Do wieszania przygotowywali się bardzo solidnie. Kupili sznury. W Internecie poszukali wskazówek. Począwszy od wyboru sznura po dobór podkładek pod stopy, łatwych do odepchnięcia w trakcie wieszania. Przeczytali też, że podczas wieszania odcina się dostęp powietrza i jest odlot - tłumaczy "Wisielec”. No i odlot był
Aż tak nie było. - Tylko gorąco i tak jak po kilku piwach. Albo po kilku machach trawy - porównuje "Wisielec”. - Później na chwilę ciemno się zrobiło. Kiedy otworzyłem oczy to "Chudego” zobaczyłem. Patrzył z wybałuszonymi oczami. Chyba lekko pękał.
Teraz bawią się w to od czasu do czasu. - Nie, nie boimy się - zapewniają. - Wiemy, kiedy się odciąć. Wszystko robimy, tak żeby było bezpiecznie, żeby móc się powiesić jeszcze. Bo to fajna zabawa jest. Zwłaszcza, że u nas nudno. Cholernie nudno. Każdego dnia - szare podwórko, szare bloki i szara pogoda.
Kiedyś chciał być dobry
"Wisielec” ma na imię Tomek. Ma 13 lat i mieszka w jednej z lubelskich dzielnic. W domu nie lubi siedzieć. Matka krzyczy, ojciec krzyczy, młodszy brat krzyczy. Kiedyś postanowił sobie, że przez cały dzień będzie miły i będzie robił tylko dobre uczynki. - Tak robił ktoś na filmie w telewizji - przypomina sobie. - I na koniec wszyscy byli szczęśliwi. Mama go ucałowała, tata poczochrał po głowie. O, taką jazdę miał!
Ale Tomkowi coś nie wyszło. Oberwał, że podlał kwiatka, że kręci się po domu, że pewnie chce coś zepsuć albo ukraść i wymienić na papierosy. Już więcej nie chciało mu się być dobrym. Ale nie chciał, żeby mu się nudziło. I dlatego, jeśli nie siedział na ławce za sklepem z puszką piwa ukrytą w gazecie, to siedział przed telewizorem. Z ojcem, który nie ukrywał puszki piwa. Ani tej pierwszej, ani drugiej, trzeciej, czwartej...
I jednego z takich dni zobaczył w telewizji chłopaków wieszających się na sznurze od bielizny. - I każdy, którego odcinali - miał zajebiste wizje. A to, że gdzieś nad morzem się wyleguje, a to że jakąś pannę niezłą wyrywa - opowiada z przejęciem "Wisielec”. - Był niezły ubaw. Dlatego z "Chudym” postanowiliśmy to sprawdzić. Dlatego teraz Tomek to "Wisielec”. - Wszyscy przychodzą i mówią: "no chodź”, "no pokaż”. Chyba dla nich autorytetem jestem - mówi dumnie chłopak.
Albo kasa, albo cię naznaczymy
Na innym szarym podwórku, w okolicy też szarych bloków bawią się dziewczynki. I chłopcy. Skaczą, krzyczą i się śmieją. Z daleka jak dzieci. A z bliska? Szkoda gadać - macha ręką starszy mężczyzna. - Oni tam się zapalniczkami podpalają. Boję się koło nich chodzić.
- Wszystkich nie podpalamy - z niechęcią odpowiada na pytanie Asia. Ciemna brunetka. Dwanaście lat. Duże mini, makijaż. - Albo bronimy, albo ktoś sobie zasłuży. Tylko wtedy!
Jak można sobie zasłużyć? Wystarczy siedzieć na ławce i się patrzeć. Lub nie pożyczyć złotówki, lub dać o złotówkę mniej. Wtedy podchodzi się, wyciąga zapalniczkę i mówi "Albo kasa, albo cię naznaczymy”. Asia, też tak mówi. Nauczył ją brat, który należy do paczki. Musiał ją ze sobą zabierać, bo matka do pracy zaczęła chodzić. Miał się nią opiekować, więc się opiekuje. Czasem nawet chipsy jej kupi. - Z tymi zapalniczkami, to więcej jest śmiechu niż strachu. Bo jaką krzywdę można zrobić zapalniczką - wzrusza ramionami brat Asi i pokazuje swoją rękę. Na niej trzy ślady po oparzeniu. - To prawie nic nie boli, a wygląda jak ręka twardego faceta, który niczego się nie boi - dodaje z dumą.
Mój pierwszy robak
Dla podkreślenia twardego charakteru nie tylko kaleczą swoje ręce. Ostatnio zbierają robaki. Martwe i żywe. I je połykają. - W telewizji tak robili. Nawet dziewczyny! - przekonuje Asia. - Ja też jestem jak ta lala z programu. Wszyscy tak mówią.
Robaki nie stają im w gardle. - Może na początku tak było. Ale teraz? To pikuś - śmieją się gimnazjaliści. Każdy pamięta swojego pierwszego robaka. "Długi” miał glistę - bo ona też jest długa. "Ferdżiemu” trafił się konik polny, a Asi żuczek, malutki żuczek. Przy zawodach w połykaniu robali śmiechu było co niemiara. - Chłopaki robili takie miny, że jeszcze nigdy takiego czegoś nie widziałam - wspomina Asia. - Następnego dnia brzuch mnie bolał. Ale to chyba ze śmiechu.
Bawić się, by o wszystkim zapomnieć
Kolejne szare podwórko z szarymi blokami. Bez piaskownicy, placu zabaw, ale za to z fajnymi ruinami. Ale tam się nikt nie bawi w chowanego. Tam się siedzi i wącha gaz. Gaz z zapalniczek.
Chłopaki nie chcą o tym rozmawiać. - No bo o czym? Że papierosy palą czy piwo piją? Wszyscy to robią, więc sensacji nie ma. Z gazem też to już normalka - tłumaczą.
Zapalniczka kosztuje kilkadziesiąt groszy, a atrakcji jest tyle co po ciągnięciu kilkudziesięciu gramów trawy czy wąchaniu kleju. A i kupić łatwiej. Bo w kiosku wszyscy sprzedadzą. Po powrocie do domu nic nie widać. Trawa śmierdzi, butapren też, a gaz z zapalniczki nie. Ci co chcą lepszych efektów, ćpają wprost z zapasowych pojemników służących do nabijania zapalniczek. Niektórzy kombinują jeszcze inaczej. Wpuszczają gaz do foliowych torebek i nakładają na głowę. - Jazda wtedy jest gigantyczna - tylko tyle mówią o wrażeniach.
Dlaczego to robią? Z nudów i dla zabawy. - To takie nasze hobby - śmieją się chłopaki w bluzach w kapturze. Tylko jeden rzuci więcej. - Kiedyś się kopało piłkę. - Były beztroskie lata, była beztroska zabawa. To się nie wróci...