Być może miałaby dobrą pracę, gromadkę dzieci, kochającego męża. Być może byłaby świetnym i szanowanym lekarzem. Być może. Magdalena Florek w sierpniu tego roku skończyłaby 40 lat, ale zginęła pół roku przed swoimi 12. urodzinami. Prawdopodobnie z rąk osoby znajomej. Kogoś, kto wciąż jest na wolności i jeśli nie znajdą się nowe dowody, uniknie kary.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Rozpacz rozdziera mi serce
- O córce mogę mówić tylko w samych superlatywach. To było moje kochane dziecko - mówi ze łzami w oczach Henryka Florek z Kraśnika, mama zamordowanej 28 lat temu Magdy. - Nie mówię tego, że to była moja córka, ale taka właśnie była. Była chorowita, ale bardzo miła, sympatyczna, spokojna, poukładana. Dobrze się uczyła.
Mama dziewczynki przyznaje, że często myśli o tym, jak wyglądałoby życie jej córki gdyby żyła. Magda chciała zostać lekarzem albo pielęgniarką. - Zwłaszcza jak do Madzi przychodzę na grób to takie myśli przychodzą. To wszystko tak bardzo boli. Tyle lat minęło a dla mnie nic się nie zmieniło. Rozpacz rozdziera mi serce...
Do szkoły nie poszła
17 lutego 1987 r. Dzień przed zabójstwem. - Kiedy wróciłam z pracy, w domu była moja mama - opowiada pani Henryka. - Przyjechała do nas w odwiedziny. Powiedziała mi, że Madzia jest taka markotna. Przeziębiła się. Moja córka była wcześniakiem. Bardzo się o nią martwiliśmy. Dbaliśmy. Chuchaliśmy. Taka była kochana. Wieczorem miała temperaturę. Dałam jej leki. Następny dzień był ponury. Padało. I żeby Madzia się nie rozchorowała jeszcze bardziej to postanowiłam, że zostanie w domu. Do szkoły nie poszła.
Choć chciała, bo rano poczuła się nieco lepiej. - Magda była bardzo obowiązkowa. Nie chciała opuszczać zajęć - dodaje jej mama. Kobieta wstała rano i zrobiła córkom śniadanie. Starsza córka Agnieszka chodziła wtedy do studium medycznego. Kiedy kobieta szykowała się do pracy Magda się obudziła. - Wstała ze swojego łóżka. Dziewczynki spały w pokoju obok. Poszła do toalety i przyszła do mojego pokoju. Położyła się na moim miejscu w łóżku. Jeszcze przed wyjściem ją okryłam. Tak ją zostawiłam.
Pani Henryka wyszła do pracy. Później z domu wyszła Agnieszka. Magda została sama. - Z tego co mówiła mi starsza córka zamknęła drzwi na górny zamek. Moje klucze były w dolnym zamku - przypomina sobie pani Henryka.
Pożar w mieszkaniu
Po pewnym czasie pani Henrykę ktoś zawołał na biuro przepustek. - Już nie pamiętał kto mi w pracy o tym co się stało powiedział - zastanawia się pani Henryka. - Może portier, że moje mieszkanie się pali. Że dziecko nie żyje, czy że jest w szpitalu. Nogi mi się załamały. Chciałam, żeby ktoś wezwał karetkę pogotowia, podwiózł mnie do domu. Biegłam do domu. Drogi mi nie ubywało. Do domu milicja mnie nie wpuściła. Magdusia leżała u sąsiadów.
Została zamordowana. Biegli, którzy zajmowali się sprawą stwierdzili, że dziewczynkę uderzono trzy razy w głowę. Uraz był tak duży, że mogła stracić przytomność albo się przewróciła. Potem została uduszona. Po zamordowaniu 11-latki sprawca lub sprawcy splądrowali mieszkanie. W domu zginęły nie tylko pieniądze, ale też biżuteria - dwa złote pierścionki - i ubrania; w tym skórzany płaszcz.
- Zginęła też ulubiona czapka Magdy. Kupiłam ją dla niej w Lublinie. Ktoś zabrał też jej sukienkę. Ani razu jej na sobie nie miała - opisuje pani Henryka.
Zdaniem kobiety jej córka nie wpuściłaby do domu nikogo obcego. - Magda nikomu obcemu nie otwierała drzwi. Tylko rodzinie - podkreśla jej mama.
Do ich mieszkania nie było żadnego włamania. - Ktoś wszedł drzwiami. To wiemy z akt sprawy - wskazuje pani Henryka.
Wciąż się boi
Rodzina Magdy wierzy, że uda się złapać zabójcę lub zabójców. Czasu na to jest jednak coraz mniej. Za 15 miesięcy sprawa ulegnie przedawnieniu. Winnych nie spotka kara. Rodzina apeluje do osób, które mogą mieć jakieś informacje, które naprowadzą śledczych na nowy trop, który pomoże rozwikłać tę ponurą zagadkę sprzeda lat.
- Bardzo wszystkich proszę. Jeśli ktoś coś widział, ktoś coś wie, żeby pomógł w odnalezieniu zabójcy - apeluje mama Magdy. - Ustalenie osoby czy też osób, które zabiły moją córkę jest moim największym celem. Boję się też bardzo o moją drugą córkę, żeby nikt jej nie zrobił krzywdy.
Kobieta mówi, że odbierała głuche telefony. Sytuacji bolesnych dla rodziny było więcej. Niedługo po zabójstwie Magdy jej mama otrzymała anonim. Autor listu groził jej śmiercią. Osobę, która to zrobiła wykryto i ukarano. To bliska kuzynki, która była przesłuchiwana w związku z zabójstwem Magdy.
