W każdy weekend spotykają się na oddalonych od miasta parkingach. Słychać wtedy ryki wysokoobrotowych silników, czuć "zapach” spalonej gumy.
Akrobacje na motorze nie są sportem "dla każdego”. Wykonywanie ekstremalnych ewolucji wymaga od kierowcy zacięcia i długiego treningu. No i nie obędzie się bez mocnej maszyny. Inaczej próby mogą skończyć się bardzo "nieprzyjemnie”.
Pierwsza miłość
- Kocham motory od dziecka. Pamiętam, że moją pierwszą zabawką był taki mały plastikowy motorek. A nosząc pieluchy już na czymś jeździłem. Nauczyłem się tego wcześniej niż chodzenia. W ogóle, odkąd sięgam pamięcią, miałem jakąś maszynę - wspomina Bartek "Wróblik” Wróbel. - Za każdym razem, gdy siadam na motor, czuję motylki w brzuchu. Większe, niż kiedy pierwszy raz się zakochałem. Czuję respekt do maszyny. A już najwięcej adrenaliny budzi we mnie ryk silnika. Kocham to i zawsze będę to robił.
A nam Bartek mógłby o motorach opowiadać godzinami.
Sebastian Bełz pewnie też: Ojciec kiedyś jeździł, ale musiał przestać, bo od ryku silnika kury sąsiadów przestały się nieść, a krowy zaczęły dawać kwaśne mleko. Przelał więc swoje pasje i ambicje na mnie i moich braci: Kamila i Łukasza. W ten sposób dostałem pierwszą motorynkę. Teraz tato jest naszym głównym serwisantem - tak o swoich początkach opowiada Sebastian.
Konie muszą być \"rasowe”
- Motory są odpowiednio podrasowane, zamiast fabrycznych 6 s, od 0 do 100 przyspieszają w 3 - mówi Bełz. Maszyna posiada moc 100 KM, co przy masie 200 kg skłania do wniosku, że jazda na niej to istnie "diabelski fach”, ale jednocześnie "niebiańska przyjemność”.
Zgoda z policją
- Przyjeżdżają do nas ekipy ze Świdnika i Lublina m.in. mistrz Polski we freestyle Hubert "Raptowny” Dylon. Jeździmy razem. Potem wspólnie imprezujemy - mówi "Wróblik”.
Stunt to nie tylko forma współzawodnictwa, to przede wszystkim społeczność i styl życia. Oprócz gości z innych ekip, weekendowe zjazdy odwiedzają też mieszkańcy Zamościa i okolic. Jeśli jest dobra pogoda przyjeżdżają tu całe rodziny z dziećmi, również starsze osoby przyglądają się ciekawie. Regularnie pojawiają się też władze.
- Z policją nie mamy większych problemów. Żyjemy w zgodzie, bo nie bawimy się na ulicy, tylko w ustronnym miejscu. Zawsze sprawdzają czy mamy ubezpieczenie, a my dbamy o to, żeby je posiadać. Nasze wyczyny kończą się ewentualnie siniakami i obiciami. - mówi Kamil.
- Tak... szukamy sponsorów w celu opłacenia bandaży, kul i opasek uciskowych, pomagających nam w leczeniu naszych kontuzji - śmieje się Bartek - A tak poważnie, marzymy o występie na Extrememoto w Warszawie.
Piotr Stasiuk