, projektanci i architekci, którzy mają już ustaloną pozycję na rynku, ale również początkujący twórcy, którym dedykowana jest nawet jedna z grup wystaw. W ramach jednej z nich - Ventura Station - miałam okazję pokazać swoje meble. Można było na niej również obejrzeć projekty dwóch innych Polek, które mieszkają jednak za granicą. Na tej wystawie nasz kraj, wśród 40 wystawców z całego świata, reprezentowałam tylko ja. To dla mnie ogromne wyróżnienie i sukces.
Nie jest to jednak takie proste. Zgłoszone wcześniej projekty oceniają kuratorzy wystawy i wybierają te, które mogą zostać pokazane. Do zgłoszenia trzeba dołączyć opis projektu razem ze zdjęciami lub wizualizacjami. Podstawą opisu musi być koncepcja mebla. To nie może być coś przypadkowego, za świetnym projektem musi iść idea. Przestrzega się tego bardzo restrykcyjnie. W tym roku miałam okazję rozmawiać z architektem z Włoch, który ma bardzo dobre projekty, ale nie udało mu się dostać na tegoroczną edycję, bo zabrakło w nich koncepcji.
Jaki był pani pomysł na meble, które można było obejrzeć podczas targów?
- Inspiracją była chińska gra tangram, która polega na układaniu różnych form z elementów w dwóch kształtach. Można z tego stworzyć nieskończoną ilość form. Podobnie jest z frontami moich mebli, które są wykonane z kolorowych elementów geometrycznych. Każdy ma magnes, dzięki czemu każdy może je ułożyć według uznania. To sprawia, że nawet jeśli ktoś zamówi taki sam mebel, to nigdy nie będą one jednakowe. To właśnie ta interaktywność była dla mnie ważna.
Jak reagowali na pani projekty odwiedzający targi?
- Reakcje były bardzo pozytywne, ale ludzie dziwili się, że jestem z Polski. U nas ta dziedzina sztuki jeszcze raczkuje. Nie ma aż takiej świadomości, jak w Europie Zachodniej. Tam znacznie więcej osób interesuje się designem i chce mieć oryginalnie urządzony dom czy mieszkanie. Dlatego poszukują unikatowych projektów, za które są też w stanie więcej zapłacić. W Polsce nadal jest jeszcze tendencja do unifikacji i kopiowania gotowych rozwiązań z katalogów wnętrz. Chodzi również o kwestie finansowe. Za artystyczne meble, własnoręcznie wykonane trzeba zapłacić więcej niż za gotowe ze sklepu. Moje, w zależności od formy, kosztują od 3 do 8 tysięcy złotych. Na razie większość klientów zdobywam za granicą. Moje meble są wystawione w holenderskim i francuskim sklepie internetowym.
(Fot. Archiwum Katarzyny Cebulak)
Skąd takie zamiłowanie do mebli?
- Jestem absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, studiowałam na wydziale tkaniny i ubioru. Potem ukończyłam podyplomowe studia w Krakowie z projektowania wnętrz i mebli. W 2010 roku udało mi się uzyskać dotację na własny biznes i od tego czasu cały czas buduję swoją markę. To firma rodzinna, bo zainteresowanie meblami odziedziczyłam po tacie, który zajmował się nimi jako stolarz i konserwator. Meble łączą w sobie różne formy artystycznej ekspresji malarstwa, rzeźby, a także kolorów i faktur. Projektując je mogę się wyżyć artystycznie na różnych poziomach. To mnie najbardziej w takim projektowaniu pociąga.
Myślała pani o wyjeździe za granicę?
- Firmę założyłam tutaj i na razie chcę działać na polskim rynku. Z Lublinem wiąże mnie też praca wykładowcy w Lubelskiej Szkole Sztuki i Projektowania. To nie przeszkadza mi oczywiście w pozyskiwaniu klientów za granicą i uczestniczeniu w międzynarodowych imprezach. Oprócz Milan Desin Week w ubiegłym roku miałam też okazję wziąć udział w biennale wnętrz w Belgii oraz targach designu w Londynie.
Fakt, że polski rynek dla takiego projektanta jak ja, jest znacznie trudniejszy. Trudniej jest zacząć. Zagraniczne uczelnie uczą nie tylko techniki, ale również autopromocji, PR-u, ja muszę w tej kwestii polegać na własnych doświadczeniach i czasem uczyć się na błędach.