Po tym wydarzeniu były kolejne niepokojące sytuacje. - Ktoś zerwał z pomnika na cmentarzu zdjęcie Madzi - opowiada mama zamordowanej nastolatki. - Później, jak już moja starsza córka została mamą, ktoś wrzuciła kamień z kartką przez balkon. To było lato. Na kartce papieru była narysowana szubienica, dziecko i napis „to jest twój syn”. Wybiegłyśmy z domu, żeby sprawdzić kto to, ale nikogo nie było.
Dziś wykrycie sprawców byłoby łatwiejsze
Rozmowa z Beatą Syk-Jankowską, rzeczniczką Prokuratury Okręgowej w Lublinie o zabójstwie Magdy Florek
• Jak zginęła Magda?
- Do zbrodni doszło 18 lutego roku w 1987 r. Około godz. 6.30 matka dziewczynki wyszła do pracy. W mieszkaniu została tylko 11-latka oraz jej starsza siostra, Agnieszka. Magda nie poszła tego dnia do szkoły, bo źle się czuła. Miała gorączkę i bolała ją głowa. Kiedy jej siostra wychodziła na zajęcia dziewczynka spała, dlatego zamknęła drzwi mieszkania na górny zamek. Około godziny 13 sąsiad idący klatką schodową poczuł wydobywający się spod drzwi swąd dymu. Powiadomił innego sąsiada i razem weszli do środka. Zamknęli pięć odkręconych zaworów kuchenki, z której wydobywał się gaz. W dużym pokoju na podłodze znaleźli 11-latkę. Próbowali ją reanimować, ale już nie żyła.
Śledczy bardzo szybko wykluczyli zabójstwo na tle seksualnym. Biegli stwierdzili, że Magda została uduszona w sposób gwałtowny poprzez zatkanie otworów głowy miękkim przedmiotem np. poduszką albo poprzez unieruchomienie klatki piersiowej. Pewne było tylko to, że w chwili, gdy podłożono ogień, 11-latka już nie żyła. Pod uwagę brano różne hipotezy. Najbardziej prawdopodobny okazał się motyw rabunkowy. Z mieszkania zniknęły dwa złote pierścionki, płaszcz damski, kalkulator, pieniądze, rękawiczki damskie 5-palcowe czarne oraz pieniądze o łącznej wartości ok. 250 tys. zł. W szafie, w której wisiała część ukradzionych rzeczy sprawca lub sprawcy próbowali podłożyć ogień. Na regale, w którym leżały pieniądze, policjanci zabezpieczyli ślady linii papilarnych.
• Wiadomo do kogo należały?
- Tego nie udało się ustalić. Odciski nie należały do żadnej z osób znajdujących się w kręgu zainteresowania śledczych.
• A kogo podejrzewano?
- Wiele osób. Matka wskazywała m.in. na możliwe sprawstwo swojej dalekiej kuzynki. Kobieta plątała się w zeznaniach, ale nigdy nie znaleziono dowodu potwierdzającego jej winę. W śledztwie przesłuchano szereg bardzo różnych osób. Posiłkowano się także opinią biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna, którzy odtworzyli profil psychologiczny potencjalnego sprawcy.
• Kim był więc zabójca?
- Sprawcami mogły być dwie osoby, z czego co najmniej jedna była kobietą. Wskazywały na to m.in. przedmioty wyniesione z mieszkania. Co najmniej jedna mogła też być znana rodzinie. Z badań mechanoskopijnych wynikało, że zamki nie zostały uszkodzone. Magda nigdy nie otwierała zaś drzwi nieznajomym. Stwierdzono także, że zbrodni dopuścili się osoby niedojrzałe, mające niewielkie doświadczenie w popełnianiu włamań i kradzieży. Cechowały się niewielkim stopniem przystosowania społecznego i agresywnością. Miały przeciętny poziom inteligencji.
• Ostatecznie śledztwo jednak umorzono.
- Ówczesna Prokuratura Wojewódzka w Lublinie zdecydowała o tym 31 marca 1990 r. wobec niewykrycia sprawcy. Nie oznacza to jednak, że sprawa trafiła na półkę. Od dłuższego czasu zajmują się nią policjanci z Archiwum X. Badają dostępne materiały. Porównują zebrane na miejscu zbrodni odciski palców, z tymi które trafiły do policyjnej bazy danych w ciągu następnych lat. Liczymy też na to, że może zgłosi się świadek wydarzeń, który w latach 80 bał się mówić na ten temat, a teraz nie ma już ku temu powodów.
• Jeśli tak się nie stanie zbrodnia wkrótce się przedawni.
- Stanie się to w lutym 2017 r. Gdyby jednak do tego czasu postawiono zarzut sprawcy lub sprawcom, to na osądzenie ich wymiar sprawiedliwości będzie miał jednak kolejne 10 lat.
• Czy śledczy badający tę sprawę przed laty popełnili błędy? Czy przyczyną nie odnalezienia zbrodniarzy mogły być jakieś zaniechania?
- Nie wynika to z posiadanych materiałów. Śledczy wykorzystali wszystkie posiadane w tamtych czasach metody. Trudno wyrokować, ale obecnie wykrycie sprawców byłoby znacznie prostsze. Przyczynić do niego mogłyby się na przykład nagrania z miejskiego monitoringu. Wtedy sprawcy weszli do budynku niezauważeni.
Rozmawiała Agnieszka Kasperska