- Wszystko zaczęło się sześć lat temu, po tym jak rozstałem się z żoną - opowiada Eugeniusz Jakóbczyk, przedsiębiorca z Kraśnika, który hoduje ozdobne kury. - Mam jedne z największych kur na świecie i te najmniejsze też. Sarema waży zaledwie 30 dekagramów. Hoduję też taką, której ogon w ciągu roku przyrasta o kilkanaście centymetrów. Obecnie mam 64 gatunki kur, ponad 300 ptaków sprowadzanych z całego świata. Mój syn mieszka we Francji i stamtąd raz jajka, a raz kurczaki mi przywozi.
Kury przy zakładzie
Zakład produkujący kosiarki elektryczne pan Eugeniusz prowadzi od lat 60-tych ubiegłego wieku. Oprowadzając nas po zakładzie z dumą pokazuje kolorowe urządzenia zastrzeżone w Urzędzie Patentowym.
- Na ogół kosiarki są zielone, czerwone, srebrne, moje - kolorowe. Powstały trochę przez przypadek. Była awaria na wtryskarce. Kolory się wymieszały. Kosiarki sprzedaję do hurtowni. Mam też umowę z marketami. W ciągu roku 13 tysięcy sztuk taczek będziemy dla nich produkować. Biznes nie idzie już tak jak dawniej, jak jeszcze te 12 lat temu. Zbyt nie jest już taki jaki był - przyznaje.
Przy zakładzie produkcyjnym przy ul. Kolejowej z czasem zaczęły powstawać kolejne klatki i woliery dla kur. - Pierwsze to były kochiny - tłumaczy Jakóbczyk. - Kupiłem je w Busku Zdroju na giełdzie. Czarna i biała. Duża i miniaturka. I tak się zaczęło.
Z czasem kolejnych kur zaczęło przybywać. Obecnie w ptasim mini zoo Jakóbczyk na m.in. uszatki, zielononóżki, kury bojowe z Japonii. - Te siniaki co mam na dłoniach to przez takiego bojowca - pokazuje ślady na rękach właściciel ptaków. - To są te kury, które wykorzystuje się do nielegalnych walk. Kogut jest groźny. Potrafi i na głowę wskoczyć. Nie da się zbliżyć ani do kury, ani do jajka - zaznacza Jakóbczyk, krusząc kurom kawałek bułki. - Kogut sam pierwszy nie zje, kurze pokarm najpierw odda. Sami zobaczcie, jakie zgodne małżeństwo.
Puchate, bojowe i go dong tao
Ptaki należące do przedsiębiorcy z Kraśnika żyją w klatkach ustawionych wokół zakładu. Do ogrodzenia przymocowane są tabliczki z napisem jaka to rasa. Jest co oglądać. "Cabalaya, Kuba”. Mają charakterystycznie opadającą linię grzbietu i długi ogon, "Araukana czarna, Ameryka Południowa”, znosi zielone jajka. "Brahma kuropatwiana, Indie” to kury typu ciężkiego, mają spokojny zrównoważony temperament. Zaś kury Go dong tao wyróżniają się masywnymi skokami.
- Mam też kury z Hiszpanii, Japonii, Niemiec, obu Ameryk, Wietnamu, Francji i Chin - wylicza Jakóbczyk. - Nie mam ulubionych, wszystkie lubię jednakowo. I te bojowe, i nasze zielononóżki. Co dwa lata wymieniam koguty. Kury są dłużej, ale nie więcej niż 4 lata. Jedna z kur rasy gigant amerykański zamiast lekko różowych jaj znosi zielone. Chciałbym ją zachować. Jajka włożę do inkubatora, może nowa odmiana wyjdzie? - zastanawia się hodowca.
Jakóbczyk hoduje nie tylko kury. Ma też przepiórki, bażanty, kaczki, papugi i żółwia. Prenumeruje czasopisma o drobiu, ma też książki na ten temat. - W prasie przeczytałem, że kaczki się nie rozchodzą, a mi się teraz dwa kacze małżeństwa rozbiły...
Przyznaje też, że te rasy kur, które chciał mieć, to już ma. - Najbardziej zależało mi na wietnamskich kurach. Mam je od 4 miesięcy. Cztery kurczaki dostałem: dwie kury i dwa koguty. Ta rasa jest bardzo wymagająca i wymaga wielu szczepień. Kury muszą mieć odpowiednią wilgotność i temperaturę.
Kolorowe, bez chemii
- Jajka mam różne. Zielone, brązowe jasne i ciemne i różowe - wylicza Jakóbczyk. - Wszystkie podpisuję, które od jakiej kury pochodzi, żeby się nie pomyliło. Przed Wielkanocą jaja cieszą się dużym zainteresowaniem. Nie trzeba ich farbować, bo od razu są kolorowe i to bez chemii. Znajomym jajka rozdaję, bo i ten, i tamten przyjdzie. Kiedyś po dwadzieścia sztuk im dawałem, później po 10. Teraz po sześć. Pieniędzy od nich nie biorę, bo to nie są kury zarobkowe, tylko ozdobne.
A czy sam je jajka z własnej hodowli?
- Najsmaczniejsze są te od puchatek. To kury, które zamiast piór mają puch. Mam te kury białe i żółte - tłumaczy Jakóbczyk. - Dobre są też przepiórcze. Co prawda małe, ale są zdrowe i bez cholesterolu. Co dwa, trzy dni kilka ubijam i pije z cukrem.
Trzeba jednak pamiętać, że tyle kur oznacza sporo pracy. Pierwsze pianie słychać już o godzinie 3. - Trzeba im jedzenie przygotować dwa razy dziennie. Picia dolać - opowiada Jakóbczyk. - U mnie wszystkie są paszą karmione: pszenica, owies, kukurydza. Wszystko mieszam i dodaję witaminy. W sumie wychodzi 2 godziny dziennie pracy przy ptakach.