Rozmowa z Katarzyną Dąbrowską, Miss Polonia Dziennika Wschodniego 2009.
– Dla mnie jest zdecydowanie cenniejszy. To znaczy, że zostałam doceniona przez ogół odbiorców, a nie tylko przez wąską grupę ekspertów. Chociaż wiadomo, że ocena jurorów też się liczy – to w końcu przepustka do następnego etapu.
W którym momencie odpadłaś?
– Dotarłam aż do półfinałów Miss Polonia. To spory sukces, ale szkoda że musiałam odpaść tuż przed finałem.
Liczyłaś na zwycięstwo?
– Właściwie nie, to była przede wszystkim dobra zabawa i przygoda. Dlatego nie przygotowywałam się jakoś szczególnie. Po prostu warto przeżyć coś takiego. Zawsze, kiedy oglądałam wybory w telewizji zastanawiałam się, jak to jest być misską. Ciekawiło mnie, jak to wszystko wygląda od kuchni. I w końcu wystartowałam. A właściwie… przegrałam zakład z koleżanką. Udział w wyborach był przedmiotem tego zakładu.
Czy wybory na szczeblu miejskim i wojewódzkim różnią się od tych ogólnopolskich?
– Diametralnie. Po pierwsze, przyjeżdża na nie setka dziewczyn z całej Polski. Eliminacje też wyglądają inaczej. W komisji siedzą przedstawiciele biura Miss Polonia i była Miss Polonia. Kandydatki odpowiadają na pytania. Ja trafiłam na pytanie w języku angielskim. Na szczęście nie mam problemu z językiem, ale trema jest o niebo większa.
Śledziłaś ranking wyborów Dziennika Wschodniego?
– Byłam ciekawa, ale nie musiałam. Siostra zdawała mi relację na bieżąco. Właściwie wygrałam w ostatniej chwili, przeważyło zaledwie klika głosów. Zaskoczenie i radość były tym większe. Przypomina mi o tym wielki pluszowy miś – jedna z nagród.
Pamiętasz ile sms-ów dostałaś?
– Bardzo dużo, około tysiąca. Jeszcze dzisiaj ta liczba jest dla mnie zaskakująca.
Będzie cię można jeszcze zobaczyć na wyborach Miss Polonia?
– Nie zamierzam już startować, to była jednorazowa przygoda. Natomiast modeling jak najbardziej, ale przy okazji. Przede wszystkim myślę o studiach, jestem w trakcie pisania pracy licencjackiej. Na tym mi teraz najbardziej zależy.